Stulecie 24h Le Mans przywitało rywalizujące załogi zwilżoną deszczem nawierzchnią, która wróżyła emocjonujący start. Zdradliwe warunki faktycznie stały się najważniejszym z czynników kształtujących tę część widowiska.
Potężne uderzenie w bariery Cadillaca Action Express nr 311 wywołało wizytę samochodu bezpieczeństwa, który chronił pracujących na torze stewardów. Kłopoty nie ominęły młodszej z załóg Inter Europol Competition, która jako pierwsza w stawce odwiedziła pułapkę żwirową, spadając na ostatnie miejsce klasy LMP2.
Siostrzany skład Turbopiekarzy również spotkały niemiłe przygody. Podczas zamiany miejscami z Kubą Śmiechowskim na pit lane potrącony został Fabio Scherer, który upadł na ziemię z grymasem ogromnego bólu. Na szczęście obyło się bez złamań i stan Szwajcara miał pozwalać na udział w wyścigu.
Lepiej na starcie poradziło sobie WRT Roberta Kubicy, które dzięki świetnym kółkom kwalifikacyjnym w wykonaniu Deletraza już na tym etapie rywalizacji potwierdzało swe najwyższe aspiracje.
Nadspodziewanie wyrównana walka towarzyszyła królewskiej klasie Hypercar. Żadnemu z zespołów nie udawało się odjechać w wyraźny sposób, a pojedynki koło w koło między kierowcami Toyot i Ferrari zwiastowały emocje do samego końca.
Druga godzina ścigania przyniosła serię poważnie wyglądających incydentów, którą rozpoczął Rodrigo Sales z Nielsen Racing. W ślady amerykańskiego kierowcy w krótkich odstępach czasu podążyli Ricky Taylor z Tower Motorsports, a o kolejną Slow Zone postarali się pod mostem Dunlopa Ullyse De Pauw z AF Corse i Gustav Birch.
Tymczasem klasie LMP2 przez dłuższy czas przewodził odbywający drugą zmianę Robert Kubica. W okolicach siódmego miejsca plasowała się pierwsza załoga IEC z Kubą Śmiechowskim u steru.
Na kwadrans przed godziną 19 na arenie zmagań ponownie pojawił się deszcz, przynosząc ze sobą kolejną serię kolizji oraz godzinną jazdę za samochodem bezpieczeństwa. Niestety zmienne warunki pogodowe zamiast podgrzewać emocje, sprawiły, iż większa część pierwszych czterech godzin wyścigu odbyła się w jego obecności lub co najmniej z wyznaczonymi Slow Zones.
Euforię wśród francuskich kibiców wywołało objęcie prowadzenia przez Peugeota numer 94. Spodziewających się teatru jednego aktora w wykonaniu Toyoty zdecydowanie mogły zaskoczyć Hypercary, które występują w jubileuszu Le Mans. Spora w tym zasługa obowiązującego w tej klasie balance of performance, ale trzeba również oddać świetną pracę włożoną w przygotowania przez rywali japońskiej legendy endurance.
Po blisko półtoragodzinnej neutralizacji do ataku rzuciła się pierwsza załoga IEC. Dysponujący świetnym tempem numer 34 znalazł się w korzystnej sytuacji wskutek wcześniejszego od rywali zjazdu na pit stop. Zaowocowało to awansem do ścisłej czołówki LMP2, docierając nawet na drugie miejsce.
Zawrzało również wśród Hypercarów. Porsche całym stadem zaczęły skutecznie dobierać się do skóry prowadzącego Peugeota numer 94. W ich ślady poszły obydwie załogi Ferrari, lądując za plecami prowadzącego Hertz Team Jota.
Nieco gorzej na bieżącym etapie wyścigu wiodło się załodze Roberta Kubicy, której pozycja oscylowała wokół siódmego miejsca klasy. Louis Deletraz swą świetną jazdą skracał dystans do liderów, pnąc się systematycznie w górę klasyfikacji.
Duży błąd doskonale znanego polskim kibicom Yifei Ye pozbawił go prowadzenia w wyścigu. Wypadając z szykany, młody Chińczyk uderzył w bariery, uszkadzając potężne połacie poszycia, ale i co ważniejsze elementy zawieszenia swego Porsche 963. Wizyta w garażu poskutkowała spadkiem w dolne partie klasyfikacji Hypercar i utratą kilku okrążeń do nowego lidera.
Po pokonaniu jednej czwartej długości dystansu i powolnym witaniu się z trudnościami zmierzchu na czele stawki stały dwie załogi Ferrari, w kolejności 51, 50.
Prawdziwie świetnym tempem jechał Kuba Śmiechowski, który na tym etapie wyścigu przewodził klasie LMP2 ze znaczną przewagą nad wiceliderem. Na trzecim miejscu plasowała się załoga Roberta Kubicy.
Wśród Grand Tourerów najlepiej radziła sobie załoga JMW Motorsport, za którą dzielnie podążał żeński zespół Iron Lynx w charakterystycznym, różowym 911.
Przed nami jeszcze 17,5 godziny ścigania. Wieczór przyniósł nie tylko zmierzch, ale i kolejne opady deszczu oraz potężną porcję przygód.