Były kierowca Formuły 1 od 2013 roku startujący w DTM, Timo Glock rzucił nowe światło na przyszłość niemieckiej serii wyścigowej. Glock zasugerował, że jednym z ciekawszych kierunków rozwoju, byłoby dokładne przyjrzenie się australijskim wyścigom Supercars.
W ciągu ostatnich lat z udziału w DTM wycofali się trzej fabryczni producenci: Mercedes, Aston Martin oraz BMW. Gerhard Berger, szef ITR, czyli promotora serii szuka najbardziej korzystnego rozwiązania na przyszłość wyścigów z udziałem Roberta Kubicy. Na tę chwilę mówiło się o roku przerwy, zaadaptowaniu przepisów LMDh lub zmiany przepisów na dopuszczenie samochodów z homologacją GT3.
Timo Glock, kierowca F1 w latach 2008 - 2012 oraz od 2013 roku zawodnik DTM, ma bardzo interesujący pomysł na przyszłość serii. Zdaniem Glocka, w grę wchodzi jeszcze jedno rozwiązanie, które pomogłoby mocno ograniczyć koszty i jednocześnie uatrakcyjnić ściganie.
- W tym roku jest już dość późno, jednak ja wciąż nie tracę nadziei, ponieważ wciąż jest szansa pójść w stronę czegoś w rodzaju GT3. - powiedział Glock.
- Przez lata mówiłem o tym, że gdyby to zależało ode mnie, wziąłbym dużo prostsze auta, coś w rodzaju Supercars. Tam jest o wiele mniej części aerodynamicznych, co znacznie ograniczyłoby koszty. To mogłaby być dobra droga dla serii. - dodał Niemiec.
W australijskim serialu Supercars Championship w zeszłym roku brali udział trzej fabryczni producenci: Ford z Mustangiem, Nissan z Altimą oraz Holden z modelem ZB Commodore. Pakiety aerodynamiczne w Supercars dotyczą głównie przedniego splittera, progów oraz ogromnego tylnego skrzydła, a po serii testów przed sezonem, kompletne zestawy uzyskują homologację - to wszystko w celu jak największego uproszczenia przepisów i zacieśnienia stawki.
- Moglibyśmy po prostu pójść w stronę wspólnego szkieletu i po prostu nakładać na niego różne karoserie. To uprościłoby nawet procesy logistyczne. Część zespołów mogłaby mieć samochody w Europie, Australii oraz Azji i rywalizować tam w różnych seriach, bez konieczności transportowania pojazdów między kontynentami. - wyjaśnił Timo Glock.
Mój komentarz: Wizja połączenia dużej mocy z bardzo prostym pakietem aerodynamicznym oznaczałaby, że auta byłyby bardzo wymagające w prowadzeniu. W praktyce mogłoby się to przełożyć na widowiskowość wyścigów, kosztem czasów okrążeń - prawdopodobnie byłyby to odrobinę wolniejsze konstrukcje od obecnych BMW M4 i Audi RS5. Tak naprawdę jednak sama filozofia wspólnej skorupy i zmiany zaledwie kilku podzespołów oraz nakładania karoserii jak najbardziej przypominającej drogowe auto, jest szalenie atrakcyjna i bardzo, ale to bardzo przypomina mi Nascar. Jeśli europejskie serie wyścigowe mogą się czegoś nauczyć, to właśnie z tych dwóch serii - Nascar i Supercars Championship.