GP Węgier mogło być lepsze, ale nie było tragiczne. Co ważniejsze, dało kilka tematów do rozmowy. Jeden jest kontrowersyjny, a takie lubimy najbardziej.

1. Czy Haas zasłużył na karę?

Budnik: Oczywiście, że nie. To chyba najbardziej absurdalny przepis, jaki w tej chwili istnieje. Porównałbym go tylko z jedną zmianą malowania kasku w sezonie. Formuła 1 zachwyca się w social mediach, jak to świetną pracą zespołową popisał się Red Bull, naprawiając bolid Verstappena. Z drugiej strony, dają Haasowi karę dokładnie za to samo. Przecież to była świetna decyzja zespołowa. Kierowcy dają informacje z toru, ekipa z pitwall widzi radar pogodowy i wspólnie podejmują decyzję, dającą im przewagę na torze. Hipokryzja, absurd i nonsens.

Pokrzywiński: Oczywiście, że tak, jeżeli łamie się regulamin, to trzeba dostać za to karę. Zupełnie inną sprawą jest jednak dyrektywa, odnosząca się do regulaminu, której postanowienia złamał zespół. Sama dyrektywa wydaje się być absolutnie bezsensowna i trochę przypomina sytuację z 2016 roku z Lewisem Hamiltonem i niemożliwością otrzymania porady od swojego inżyniera przez radio. Zapis powinien zniknąć i w mojej ocenie, zespół powinien móc dowolnie kontaktować się z kierowcą podczas jego obecności na torze. Tutaj jeszcze jednak trzeba pochwalić bardzo, bardzo przytomne zachowanie ekipy AlphaTauri nieodpowiadającej na pytania Daniiła Kwiata. Mimo wszystko, Haasy wyszły na tym jednak trochę lepiej, nawet doliczając karę.

Jazienicki: Głupie prawo, ale prawo, parafrazując. Nie zasłużył, ale złamał głupi przepis. Co śmieszniejsze, pewnie złamał totalnie nieświadomie. Trzeba jak najszybciej uznać konsultowanie zmiany opon na okrążeniu rozgrzewkowym za legalne. Niech to będzie jedyny sportowy wyjątek, bo bezpieczeństwo to co innego. Zespół i tak ponosi jakieś konsekwencje, rezygnując ze startu z pól. Ryzykuje wszystko, tworzy dobre widowisko, a przecież o to chodzi. Nie można za to karać. To jest przepis zabijający sport i to, co w wyścigach tak istotne - strategię. Nie pamiętam tak chorej kary, która przeszkadzałaby chyba wszystkim.

2. Czy Bottas ma jeszcze szansę na tytuł?

Jazienicki: Valtteri przetrwał jeden ze swoich najsłabszych torów i nie stracił tak dużo, więc w teorii powinno być lepiej. Nie jest jednak kierowcą na miarę Lewisa i nie wygląda, by aż tak się poprawił. Niestety, potrzebuje, by Hamilton miał pecha lub zaczął jeździć słabiej. To nie brzmi zachęcająco, bo tak jak u Rosberga w 2016 roku naprawdę często pachniało niespodzianką, tak tu po GP Austrii wszystko się ulotniło. Jeśli jednak Bottas urwie jedną wygraną na Silverstone i w drugim wyścigu nie dojedzie bardzo nisko, przynajmniej nie wypisze się z walki sam. Czy w domu mistrza ma szansę? Tak. Rok temu mógł to wygrać, ale neutralizacja kompletnie go wycięła. Przed nim kluczowe dwa weekendy, bo mistrzostwa mogą zostać zabite. Nie skreślam go jeszcze, ale długopis już na biurku.

Budnik: Owszem, ma. Odnoszę jednak wrażenie, że znacząco się zmniejszyły po wyścigu na Węgrzech. Mam wrażenie, że Valtteri miał na sobie ogromne ciśnienie po GP Styrii i za wszelką cenę chciał pokonać Hamiltona na jego torze. Na starcie chciał z nim wygrać tak bardzo, że finalnie diody sygnalizujące obroty silnika popsuły mu start. Po wyścigu wyglądał na zdruzgotanego, dodatkowo mówił coś o za dużej ilości paliwa w kwalifikacjach. Mam wrażenie, że mentalnie Bottas przegrał bitwę i jeśli na Silverstone nie odpowie, to mamy pobite gary.

Pokrzywiński: Bez dwóch zdań. Wystarczy jedna awaria techniczna Lewisa Hamiltona i nieukończony wyścig, a Valtteri będzie murowanym kandydatem do zwycięstwa i bez większych wysiłków może dzięki temu nie tylko odrobić mnóstwo punktów, ale zbudować przewagę, która pozwoli mu utrzymać się na czele tabeli może nawet przez kilka kolejnych weekendów wyścigowych. Czy Valtteri ma realną szansę na tytuł, jeżeli nic "nadzwyczajnego" nie stanie się z Hamiltonem podczas wyścigu? Ma, ale musiałby robić jeszcze więcej, starać się jeszcze bardziej i wykorzystywać każdy, nawet najdrobniejszy błąd Lewisa. Zobaczymy. co pokażą rundy na Silverstone. 

3. Czy pierwsze trzy wyścigi dały wymierny układ stawki?

Pokrzywiński: Nie do końca, bo nadal nie wiemy czy Alfa Romeo będzie aż tak wolna przez resztę sezonu. Mimo tego, to właśnie runda na Węgrzech mogła nam powiedzieć zdecydowanie więcej niż wyścigi na Red Bull Ringu. Mercedes jest na czele, gonić go usiłują Racing Point i jeden Red Bull, a dalej w zależności od obiektu mamy Ferrari i McLareny odpierające ataki Renault. W drugiej połowie tabeli AlphaTauri realnym tempem wydaje się być zdecydowanie szybsza od ogona stawki, który w tym sezonie jest zdecydowanie bardziej zwarty niż rok wcześniej. Silverstone na pewno dołoży mnóstwo pewności w wydawaniu osądów, bo to także pierwsza tegoroczna runda po tygodniowej przerwie, a więc możemy spodziewać się drobnych usprawnień.

Jazienicki: To ciekawe, bo niby były tylko trzy weekendy, a było już sucho, przejściowo i deszczowo, chaotycznie i spokojnie, były długie proste i kręte sekcje. Wszyscy mogli się sprawdzić chyba w każdych warunkach i na pewno nie był to nierzetelny test. Powiem tak - prawie, tylko McLaren i Racing Point muszą się zamienić. Wśród kierowców, patrząc na średnią moich ocen, niekoniecznie na punkty, też nie widzę niczego wyjątkowo nienormalnego. Pewnie ktoś jeszcze podskoczy (Ocon - już czas), inni będą bardziej solidni (Perez, choć punktów nazbierał), a niektórzy są niżej, bo oberwali za dużą wpadkę (Leclerc). Nie spodziewam się jednak, by ktoś nagle nie wiadomo jak odpalił lub przygasł.

Budnik: Czołówki i końca stawki, jak najbardziej. Mercedes jest poza zasięgiem, a Red Bull ma ewidentny problem z samochodem. Jeżeli nie znajdą powodu, mogą zapomnieć o rywalizacji ze Srebrnymi Strzałami. Williams zdaje się doszusowywać do Alfy i Haasa, które cierpią na brak mocy. Nawet mocniej niż Ferrari. Zagadką zostaje środek stawki, bo w teorii przewodzi mu Racing Point, ale reszta nie jest bez szans przy odpowiedniej specyfice toru. To tam należy upatrywać najlepszych pojedynków tego sezonu. 
Znowu...