Jeśli choć raz oglądaliście Super Bowl, finały NBA czy którekolwiek z innych ważnych wydarzeń sportowych organizowanych w Ameryce, to wiecie, że jest to zupełnie inny świat pod względem marketingu. Nie inaczej jest w przypadku Indianapolis 500, które oprócz obrośnięcia legendą ma swoje kultywowane od lat tradycje. Choć niektóre z nich mogą wydawać się dziwne, to często mają swoją genezę i podłoże historyczne.
Zwycięzca pije mleko
Uwaga wszystkich po przecięciu przez bolidy linii mety skupia się głównie wokół triumfatora. To dla niego przygotowana jest victory lane, czyli miejsce, w którym celebruje wygraną nawet jeszcze w bolidzie. Zawsze z kierowcą cieszy się też część zespołu, oddelegowana do jego auta, czyli mechanicy, spotterzy i inżynierowie. W centrum znajduje się też rodzina, a przyjemności rzadko odmawiają sobie też właściciele ekip. Wydawać by się mogło, że najlepiej uczcić wygraną szampanem, ale w przypadku Indy 500 zawodnik dostaje butelkę mleka, którą ma za zadanie wypić.
Tradycja sięga 1933 roku, kiedy to Louis Meyer po swoim zwycięstwie w wyścigu poprosił o mleko (lub według kilku doniesień maślankę), którym zwykł gasić swoje pragnienie w upalne dni. Od 1956 roku firmy mleczarskie z okolic Indianapolis były niejako sponsorem tradycji - zwycięzca, który zdecydował się napić mleka, wygrywał 10 tysięcy dolarów.
Kierowcą, który wyłamał się z tradycji, był Emerson Fittipaldi po zwycięstwie w Indy 500 w 1993 roku. Wypiciem soku pomarańczowego zamiast mleka chciał - jako Brazylijczyk - promować rodzimy przemysł owoców cytrusowych… co do tego stopnia nie spodobało się Amerykanom, że podczas następnej rundy sezonu 2-krotny mistrz świata F1 został wygwizdany przez publiczność. “Rozgrzeszono” go dopiero po latach, mimo że za incydent kilkukrotnie wcześniej przepraszał.
Wieniec dla zwycięzcy
Stare zdjęcia, pochodzące z fet mistrzowskich, gdy kierowcy ścigali się w “trumnach na kołach”, charakteryzują się obecnością wieńców, które były zakładane na szyje zawodników. W F1 wieńce zaliczyły krótki powrót podczas sprintów, ale w innych seriach wyścigowych tradycja nadal ma się dobrze. Wyjątkiem nie jest Indianapolis 500, gdzie od 1960 roku zwycięzca nosi na ramionach wieniec z 33 storczykami, symbolizującymi liczbę startujących do wyścigu aut.
Marcus Ericsson celebrujący zwycięstwo w 2022 roku (fot. IndyCar)
Borg-Warner Trophy
Indianapolis do dziś jest synonimem przemysłu motoryzacyjnego. Przed I i II wojną światową w aglomeracji tej mieściło się mnóstwo zakładów, w których produkowano samochody. Jednym z nich był Borg-Warner, który zresztą istnieje do dziś i jest producentem turbosprężarek montowanych właśnie w bolidach IndyCar.
W 1935 roku szefostwo firmy zleciło wykonanie trofeum, które przyznawane byłoby zwycięzcy 500-milowego wyścigu. Srebrna nagroda w chwili powstania miała wartość 10 tysięcy dolarów. Obecnie jego wartość oscyluje w granicach 1.3 miliona.
Puchar o wysokości 163 cm i wadze 69 kilogramów pokryty jest podobiznami twarzy zwycięzców każdej z edycji wyścigu. Z uwagi na wypełnienie wszystkich wolnych miejsc na trofeum w 1986 roku kolejne podobizny umieszcza się już na podstawie, która została dodana jako jego kolejny element. Z uwagi zaś na rozmiary i wagę zwycięzca Indy 500 otrzymuje jedynie miniaturkę, zwaną “Baby Borg”. Przy oryginalnym trofeum kierowca odbywa sesję fotograficzną dzień po swoim triumfie.
Całowanie cegieł na linii start-meta
Tradycja całowania cegieł pochodzi z NASCAR, a dokładniej od zwycięzcy wyścigu Brickyard 400 w 1996, Dale’a Jarretta. Kierowcy wraz z szefami zespołów i nierzadko z rodziną oraz mechanikami całują cegły wyznaczające linię start-meta. Skąd takie umiłowanie do nich i dlaczego w ogóle znajdują się na torze?
Cóż, nawierzchnie na przestrzeni lat ewoluowały. Sam owalny kształt niektórych torów wynika z faktu, że wyścigi organizowano na obiektach przeznaczonych do gonitw konnych z nawierzchnią drewnianą. Na tego typu trasach, podobnie jak na ubitej nawierzchni, zginęły setki kierowców i tysiące osób postronnych. Wszechobecna śmierć na torze wymagała więc szukania rozwiązań technologicznych.
Pierwotnie nawierzchnia Indianapolis Motor Speedway pokryta była mieszanką smoły z kruszonymi kamieniami, natomiast uległa ona zniszczeniu latem 1909 roku. Wówczas zapadła decyzja o wyłożeniu toru cegłami, które pozostały do dziś na długości 1 jarda (0,9411 metra) na linii start-meta.
Helio Castroneves całuje cegły na linii start-meta po czwartym triumfie w Indy 500 (fot. IndyCar).
(Back Home Again In) Indiana
Każdego roku przed wyścigiem wykonywana jest pieśń datowana na 1917 rok. Tradycja rozpoczęła się w 1946 roku, a więc wtedy, gdy wyścigi - w tym Indianapolis 500 - znów mogły być rozgrywane z uwagi na zakończoną II Wojnę Światową. James Melton, obecna wówczas na zawodach gwiazda Metropolitan Opera w Nowym Jorku, zaproponował uczczenie w ten sposób powrotu samochodów na tory wyścigowe.
Zwyczaj przyjął się, a najbardziej zasłużonym wykonawcą jest Jim Nabors, który wykonywał pieśń w latach 1972-2014 aż 36 razy! Obecnie śpiewa Jim Cornelison, który udziela głosu również przy domowych spotkaniach Chicago Blackhawks, drużyny NFL.
Ciekawostki
Carb Day - ma miejsce w piątek, a więc dwa dni przed wyścigiem, choć pierwotnie odbywał się w środę. Wówczas zespoły dokonują ostatnich poprawek i po raz ostatni wyjeżdżają na tor przed wyścigiem, co samo w sobie gromadzi porównywalną liczbę widzów na torze co w dniu zmagań. Dzień jest ubogacony przez koncert czy takie atrakcje jak Pit Stop Challenge, gdzie ekipy mechaników rywalizują ze sobą o najszybszą zmianę opon i tankowanie.
Do niedawna podczas Carb Day odbywał się wyścig Indy Lights - Freedom 100. Nazwa pochodzi od gaźników, które kiedyś występowały w układach spalinowych silników wykorzystywanych w bolidach. To właśnie w Carb Day, czy w pełnym brzmieniu - Carbutetion Day, gaźniki regulowano do ustawień wyścigowych. Obecnie gaźników już w samochodach nie ma, ale nazwa i tradycja pozostały.
500 Festival Parade - obecnie jedna z trzech największych parad w USA. Ma miejsce w centrum Indianapolis, biorą w niej udział wszyscy kierowcy, a sam festiwal składa się ponad 50 różnych wydarzeń. Tradycja sięga 1957 roku.
Pace Car - zwycięzca wyścigu otrzymuje samochód bezpieczeństwa na własność. W tym roku jest to Chevrolet Corvette Z06.
Gordon Pipers - grupa wolontariuszy-muzyków uświetniających Indy 500 od 1962 roku. Oprócz obecności na paradzie Festival 500, eskortowania trofeum Borg-Warner na tor przed wyścigiem czy podczas kierowania się zwycięzcy do victory lane, występują też na meczach Indianapolis Colts, czyli lokalnej drużyny futbolu amerykańskiego, rywalizującej w NFL.
Żółte koszule - personel dbający o bezpieczeństwo toru od 1945 roku wyróżnia się takim właśnie charakterystycznym ubiorem. W większości są to wolontariusze, choć mówi się o zarobkach rzędu 8 dolarów na godzinę. Część kibiców traktuje taką pracę jako darmową możliwość obejrzenia legendarnego wyścigu.
Wojsko i weterani - kultura Ameryki skupia się często wokół weteranów wojen, których traktuje się tam jako bohaterów. Dlatego są oni częstymi gośćmi wszelkich wydarzeń, wokół nich organizuje się również podczas Indy 500 wszelakie akcje charytatywne. Wyścig ma miejsce w okolicach Memorial Day, a myśliwce przelatują nad torem w ramach poprzedzającej go ceremonii.
Ceremonia przedwyścigowa - odśpiewanie hymnu Stanów Zjednoczonych (fot. IndyCar).
Przesądy
Klątwa Andrettich - po wygranej Mario Andrettiego w 1969 roku żaden z potomków mistrza świata Formuły 1 nie triumfował Indy 500. Rozpatruje się ten fakt w kategoriach klątwy.
Klątwa Smithów - żaden z kierowców o nazwisku Smith nie zwyciężył w ‘500’. Jest to o tyle ciekawe, że przez lata stawka była zdominowana przez Amerykanów, a Smith… to najczęściej spotykane nazwisko w USA.
Numer 13 - jak w wielu miejscach, rozpatruje się go jako pechowy. Dlatego zespoły unikają posiadania w swoim asortymencie bolidu ze wspomnianym numerem.
Zielony kolor - również rzekomy symbol pecha, który jednak ma na tyle dużą rzeszę wyznawców, że nieraz zdarzały się zmiany malowań czy używanie innych kolorów przez sponsorów tylko na tę imprezę.
Orzeszki ziemne - ktoś kiedyś słyszał, że w latach 40-tych w rozbitym samochodzie znaleziono takie przekąski. Choć dowodów nie ma, przysmaków tych nie nabędziemy na torze od 2009 roku.
Zając - wyjątkowo symbol szczęścia, podobno przynosi je każdemu kierowcy, który zobaczy to zwierzę przed wyścigiem. Nie jest to niewykonalne, bo zające chętnie odwiedzają okolice toru.
Z uwagi na fakt, że celebryci zawsze liczą na “coś ekstra”, organizuje im się różnorakie przyjemności. Z tego powodu istnieje funkcja “marszałka”, który w przeszłości był odpowiedzialny za komendę “Kierowcy, do samochodów!”. W tym roku przypadnie ona Stephanie Beatriz, która wcieliła się w postać Rosy Diaz w serialu Brooklyn 99, oraz podkładała głos Mirabel Madrigal w angielskojęzycznej wersji Encanto.
Zieloną flagą, oznaczającą początek wyścigu, pomacha zaś Adam Driver (swoją drogą idealnie pasujące nazwisko), którego ja osobiście kojarzę z roli Kylo Rena w najnowszych częściach Gwiezdnych Wojen. Wcześniej byli to między innymi Reggie Miller, którego z pewnością znają fani Indiany Pacers, czy Peyton Manning, quarterback zespołów NFL takich jak Indianapolis Colts czy Denver Broncos.
Adam Driver jako Kylo Ren.
Innych tradycji, których tu nie wymieniłem, a z pewnością ważnych dla poszczególnych grup biorących udział w wydarzeniu, jest jeszcze drugie tyle z tego, co zostało omówione w artykule. Natomiast przedstawienie najważniejszych pozwoli Wam odnaleźć się w pozornym chaosie.