Williams potwierdził, że wypadek jego kierowcy był spowodowany usterką bolidu.  

Logan Sargeant ma za sobą kolejną nieudaną niedzielę w trakcie bieżącego sezonu, gdyż na etapie szesnastego okrążenia ponownie wylądował w barierach. O ile sobotnia wpadka była wynikiem błędu kierowcy, o tyle w tym przypadku sytuacja wygląda nieco inaczej.

Szef działu osiągów bolidu, Dave Robson, ujawnił, że tuż przed zdarzeniem inżynierowie dostrzegli w danych spadek ciśnienia w układzie hydraulicznym. Ze słów samego kierowcy wynika natomiast, iż właśnie to doprowadziło następnie do usterki wspomagania kierownicy i wypadnięcia z hukiem z toru.

- Nadal analizujemy przyczynę, ale Logan miał awarię po stronie hydrauliki - stwierdził Robson. - Zespół zrobił znakomitą robotę, odbudowując jego auto, więc szkoda, że nie był w stanie dojechać do mety. 

Pochodzący z Florydy zawodnik był dość przybity podczas spotkania z mediami, ponieważ twierdził, że zależało mu na tym, by utrzymać konstrukcję w jednym kawałku.

- Rozczarowujący dzień - zaczął Sargeant. - Przede wszystkim jestem wdzięczny za wysiłek zespołu, dzięki czemu udało się odbudować moje auto. To był super początek. 

- Pierwsze okrążenia były dość trudne. Byłem bardzo ostrożny i nie chciałem rozbić się po tym, co stało się wczoraj. Straciłem natomiast trochę temperatury ogumienia podczas jazdy po mokrym torze [na slickach], a to kosztowało mnie sporo czasu.

- Następnie próbowałem ponownie złapać rytm wraz z tym, jak tor stawał się coraz szybszy. Dotknąłem wierzchołka zakrętu nr 8 i nagle straciłem hydraulikę oraz wspomaganie kierownicy, co wysłało mnie w ścianę. Gdy wpadłem na mokrą część, nie było już ratunku. Nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego do tego doszło. Jestem po prostu rozczarowany, bo to kolejny rozbity bolid.

- Używałem tej tarki przez cały weekend i to nie tak, że atakowałem ją niezwykle mocno. Robiłem to nieustannie, więc nie wiem. Naprawdę doceniam całą pracę i wysiłek zespołu. Dlatego powrót z niczym jest niezwykle bolesny i myślę przede wszystkim o tym. 

- Ta ostrożność nie miała [psychologicznego] związku z poprzednią kraksą. Po prostu na początku było bardzo mokro, przez co przed wypadkiem byłem tak bardzo ostrożny. Do incydentu doszło od razu, jak dotknąłem wierzchołka.

- Zespół był bardzo dumny z wejścia do Q3. Nikt nie obwiniał mnie za naciskanie. Cieszyliśmy się z pierwszego awansu i to było zachęcające. Dziś jest zupełnie inaczej, ale ostatecznie koniec jest taki sam.