Tekst: Bruno Wilk
Ollie Bearman nie tak wyobrażał sobie swój pierwszy weekend jako etatowy zawodnik Formuły 1. Choć w 2024 roku miał już okazję zadebiutować w królowej motorsportu i dwukrotnie pojechał w barwach Haasa, to jego pierwszy pełnoprawny weekend w tym zespole nie przebiega pomyślnie w żadnym aspekcie.
Problemy Bearmana zaczęły się już w pierwszej sesji treningowej, kiedy stracił panowanie nad samochodem w zakręcie nr 10 i uderzył w bariery. To uniemożliwiło mu kontynuowanie piątkowych jazd. W dzisiejszym treningu sytuacja się powtórzyła - na drugim okrążeniu wypadł z toru i utknął w pułapce żwirowej, kończąc tym samym udział w sesji.
Podczas kwalifikacji czekały go kolejne problemy - tym razem ze skrzynią biegów, co uniemożliwiło mu nawet rozpoczęcie okrążenia pomiarowego w Q1.
- Rano po prostu zahaczyłem kołem o trawę. Tyle. Możemy iść już tylko w górę - to jedyny pozytyw, jaki można z tego wyciągnąć.
- To tor, który nie wybacza błędów. Dwie drobne pomyłki miały duże konsekwencje, przez co straciłem cały czas na torze. Z mojej strony to były niezdarne błędy, szczerze mówiąc. To po prostu nie jest wystarczająco dobre. A potem jeszcze problem ze skrzynią biegów w kwalifikacjach. To idealnie podsumowuje to, jak wygląda nasz weekend.
Ogólnie Haas, jako zespół, także prezentuje się poniżej oczekiwań - Esteban Ocon zajął dopiero 19. miejsce w kwalifikacjach. Bearman nie ukrywał, że pod kątem osiągów jest kiepsko, ale jednocześnie ciągle bił się w pierś. Do tego stopnia, że zapytano go, jak do słabego początku podszedł jego szef, Ayao Komatsu.
- Mamy większe problemy, niż zakładaliśmy w Bahrajnie. Jest dużo do poprawy, a ja jeszcze ani trochę nie pomogłem zespołowi. Jeździmy tu przecież praktycznie jednym samochodem przez cały weekend.
- [Ayao powiedział] tylko tyle, że mamy trudności i musimy pracować, oczywiście. Przede wszystkim to ja jestem swoim największym krytykiem i najbardziej jestem rozczarowany samym sobą, więc muszę to naprawić. Ale poza tym nie padło nic specjalnego, tylko słowa wsparcia.
Jednak Bearman wierzy, że weekend można jeszcze uratować, zwłaszcza jeśli wyścig odbędzie się w deszczowych warunkach. Warto zauważyć, że mimo skromnego doświadczenia w F1 Brytyjczyk ma już za sobą wyścig w deszczu, choć poprzednim razem nie poszło mu najlepiej.
- Cieszę się, że przejechałem te okrążenia w deszczu w Brazylii. Jak już mówiłem, deszczowe rundy to rzadkość, a wygląda na to, że połowa mojej kariery w F1 do tej pory była w deszczu. Na pewno jutrzejszy wyścig będzie interesujący i czekamy na niego.
- Inna sprawa, że będzie trudno. Są tu śliskie białe linie, a sam asfalt jest dość gładki. Tor nie będzie przesychał szybko. Dobrze, że jeździłem tu na mokro w F2, ale duże wyzwanie przed nami.
- Jeśli wyścig byłby suchy, to w tej chwili nie wyglądamy na ekipę, która może walczyć o punkty. Ale w deszczu wszystko może się zdarzyć, więc to dobrze, że będzie padać.