Lando Norris wygrał szalone GP Australii na otwarcie sezonu F1 2025, utrzymując Maxa Verstappena za swoimi plecami w samej końcówce. Wyścig miał w sobie kilka pogodowych niespodzianek. Błędy popełniło wielu kierowców, szczególnie paru juniorów - Isack Hadjar odpadł jeszcze przed startem. Dramat przeżył też Oscar Piastri, który próbował podgryzać lidera, a skończył z małymi punktami po błędzie.

 

Oceny kierowców są już OTWARTE.

 

To było po prostu GP Australii w deszczu, czyli chaos i wyścig na przetrwanie. Jeszcze przed startem odpadł Isack Hadjar, który popełnił błąd w drugim zakręcie okrążenia rozgrzewkowego. 

Samo rozpoczęcie zawodów przebiegało zadziwiająco czysto, ale przez... kilkanaście sekund. Po jednym sektorze roztrzaskał się Jack Doohan, a w ostatniej sekcji kółka to samo zrobił Carlos Sainz. Łatwo było dziś o błąd i kierowcy boleśnie się o tym przekonali.

Później tzw. dzwona zaliczył też Fernando Alonso, ale była to już druga połowa zmagań. Pod koniec natomiast z wyścigu odpadli Gabriel Bortoleto i Liam Lawson - oni akurat dali się zaskoczyć ostatniemu "prysznicowi", który był nagły i mocny. 

Z przodu także nie brakowało pomyłek. Uniknął ich Lando Norris, choć dwukrotnie był w tarapatach - gdy gonił go Oscar Piastri i gdy spadł ostatni deszcz. Brytyjczyk wyszedł z tego obronną ręką, a pod sam koniec utrzymał za plecami Maxa Verstappena, jadącego na bardziej miękkich oponach. 

Drugi, a może i pierwszy, mógł być wspomniany Piastri. Gdy miał DRS za Norrisem, to McLaren na kilka chwil nakazał mu utrzymać pozycję. Australijczyk przeżył dramat przy ostatnich opadach, gdy wypadł z toru, obrócił się i stanął na kilkadziesiąt sekund. To wyrzuciło go z top 10, ale udało mu się przebić na P9, na koniec ładnie wyprzedzając Lewisa Hamiltona.

Nawet Max Verstappen nie był idealny. Jego wpadka, gdy dał się przeskoczyć Piastriemu, nie miała akurat większych konsekwencji. Holender próbował trzymać się z przodu, ale Red Bullowi brakowało tempa. P2 i strata tylko 0,8 sekundy na mecie to w zasadzie jak wygrana. 

Trzeci George Russell zaliczył ciche zawody. Po prostu unikał pomyłek i wykorzystał to, że jeden McLaren wypadł z czołówki. To samo może powiedzieć czwarty Alex Albon, który również odnalazł się w chaosie. Co prawda na mecie był piąty, ale pomogła kara Kimiego Antonellego.

Włoch był dziś najlepszym debiutantem. Choć zgłaszał, że prawie się rozbił, a po drodze miał dość juniorski obrót po zahaczeniu trawy, to ogólnie także dał radę w deszczu i odrobił aż jedenaście miejsc. Karę dostał za niebezpieczne wypuszczenie ze stanowiska. 

AKTUALIZACJA: Kara Antonellego została cofnięta.

Równie po cichu na kolejnych miejscach uplasowali się Lance Stroll i Nico Hulkenberg. Patrząc na formę ich aut oraz błędy zespołowych kolegów, były to solidne występy, warte dużych punktów. Aston i Sauber są dziś na P5 i P6 w klasyfikacji konstruktorów, czyli przed samym Ferrari.

Scuderia pokazała dziś to, co najlepsze, oczywiście w swoim stylu. Rok żartów z tego, że Hamilton będzie toczył radiowe boje z inżynierem i dostanie slicki na mokry tor, przełożył się na... wyścig pełen radiowych bojów z inżynierem oraz jazdę na slickach po mokrym torze! Ferrari nie było dziś wyjątkowo szybkie, a pod koniec zaryzykowało i na tym straciło. Miejsca mogły być lepsze, a tak Charles Leclerc, który ładnie wyprzedził raz Lewisa i też dyskutował przez radio, ukończył jako ósmy. Brytyjczyk był za to dziesiąty.

Smakiem obszedł się jedenasty Pierre Gasly, ale niezadowolony może być przede wszystkim Yuki Tsunoda, który przez strategię nie przełożył wyjątkowo dobrej pozycji startowej na punkty.

Zupełnie nigdzie były Haasy. Esteban Ocon i Oliver Bearman spróbowali taktycznego ryzyka, ale nie wygrali na tym niczego. 

Ładowanie danych