Fernando Alonso nie przestaje wspierać swojego zespołu. Na rozpoczęcie weekendu w Hiszpanii wytłumaczył kolegę z gorszej formy oraz ponownie poparł nietypową decyzję ekipy z Monako.
Dwukrotny mistrz świata wywołał niemałe zamieszanie, gdy kilka miesięcy temu zaczął wychwalać Kanadyjczyka, sugerując, że ten również może mieć kiedyś na koncie mistrzowski tytuł. Taka postawa została zinterpretowana jako próba przymilenia się właścicielowi, którym jest ojciec 24-latka, Lawrence. W kolejnych rundach Hiszpan nie zmieniał swojej narracji, regularnie pokazując, że chce dla Lance'a jak najlepiej.
Media i kibice prezentują jednak inną postawę i skupiają się na kwestiach sportowych. Po rundzie w Księstwie pojawiło się sporo dyskusji o tym, czy obecność Strolla nie jest największą słabością Astona Martina, który mimo posiadania drugiej najlepszej konstrukcji i niemalże abonamentu na zdobywanie podiów znajduje się już tylko punkt przed Mercedesem. Alonso został więc zapytany o to, czy słabsza dyspozycja jego kolegi nie przekłada się na mniejsze wsparcie i trudności w maksymalizowaniu wyników.
- Myślę, że Lance miał naprawdę sporego pecha w trakcie ostatnich dwóch rund - zaczął Fernando. - W Bahrajnie, gdy jechał jedną ręką, był bardzo szybki. W Dżuddzie dotknęły go problemy z wydechem, gdy znajdował się z przodu, na P5, przed bolidami Ferrari. W Miami zaryzykowaliśmy za dużo w Q1, co negatywnie wpłynęło na wyścig, za to w Monako szczątki z bolidu Lando [Norrisa] całkowicie zepsuły jego weekend.
- Wszystko to sprawia, że bardzo szybko pojawiają się ostre nagłówki, ale nawet patrząc na Monako, przez cały czas, także w FP3, był jakoś 0.15 sekundy od najszybszych czasów. [Lance] dawał nam odpowiednie informacje zwrotne na temat strategii i innych rzeczy. Mam naprawdę dużą nadzieję na to, że będzie miał więcej szczęścia, bo nie sądzę, że brakuje mu tempa. Po prostu niektóre sytuacje nie układają się korzystnie dla niego.
fot. Aston Martin
Drugą, chyba nawet ważniejszą dyskusją, było to, czy w momencie rozpoczęcia opadów kosztowało go zwycięstwo. Najstarszy doświadczony zawodnik nie miał żadnych wątpliwości co do tego, iż było to odpowiednie posunięcie.
- Tak, ale to była dobra decyzja. Gdybyśmy mieli szklaną kulę, znali warunki i wiedzieli, kto się zatrzymuje, kto nie, a także kiedy ostatecznie spadnie deszcz, to na sto procent założylibyśmy przejściówki. Rzeczą, której nie lubię w F1, jest to, że zawsze widzimy negatywy. Z kanapy wszystko wydaje się takie proste.
- Dam Wam przykład. Jeśli założylibyśmy te przejściówki, w tym tygodniu rozmawialibyśmy tylko o błędzie Red Bulla, który zatrzymał się okrążenie później. Nigdy nie przeszłoby nam przez myśl, że Aston Martin był odważny i wybrał odpowiednie opony, bo mówilibyśmy tylko o tym, że Red Bull wybrał złe. To jest ta mentalność, nieustanne szukanie perfekcji, która czasem jest przecież nieosiągalna.
- Jeśli weszlibyście w nasze buty, zobaczylibyście tor, który w połowie był suchy, a w połowie zaczynał robić się mokry. Mieliśmy do tego darmowy pit stop, bo każdy za nami był na ogumieniu do jazdy na sucho. Mogliśmy zjechać po takie opony, bo gdyby zaszła potrzeba założenia przejściówek, wszyscy i tak by to zrobili, więc utrzymalibyśmy pozycję. Gdybyśmy od razu założyli przejściówki, ale deszcz nie zacząłby padać, to każdy założyłby kolejne slicki, a my musielibyśmy wykonać dodatkową zmianę i spadlibyśmy na 7. miejsce. Jeśli po błędnej decyzji ukończyliśmy GP Monako na P2, to przyjmujemy ją.
- Patrząc na powtórkę w telewizji, na sto procent należało zjechać po przejściówki, bo to był lepszy wybór. Ale dlaczego Max również nie zjechał właśnie wtedy? Pokonał dodatkowe okrążenie na innej mieszance. Trudno to ocenić, ale jak mówiłem, po każdym wyścigu nie doceniamy tych rzeczy, które zespoły robią dobrze w bardzo stresujących sytuacjach. Zawsze znajdujemy tylko te złe i wytykamy je ekipom.