Kiedy Christian Lundgaard przyjechał na przedsezonowe testy do The Thermal Club w Kalifornii i obwieszczał w wywiadach, że nie zgoli nowo wyhodowanego wąsa, dopóki nie wygra wyścigu, to pukałem się w czoło. Cały czas mówi się o równych szansach wielu kierowców Indy i o ile faktycznie co sezon obserwujemy na podium reprezentantów mniejszych zespołów, to konkurowanie o zwycięstwo z Penske czy Ganassi to trudna sprawa nawet dla McLarena czy Andrettiego. Tymczasem jednak duński drugoroczniak pokonał samego Alexa Palou!

Triumfowi Lundgaarda oczywiście daleko do precedensu. Mimo wszystko jest to jawne już zgłoszenie akcesu do lepszych składów, bo o ile lider Rahal Letterman Lannigan często bije się w czołówce, to dotychczas mógł pochwalić się jednym podium z ubiegłego roku i pole position w tegorocznym GP Indianapolis. Krajobraz po Toronto w kontekście Duńczyka wygląda teraz inaczej, a co najważniejsze - o niebo lepiej! W klasyfikacji generalnej jest już siódmy, co oznacza, że notuje lepsze wyniki niż każdy z podopiecznych Michaela Andrettiego.

Być może kradzież nie należy do najbardziej chwalebnych postępków, ale to na nią w kontekście Lundgaarda powinni zdecydować się Mario i Michael, jeśli chcą, by ich stajnia znów była w grze o najwyższe cele. W przeciwnym razie doradzam zmienić nazwę zespołu na Scuderia Andretti, przemalować bolidy na cztery odcienie czerwonego i zawiązać inżynierom oczy na pitwall. Żarty żartami, ale jeśli twoim ostatnim mistrzem jest Ryan Hunter-Reay, który zdołał zakończyć karierę i ją wznowić, to “something’s wrong, I can feel it”, jakby stwierdził Eminem. 

Christian Lundgaard, podobnie jak Kyle Kirkwood w Long Beach, wygrał swój pierwszy wyścig w karierze w Indy. Obu panów łączy fakt, że odnieśli swoje triumfy po startach z pole position i dysponowali tempem pozwalającym na wygraną. Trudno więc mówić o szczęściu debiutantów, gdy najbardziej przekonujące zwycięstwa w sezonie padają łupem bardzo młodych zawodników. Aha, śmieszna sprawa - RLL wygrało w tym roku wyścig wcześniej niż McLaren. Gdzieś w garażu stajni z Woking słychać szlochanie Pato O’Warda.

Nie samym Lundgaardem żyje człowiek, co znów udowodniła znakomita dyspozycja Alexa Palou. Po starcie z piętnastej pozycji, będącej efektem opadu deszczu w kwalifikacjach w momencie wykonywania pomiarowego okrążenia, Hiszpan nie dał o sobie zapomnieć w niedzielnych zawodach. Stratedzy Alexa pod kątem zarządzania rywalizacją dawali popis niczym pianiści na Konkursie Chopinowskim. W bardzo krótkim czasie główny pretendent do mistrzostwa nawiązał walkę z czubem stawki, a moimi ulubionymi manewrami w jego wykonaniu były wyprzedzenie Grosjeana na uślizgu czy też Herty i Lungdaarda jednym sprytnym atakiem od zewnętrznej.

Za ten występ należą się brawa nie tylko kierowcy, ale też całej ekipie opiekującej się bolidem nr 10. Dowieźć drugie miejsce z przednim skrzydłem, które trzymało się zaledwie na naklejce, dysponować w uszkodzonej maszynie tempem, które pozwalało skutecznie bronić się przed trzecim w wyścigu Hertą, spaść po kontakcie spowodowanym przez Castronevesa i Kirkwooda na koniec stawki, a mimo to ustąpić zaledwie Lundgaardowi… ręce same składają się do oklasków.

A skoro wyścig był w Toronto, to był kiedyś taki koszykarz Raptors - Vince Carter. Tenże zawodnik po bajecznym wsadzie podczas konkursu w trakcie weekendu gwiazd rzucił tylko “It’s over”, bo wiedział, że jest bezkonkurencyjny. Alex Palou też taki jest w tym roku i o ile powinienem zachować profesjonalizm oraz poddać formę Hiszpana analizie, to zwyczajnie uważam, że powiększenia przewagi w klasyfikacji generalnej w takich okolicznościach przyrody komentować nie trzeba. Cieszmy się kochać Alexa, tak szybko może odejść do McLarena.

Z innych wartych zaobserwowania wydarzeń: doszło do karambolu na pierwszym okrążeniu, w wyniku którego konkurencyjność maszyn uległa znacznemu pogorszeniu u Hunter-Reaya, Rossiego, Harveya, Robba, DeFrancesco, obu A.J. Foytów i Blomqvista, który niczemu winny nie był, ale nie zaliczy swojego debiutu w Indy do udanych, bo trwał on zaledwie kilkanaście sekund.

Podobnie jak pracodawca Ferucciego i Pedersena, chętnie do Ameryki wróci też Meyer Shank, którego zawodnicy również zaliczyli wypadki - w bolid Helio uderzył Kirkwood, który już drugi raz w tym sezonie poddaje w wątpliwość swoje umiejętności jazdy na milimetry za innym samochodem, za co otrzymał słuszną karę stop and go. Pod koniec wyścigu Powerowi i Ericssonowi skończyło się paliwo, więc obaj kierowcy okupujący dość wysokie lokaty musieli zjechać na ostatnim okrążeniu, czym sprawili niespodziankę Pato O’Wardowi.

Przedstawiciel Penske był wyraźnie zły i trudno mu dziwić, bo jak sam stwierdził, byłby w stanie zarządzać paliwem, gdyby tylko dostawał informacje od zespołu odpowiednio wcześnie. Colton Herta dodał do swojego dorobku pierwsze podium w tym sezonie, natomiast Agustin Canapino zadziwił świat, kończąc na dwunastej lokacie. No i byłbym zapomniał - Romain Grosjean rozbił się, bo wypadła mu z rąk kierownica. Francuski bajerant znów okłamał 40 milionów fanów. Chłopie, ty się zastanów!

Psst, za kilka dni podwójny głowacz na owalu w Iowa. Tak, dwa wyścigi w jeden weekend! Zapraszam. Rozkład jazdy będzie na stronie razem z godzinami rywalizacji na Hungaroringu.

Wyniki wyścigu:

Klasyfikacja generalna: