Podwójna runda na Iowa dobiegła końca i ja tam się z tego akurat cieszę. Przysypiałem w niedzielę niemiłosiernie, choć oczywiście jeśli Wam dwa wyścigi w tak krótkim czasie przypadły do gustu, to dobrze, bo nie żałujecie pewnie ani minuty weekendu.
Kolizja godzin między kwalifikacjami w F1 a Indy okazała się nie mieć miejsca, bo z powodu deszczu kwalifikacje zostały opóźnione i na dobre rozpoczęły się już po wywalczeniu przez Verstappena Hamiltona pole position. Operator kamery w Iowa podczas ulewy zostawił sprzęt i poszukał schronienia, a Bartek Budnik i Bartek Pokrzywiński byliby skazani na komentowanie rywalizacji maszyn suszących tor, gdyby nie Twitter i hasztag #IndyPL.
Jak wiecie lub nie, ściganie na owalu w deszczu nie jest możliwe ze względu na bezpieczeństwo, a raczej jego brak w przypadku wypuszczenia samochodów na tor. Gdy jednak sesja, która ustala kolejność kierowców na starcie nareszcie się rozpoczęła, szybko zrozumieliśmy, że Penske można pokonać, ale na pewno nie w ten weekend. Dwa pole position wywalczył, jak przed rokiem, Will Power.
W obu wyścigach nie było jednak mocnych na Josefa Newgardena, który bezproblemowo dowiózł dwa P1. Tym samym nasz specjalista od owali powiększył swój rekord zwycięstw na tym torze, a sześcioma wygranymi wniósł Team Penske na ex-aequo pierwsze miejsce z Andretti pod względem liczby jako zespół - obie stajnie mają ich obecnie siedem.
Penske bez większych przeszkód zgarnęłoby w sobotę i niedzielę tryplet, gdyby Will Power nie uszkodził samochodu po otarciu bariery, a Scott McLaughlin nie zjechał do pitstopu podczas caution. Niemniej zakończenie zmagań obu kierowców na P5 to też jest dobry wynik, czy raczej minimalizacja strat, na którą pozwolił genialny samochód.
Will Power zdobył pierwsze pole positions w tym sezonie... i od razu wywalczył dwa (fot. IndyCar).
Manewrem weekendu jest start Ryana Hunter-Reay’a w niedzielnym wyścigu. Genialne wyprzedzanie po zewnętrznej części owalu, czyli high-sidzie i tym samym awansowanie o kilka pozycji - a to wszystko był zaledwie jeden atak. Podobnie świetnie wyglądające próby zanotowali w sobotę O'Ward i Ericsson, ale to jednak nie była ta skala.
Wspomniani wyżej dwaj zawodnicy mieli świetną sobotę - Pato wywalczył podium, a Marcus P4. Odrobinę gorzej jednak wypadli w niedzielę. Resztę grupy pościgowej stanowili Dixon i Palou, a Hiszpan nawet rzutem na taśmę dopełnił niedzielne podium.
Dobry wynik Alexa nie byłby oczywiście możliwy bez drastycznego spadku Rosenqvista z P2 na P4. Szwed miał argumenty, by bić się o zwycięstwo. Neutralizacja zakończyła się zaledwie kilka kółek przed końcem wyścigu, a podciąganie się w strudze aerodynamicznej za Newgardenem mogłoby nawet zniwelować różnice w sprzęcie między Penske a McLarenem. Mielibyśmy więc trzy podia stajni z Woking w ten weekend, ale dwa - O’Warda w USA i Norrisa na Węgrzech - oraz P4 Rosenqvista to też porządny wynik jak na tak kolosalną stratę do lidera w obu seriach.
Bezbarwnie zaprezentował się Takuma Sato, który w sobotę wypadł solidnie, kończąc zmagania na P9, a w niedzielę uderzył w barierę. Nic nie pokazał też Alexander Rossi. Wysokie punkty, jak na ekipy, w których jeżdżą, wywieźli z Iowa David Malukas i Callum Ilott, a Romain Grosjean po raz pierwszy dojechał w tym sezonie na owalu. Nie miałbym mu nic do zarzucenia, gdyby nie niemalże wpakowanie Newgardena w ścianę podczas bycia dublowanym, a także uderzenie w koło Kirkwooda, który jest przecież jego kolegą z zespołu.
Nad Francuzem nie będę się jednak pastwił, bo Andretti dowiozło solidne wyniki, gdy weźmiemy pod uwagę problemy techniczne bolidu Herty w sobotę i ogólne tempo ich maszyn. Sting Ray Robb natomiast i komunikacja z zespołem to zabawa z gatunku “wybierz jedno”. W skrócie - panowie się nie dogadali i kierowca wyjechał na tor z niedokręconym prawym tylnym kołem, które wpadło na trasę i prawie uderzyło w nadjeżdżającego Rosenqvista. Amerykanin dostał za to dyskwalifikację, ale Dale Coyne nie zwróci nam nagłego przyspieszenia pulsu i obaw o to, że coś się stanie.
Opis jest zbędny, dopowiedzcie sobie sami (fot. IndyCar).
Kilka słów do ojca prowadzącego realizatorów wyścigu i sędziów. Po pierwsze, nie chcemy oglądać łąk i dróg, gdy na torze mają miejsce kluczowe dla rywalizacji wyprzedzenia. Po drugie, nikogo nie interesuje walka kierowców zdublowanych o kilka okrążeń przez lidera - zwłaszcza gdy więcej dzieje się na początku stawki niż na jej końcu. Po trzecie - rywalizacja w Iowa była uboga w neutralizacje. Jedno caution w sobotę było jasnym prognostykiem tego, że w niedzielę też ich raczej nie będzie.
Nawiasem mówiąc, full course yellow to najmniejszy rodzaj takiego środka prewencji przeciwko naruszeniu bezpieczeństwa kierowców. Po co więc pace car wyjeżdżał po kontaktach z barierą Takumy Sato i Agustina Canapino? Widowisko i tak było, bo zapewniał je Newgarden…
Choć po Iowa mam mieszane uczucia, to już teraz zapraszam na zmagania w Nashville, które odbędą się za dwa tygodnie.
Wyniki sobotniego wyścigu: