Dożyliśmy czasów, gdzie gest, zdanie czy nawet słowo potrafi zniszczyć karierę, a w konsekwencji życie. Przykładów jest multum, a najświeższy to oczywiście Juri Vips. Ta sytuacja i szybkość działania Red Bulla pokazuje nam jeszcze jedną, bardzo ważną rzecz w kontekście każdego kierowcy czy członka zespołu. Obecnie krzywda wizerunkowa jest bardziej dotkliwa niż ta fizyczna. Co za tym idzie, sponsorzy mają w rękach mocniejszy oręż, niż się wydaje. Może przekonać się o tym - i pewnie zdaje sobie z tego sprawę - Sebastian Vettel. No chyba, że zareaguje pierwszy.
Formuła 1 zmieniła się w ciągu ostatnich dwóch lat. Coraz mocniej sięga do widzów i stara się też być bliżej problemów społecznych. Głównie obrazują to akcja We Race As One, która swój przyczynek miała u Lewisa Hamiltona, oraz dążenie (jak cały świat) do carbon-neutral. W obu wypadkach prym wiodło dwóch kierowców. Jednego wymieniłem wcześniej, a drugim był Sebastian Vettel. Kiedy do tej strony Brytyjczyka byliśmy przyzwyczajeni, tak nagła przemiana Niemca mogła zaskoczyć. Tutaj robienie ulów, potem sprzątanie trybun czy specjalne koszulki przed hymnami na gridzie.
Wiadome było, że to nie są ruchy pod publiczkę, bo trudno zarzucić to komuś, kto nie istnieje w social mediach. Seb nie mając Instagrama, Twittera czy Facebooka, nie chwali się swoją działalnością. Jasne, jego miejsce pracy i wszechobecne media robią to za niego. To jednak zupełnie zmienia podejście do całej rzeczy.
Nie dostajemy instastory ze ścianami tekstu, postów ze zwracaniem uwagi na problemy klimatyczne, po których zainteresowany pływa motorówką czy lata prywatnym samolotem. Nie. Sebastian po prostu potrafi przyjechać rowerem na tor, a potem zakłada koszulkę czy kask z odpowiednim - w jego odczuciu - przesłaniem. Nie inaczej było w Kanadzie, co również doprowadziło do spodziewanego efektu… chociaż nie do końca.
Vettel postanowił zwrócić uwagę na piaski roponośne w Kanadzie, które nazwał wprost zbrodnią klimatyczną. Zainteresowani mogą poczytać o tym procederze i gigantycznym wpływie na środowisko. Nie mam kompetencji, żeby dokładnie się o tym wypowiadać, więc zostawię to mądrzejszym ode mnie.
Akcja spowodowała reakcje. Google Trends jasno pokazuje, że afera wokół kasku przyniosła oczekiwany skutek. Jednak jeden głos zdziwił Niemca najmocniej. Sonya Savage, polityczka z regionu Alberta, nazwała go hipokrytą.
- Jestem nieco zawiedziony, że politycy skupiają się na personalnym ataku, bo tu wcale nie chodzi o mnie. Tutaj chodzi o szerszy kontekst - mówił. Sam kierowca Astona zgodził się z postawioną tezą, ale dodał, że stara się aby, jego ukochany sport też szedł w innym kierunku.
To jednak kolejny raz, kiedy można dostrzec, że dla Sebastiana to wszystko zaczyna być męczące. Wystąpienie w BBC z brytyjskimi politykami też prowadzone było w podobnym tonie. Potem przyszedł atak ze strony prezydenta FIA ws. „tęczowego roweru”, z którego ten się wycofał. Jednak tamte słowa w zestawieniu z pretensjami do Vettela, Hamiltona i Norrisa o nadmierny aktywizm jasno pokazują, że nie wszystkim ta sytuacja odpowiada. Tutaj też wcale nie chodzi o dziwnie napompowanego i napiętego jak plandeka na Żuku Bena Sulayema. Problem może pojawić się w innym miejscu.
Sebastian przeszedł długą drogę w swojej karierze, a nawet w ostatnich latach. Od krytyki hybryd i krzyków przez radio o powrocie silników V12 do najgłośniejszego orędownika walki ze zmianami klimatycznymi. Sam mówił, że sporo zrozumiał i widzi, iż obecnie zmierzamy do zagłady, gdzie jego własne dzieci mogą nie mieć jak żyć i czym oddychać. We wcześniej rzeczonej BBC usłyszeliśmy, że sam się zastanawia, czy powinien się w ogóle ścigać w Formule 1, skoro ta ma tak zły wpływ na środowisko. Może też w sumie nie mieć zbytnio wyboru, kiedy dłużej nad tym pomyślimy.
Atak na piaski roponośne oraz odpowiedź ze strony Sonyi Savage wywołały do stołu Saudi Aramco. W jednym zdaniu z "hipokryta" i "Vettel" pojawiła się nazwa "olejowego" giganta. Dosłownie w kontekście bycia największym producentem ropy na świecie i zarazem najbardziej zatruwającą środowisko dwutlenkiem węgla firmą. Potem w dziwny sposób kask zniknął, tak samo jak koszulka.
Mike Krack powiedział, że to nie ma nic wspólnego z żadną decyzją zespołu i Seb ma absolutną wolność wyboru. Trudno jednak w to uwierzyć. Dopóki tematyka nie dotykała bezpośrednio czegoś tak bliskiego Saudyjczykom, cały tydzień nie widzieliśmy zmian w outfitach Sebastiana. Nie jestem w stanie uwierzyć w to, że sam nagle porzucił swój pomysł bez jakiejkolwiek zewnętrznej ingerencji.
To w rękach Vettela jest jego przyszłość i sam może o niej zdecydować. Na ten moment. Jeszcze niedawno mówił, że chce walczyć o kolejne zwycięstwa oraz tytuły. Nie da się jednak zaprzeczyć faktom. Jest on coraz bardziej wokalny w tematach aktywizmu i jasno widać, że nie ma zamiaru hamować się dla dobra sponsorów swojego pracodawcy.
To może mocno utrudnić potencjalne negocjacje nowej umowy, a nawet je storpedować. Każdy zdaje sobie sprawę, jak wielkie pieniądze w Astona Martina oraz Formułę 1 pompuje Aramco - nawet Seb. Uderzanie w takie tematy jak w Kanadzie może mocno zachwiać jego pozycją.
Wydaje mi się jednak, że przestaje go to interesować. Sebastian jasno pokazuje, co jest dla niego ważne i w ten sposób chce wykorzystać swoją pozycję. Czy zalatuje to hipokryzją? Tak, ale nie do końca. Nie mówimy tutaj o facecie, który jednego dnia opowiada o ginącej rafie koralowej, a niecałą dobę później pływa motorówką. Seb robi to, co kocha, jak i ma świadomość, że w jego ogródku też potrzeba zmian.
Pytanie tylko, jak długo tutaj pozostanie. Czy sam postanowi odejść i poszukać szczęścia w Formule E czy przechodzącej na dużo bardziej ekologiczny etanol IndyCar? A może stanie się persona non grata przez wyrażane poglądy i część koncernów dosłownie położy się Rejtanem przed propozycjami kontraktu?
W teorii takie zagranie, jeżeli ujrzałoby światło dziennie, powinno przynieść złą prasę takiej firmie. I dokładnie tak by było. Tylko ta wojna o dobry wizerunek to broń obosieczna. Organizacje zamiast męczyć się z potencjalnym węzłem gordyjskim, dobywają miecza niczym Aleksander Macedoński. Tak zrobi Red Bull w przypadku Juriego Vipsa (w momencie pisania tekstu decyzji nie ma, ale Estończyk zniknął z Red Bull Content Pool, co raczej pokazuje, jaki będzie finał). To szybko kończy temat i ogranicza zniszczenia do minimum.
W teoretycznym przypadku Vettela spotkałoby się to z oburzeniem, ale zapobiegłoby ewentualnym problemom w przyszłości. Dlatego taki koncern jest w stanie przetrwać ten tydzień nagonki w social mediach. Przecież żyjemy w świecie, gdzie większość z Was zapomni o tym artykule po zamknięciu karty w przeglądarce.
Jestem przekonany, że Seb się nie złamie. To, że w Kanadzie kask zniknął, niewiele zmieni na dalszą część sezonu. Do tego mam wielką nadzieję, że odejdzie na swoich warunkach albo przynajmniej tak to będzie wyglądało.