Fernando Alonso zapowiedział chęć porozmawiania z prezydentem FIA o problemach w sędziowaniu, które w ostatnim czasie nie schodzą z nagłówków.

Po zakończeniu sesji kwalifikacyjnej do niedzielnego wyścigu o Grand Prix Miami Hiszpan ponownie odniósł się do wydarzeń, które miały miejsce na pierwszym okrążeniu sobotniego sprintu. Frustracja, jaką przejawiał kilka godzin wcześniej, jeszcze go nie opuściła.

- Musiałem zwiększyć odległość, ponieważ Hamilton zbliżał się po wewnętrznej, zupełnie nie panując nad swoim samochodem. Gdybym sam zrobił coś takiego, to na pewno dostałbym karę - mówił Alonso.

Zawodnik Astona Martina raz jeszcze zwrócił uwagę na to, że jego zdaniem decyzje są związane z pochodzeniem kierowców biorących udział w incydentach. Jak sam przyznał, podejrzenia te są na tyle poważne, że wyraził chęć omówienia tej kwestii z przedstawicielami władz sportu.

- Tak, dokładnie, uważam, że narodowość ma tu znaczenie i dlatego chcę porozmawiać o tym z Mohammedem [Ben Sulayemem], z FIA… z kimkolwiek - dodał w nawiązaniu do wypowiedzi o tym, że Hamilton nie jest Hiszpanem i dlatego nie dostanie kary.

- Muszę upewnić się, że nie ma żadnych uprzedzeń co do narodowości lub czegokolwiek, co może wpłynąć na jakąkolwiek decyzję. Nie chodzi tylko o mnie, ale także o przyszłe pokolenie hiszpańskich kierowców. Trzeba ich chronić.

Alonso nie rzucił tych słów na wiatr i niedługo po obowiązkach w zagrodzie udał się do pomieszczeń gościnnych FIA, gdzie znalazł właśnie Emiratczyka, z którym później pokazał się w padoku.