Po GP Emilii-Romanii zdecydowaliśmy się nie poruszać tematów idealnych na grilla, bo w diecie jest miejsce też na inne produkty. Poza tym, Albon to podcastowy must-have, a problemy Russella opisaliśmy już po GP Toskanii. Postanowiliśmy za to przeanalizować odejście Ricciardo z Renault, mając na uwadze ostatnią poprawę Francuzów, a także wzięliśmy na tapet niedawne popisy Strolla oraz wyjątkowy format weekendu wyścigowego.
1. Jak oceniasz odejście Ricciardo w obliczu zwyżki formy Renault?
Budnik: Ta zwyżka formy zupełnie nic nie zmienia. Nadal uważam, że to dobry ruch, szczególnie długofalowo. McLaren z silnikiem Mercedesa powinien być kolejnym skokiem do przodu dla ekipy. Renault nadal bije się w środku stawki. Gdyby wyraźnie górowali nad ekipą z Woking albo Racing Point, pewnie uznałbym to za błąd. W takiej sytuacji pozostaje zaczekać na przyszłoroczne wyniki ekipy w kolorze Papaya Orange.
Pokrzywiński: Idąc do Renault, Daniel Ricciardo doskonale wiedział, że bierze udział w projekcie rozwojowym. Wcześniej francuska ekipa pięła się w górę, a Nico Hulkenberg był mistrzem Formuły 1.5, dając nadzieję na to, że faktycznie za jakiś czas uda się dogonić czołówkę. W 2020 roku Daniel wyraźnie pokazuje, że jest dokładnie tym kierowcą, którego potrzebowało Renault. Zmiana ekipy na McLarena podyktowana jest najprawdopodobniej baczną obserwacją sytuacji, formy brytyjskiej ekipy w 2019 i na początku 2020, a także kontraktu silnikowego z Mercedesem. Tylko Daniel wie czy to dobra decyzja, ale nikt, zupełnie nikt, nie jest w stanie przewidzieć przyszłości i już teraz ocenić, gdzie obie ekipy będą w 2022. Wolisz wierzyć w legendarny brytyjski zespół z najmocniejszym silnikiem ery hybrydowej czy we francuski team z jednym z najlepszych kierowców ostatnich dekad za kierownicą?
Jazienicki: Nadal jestem na tak, chociaż powiem szczerze, że ta zwyżka mi zaimponowała i nie spodziewałem się jej. Może nareszcie uda się im zrobić ten krok w stronę top 3, choć i tak brakuje sporo. Niestety obecna forma ma niewiele wspólnego z tym, co będzie po rewolucji, a to jest kluczowe dla tej kwestii, nie 2021 rok. Okej, może pokazywać, że w ekipie są odpowiedni ludzie, ale tu pojawia się pytanie - mowa o nowych osobach, które zrobiły robotę, czy o starych, które w końcu się spisały? Jeśli to drugie - cóż, trochę długo im zeszło. Jeśli nie, a do tego mówimy o wygraniu tytułu - o to łatwiej będzie Francuzom, bo są niezależni. Tylko tu znów nasuwa się pytanie - czy aby na pewno to Ricciardo walczyłby o majstra za te 2-3 lata? Gdy podejmował decyzję, mógł już wiedzieć, że zespół i tak będzie tańczył tak, jak zagra pewien Hiszpan, prędzej czy później. Nawet jeśli dziś widzi, że Renault może mieć lepsze perspektywy (w co ja nadal mimo wszystko wątpię), to raczej w McLarenie będzie mu łatwiej o bycie jedynką.
2. Co się dzieje z Lance'm Strollem?
Pokrzywiński: Dekoncentracja? Prawda jest też taka, że w tym wszystkim Lance ma odrobinę pecha. Nadal jednak im dalej w sezon, tym Lance wydaje się wyraźnie słabszy od Sergio. Jeszcze w początkowych rundach wyglądało to zupełnie inaczej. Może to taka zadyszka, może trudny rok dał się kierowcy we znaki, a może po prostu pod kaskiem dzieje się coś takiego, co sprawia, że Kanadyjczyk nie jest w stanie przez cały czas utrzymać odpowiedniego poziomu koncentracji oraz pracować nad swoimi umiejętnościami. Prawdopodobnie stawiałbym na to ostatnie, chociaż mam nadzieję, że Lance pozamyka nam wszystkim buzie, bo powoli zapominamy już o tych jego "dobrych" występach. Pamiętamy głównie te, gdzie po prostu jechał i dostał miejsce w prezencie, albo te, w których coś spieprzył, bo takich przybywa najszybciej.
Jazienicki: Chyba ma złą passę. Faktycznie przed Portimao i Imolą mógł narzekać na pecha, zwyczajnie się sfrustrować, bo wszystko się sypało - niewinny w wypadku na Mugello, wycięty w Soczi i chory w Niemczech. To pytanie zadałem ja i zastanawiam się, czy trochę nie za szybko. Nie poszło mu w Portugalii, a potem od razu były Włochy, ale to były tylko dwa weekendy, jeszcze back-to-back, więc może po prostu wpadł w dołek. Będzie trzeba go bacznie obserwować w Turcji, bo po chwili odpoczynku powinien się już pozbierać. Chociaż Lance to Lance, czyli kierowca nie bez wad, który najszybszy też nie jest, to jednak potrafił pokazywać się dobrze, a nawet wychodzić z dołków, jak w debiutanckim sezonie. Nie siedzę w jego głowie, ale chcę wierzyć, że to chwilowy zjazd, wypadnięcie z rytmu, bo kto jak kto, ale akurat on o przyszłość czy rachunki to martwić się nie musi, więc presji raczej nie ma.
Budnik: Nic nowego. Lance to nadal Lance. Bardzo szybki, ale bardzo chimeryczny. Odnoszę wrażenie, że kiedy coś nie idzie po jego myśli, szybko traci jakikolwiek zapał. Ciężko też z nim jakkolwiek sympatyzować po wysłuchaniu jego wypowiedzi po wyścigu. Najwidoczniej nie najlepiej znosi trudy tego napakowanego jak kabanos sezonu. Zmęczenie materiału.
3. Czy dwudniowe weekendy to dobry pomysł?
Budnik: Ciężko powiedzieć. Wydaje mi się, że nie w tej formie. Prędzej widziałbym dwa treningi w sobotę i kwalifikacje z wyścigiem w niedzielę. Za duża loteryjność. Wiem, to ma dodać pewnej pieprzności. Zawodnicy i zespoły idą trochę w ciemno, ale czy to ma sens? Widowiskowości można nadać w inny sposób. Poza tym uważam, że sam format trzydniowy to już klasyk, który powinien z nami zostać.
Jazienicki: Ugryzę to z innej strony. Jako że kiedyś miałem przyjemność poczuć, jak męczący jest pełny weekend wyścigowy na torze, od czwartku do niedzieli, mogę łatwo założyć, że ludzie na miejscu odczuli różnicę. Czy to format idealny? Nie, bo jazdy w piątek to pieniądze. Natomiast obecna propozycja, czyli wycięcie czwartku i piątek napakowany dwoma sesjami i jeszcze kontrolami, mediami itp., to zły wybór, bo zamęczy pół padoku już na starcie. F1 chce rozszerzać kalendarz, więc kompromisy będą konieczne, by ludzie na torze zachowali jakąś energię, a kibice mogli płacić za więcej (telewizje też). A sportowo? Chyba wiele rund pokazało już, że 4 godziny przygotowań niekoniecznie pomagają widowisku. Krótszy weekend jest więc ciekawym kierunkiem, a z modyfikacjami może nawet niezłym rozwiązaniem.
Pokrzywiński: Mniej czasu na przygotowania, odrobinę większy współczynnik ryzyka i konieczność szybkiego odnalezienia optymalnych ustawień na weekend. Z jednej strony mniejsze zużycie paliwa, opon i wszystkiego innego, bo przecież teoretycznie wszyscy krócej są na torze. Z drugiej też strony, jeden dzień widowiska mniej, gorzej z doprecyzowaniem ustawień auta, a w konsekwencji mniej wydajne maszyny w sesji kwalifikacyjnej i wyścigu. Gdyby to ode mnie zależało, ja zdecydowanie spróbowałbym dołożyć 3-4 takie ekspresowe weekendy do przyszłorocznego kalendarza, ale nie wiem, czy chciałbym na pewno iść w tę stronę i transformować cały kalendarz pod tę modłę.