Za nami już pięć z trzynastu rund tegorocznej kampanii F2, a przez to, ile dzieje się na torze, można odnieść wrażenie, że sezon zaraz dobiega końca. Każdy weekend tworzy nam kilka nowych wydarzeń do dyskusji i twitterowych virali, niezależnie czy w pozytywnym, czy w negatywnym wydaniu.
O ile tegoroczna stawka jest najmocniejszą od 2020 roku, o tyle wciąż możemy zaobserwować typowe dla niższych serii momenty, w których zastanawiamy się, czy aby na pewno niektórzy kierowcy nie znaleźli swojej licencji w paczce chipsów. Nie inaczej było w Monako, które dało nam bardzo dobre kwalifikacje i dwa niezłe wyścigi przykryte jednym wydarzeniem.
Jeszcze przed przejściem do głównej części - jeżeli chcecie się wkręcić w niższe serie i zastanawiacie się, kiedy F2 i F3 towarzyszą królowej motorsportu, to TUTAJ znajdziecie odnośnik do kalendarza obu kategorii, a także poznacie całą stawkę i potencjalne perełki.
Martins o włos od potrącenia porządkowego
Formuła 2 przyzwyczaiła nas już do tego, że co weekend - nawet jeżeli niewiele dzieje się na torze - powstają mniej lub bardziej absurdalne historie. Tym razem było podobnie, bo show nie skradł pewnie wygrywający główny wyścig Frederik Vesti, który tym samym został liderem klasyfikacji generalnej, lecz doprowadzający do niebezpiecznej sytuacji Victor Martins.
Fracuz z portugalskimi korzeniami o mały włos nie odtworzył zdarzenia z tego samego miejsca z Pastorem Maldonado w roli głównej. Wówczas Wenezuelczyk nie wyhamował przed zakrętem numer 3 w zakręcie Massenet i przy podwójnych żółtych flagach wjechał w porządkowego, który na całe szczęście uszedł z życiem.
Dla tych, którzy nie widzieli zajścia, gdzie „bohaterem” był Martins, nakreślmy najpierw kontekst. W trakcie 22. okrążenia Jack Doohan stracił panowanie nad bolidem we wcześniej wspomnianej sekcji Massenet, tym samym rozbijając samochód, który szybko zaczął się palić. Australijczyk błyskawicznie wyskoczył ze swojej maszyny, dyrekcja wyścigu podjęła decyzję o neutralizacji, a w miejscu incydentu pojawiły się podwójne żółte flagi - konieczne ze względu na interwencję porządkowych.
Doohan w momencie uderzenia w bandę był ok. 10 sekund za drugim Victorem, co oznacza, że zawodnik ART musiał pokonać praktycznie całą nitkę, aby dojechać do zdarzenia. Warto dodać, że jeszcze po drodze mistrz F3 zawitał u mechaników, więc śmiało można założyć, że od momentu wyjazdu samochodu bezpieczeństwa do pojawienia się Martinsa w T3 minęły mniej więcej 2 minuty.
Było to jednak za mało na zastanowienie się i przyjrzenie się sytuacji na tyle, aby Francuzowi zapaliła się lampka w głowie, która mówiłaby, iż warto zwolnić. Gdyby nie to, że ekipa sprzątająca znajdowała się bezpośrednio obok bolidu Doohana, a nie w jego tylnej części, Martins byłby bez szans na odpowiednią reakcję.
Z wiadomych względów nie możemy tutaj wstawić nagrania z całego zajścia, ale warto poszukać go na oficjalnych platformach, bo junior akademii Alpine zrobił jedną z najgorszych rzeczy, których może dopuścić się kierowca wyścigowy. Victor ma sporo szczęścia i dobrego refleksu, że uniknął porządkowych. I jeszcze więcej, że włodarze F2 postanowili nie podejmować dalszych działań, a jedyną karą nałożoną na Martinsa był przejazd przez aleję serwisową, a nie chociażby zawieszenie na rundę w Barcelonie.
Przypadek mistrza Formuły 3 jest o tyle ciekawy, że poziom niżej dał się poznać jako bardzo rozsądny kierowca. Może nie najszybszy, ale za to ograniczający błędy do minimum, skuteczny i potrafiący zachować chłodną głowę. Rok temu tylko raz nie punktował w wyścigu głównym, czyli najrzadziej w całej stawce, a w kluczowym momencie sezonu wygrał wojnę nerwów z Isackiem Hadjarem, zgarniając w ostatnich dwóch weekendach 37 punktów, gdy jego rodak zdobył raptem 15.
Zaledwie kilka miesięcy oraz awans do nowej serii zmieniły postrzeganie kierowcy ART, który jawi się jako bardzo szybki i utalentowany chłopak, ale popełniający wręcz juniorskie błędy. Trudno inaczej nazwać obrócenie się w Arabii pod presją Vestiego, wjechanie podczas neutralizacji w Haugera, uderzenie w ścianę w Baku czy właśnie zachowanie w Monako. Te sytuacje pokazują, że Victor wciąż nie jest gotowy do walki o najwyższe cele.
Zmiana lidera klasyfikacji generalnej
Tak jak trudno znaleźć coś pozytywnego w międzysezonowej przemianie Martinsa, to o wiele więcej ciepłych słów można powiedzieć o powrocie do Premy Frederika Vestiego, który właśnie został czwartym liderem klasyfikacji generalnej tego sezonu. Duńczyk w swojej kategorii wiekowej od dłuższego czasu ma łatkę niezłego i całkiem szybkiego zawodnika, ale pomimo przynależności do akademii Mercedesa nigdy nie był brany za wielki talent.
Duży wpływ na taką reputację miał sezon 2020, w którym Vesti spisał się bardzo przyzwoicie w Formule 3, ale mimo wszystko nieco odstawał od walczącego o mistrzostwo trio, które tworzyli Piastri, Pourchaire i Sargeant. Wychowanek stajni z Brackley ostatecznie razem z Sargeantem nie przeszedł na kolejny rok do F2, a ich droga do potencjalnego angażu w królowej motorsportu się wydłużyła.
Taki skok jakościowy 21-latka jest o tyle zaskakujący, że jego debiutancka kampania w Formule 2 była najwyżej okej. Frederik nie wyróżniał się na tle stawki i choć pokazywał, że drzemie w nim potencjał, tak był też nieregularny i często gubił punkty. Aż sześć z czternastu weekendów kończył z zerową zdobyczą punktową, a w ART nie porwał na tyle, że po sezonie szukał powrotu do Premy.
Ten okazał się strzałem w dziesiątkę, bowiem poza nieudanym GP Bahrajnu kierowca rodem z Vejle jeździ na bardzo wysokim poziomie i od tamtej pory ani razu nie ukończył wyścigu głównego poza top 4. Niestety jego problemem na drodze do F1 jest brak medialności. Vesti to nazwisko, które zawsze stało z boku i nikogo nie grzało, więc Mercedesowi może być bardzo trudno przekonać któryś z zespołów, aby ten przygarnął do siebie reprezentanta Danii.
Oprócz tego ekipa z Brackley może chcieć prędzej przepchnąć powrót Micka Schumachera, a Vestiego wziąć pod swoje skrzydła w roli zawodnika łączącego funkcję rezerwowego ze startami w innym programie. Chyba jedyną nadzieją dla Frederika mógłby być tracący cierpliwość do Logana Sargeanta James Vowles, który jako dług wdzięczności wobec Toto Wolffa zamieniłby debiutanta na... debiutanta. Ale i to brzmi jak science-fiction.
fot. F2