Podczas konferencji prasowej Mattia Binotto przyznał, że przewaga Red Bulla na prostych nie jest dla niego niczym alarmującym.
Pierwsze trzy wyścigi sezonu 2022 powiedziały już nieco o układzie sił. W każdej z tych rund wyraźne było, iż Ferrari zyskiwało najwięcej na wyjściach z zakrętów, natomiast główny rywal Włochów, czyli Czerwone Byki, na długich odcinkach, przejeżdżanych z gazem w podłodze.
W związku z nadchodzącym GP Miami, a także zaplanowanym na połowę czerwca GP Azerbejdżanu, które odbędą się na obiektach mogących premiować wysokie prędkości maksymalne, szef ekipy z Maranello został zapytany o tę tendencję i podejście zespołu do poradzenia sobie z nią w celu ograniczenia strat.
- Nie jestem przekonany, że tak jest. Okej, tak było w Dżuddzie. W Bahrajnie efekt DRSu był bardzo mocny i dlatego Red Bulle nas łapały. Patrząc jednak na Australię, gdzie oni dołożyli trochę docisku, prędkości były zbliżone, zresztą podobnie jak wczoraj na mokro, choć w takich warunkach i bez DRSu ocenianie zawsze jest utrudnione. Ich poprawione skrzydła mają zwiększony docisk, a gdy jeździmy na podobnych poziomach, mamy zbliżone prędkości. Nie sądzę, że różnice są duże.
- My na pewno możemy poprawić swoje skrzydła, by były bardziej efektywne. Nie oczekuję natomiast, że będzie to jakimkolwiek problemem na innych torach. Ferrari ma przygotowane nowe skrzydła na następne wyścigi, na obiekty z niskim i średnim dociskiem. To kwestia kompromisu i wybrania, co uważa się za najlepsze nie tylko na kwalifikacje, ale też na wyścig, biorąc pod uwagę degradację opon.
- Były takie rundy, w których nasze wybory okazywały się słuszne, choć może Dżuddzie było tak tylko - powiedzmy - przez kilka okrążeń. Myślę też, że to wszystko jest dobre. Są różne rozwiązania i wyścigi stają się dzięki nim bardziej spektakularne.
Binotto został również poproszony o powiedzenie, dlaczego Ferrari jest tak szybkie mimo porpoisingu, który regularnie dotyka F1-75. Inne ekipy, np. Mercedes, muszą znacznie ograniczać potencjał swoich konstrukcji, by efekt ten nie pojawiał się w zakrętach.
- Nie wiem, jak to jest możliwe. Nie wiem też, czemu inni nie są tak szybcy jak my mimo podskakiwania. Prawdą jest, że problemy z tym mamy już od testów. Wprowadziliśmy pewne rozwiązania, by to załagodzić, ale nie pozbyliśmy się ich jeszcze. Zawsze trzeba kompromisu, zrezygnowania z osiągów, by coś z tym zrobić, a także zaakceptowania pewnego stopnia podskakiwania, przy którym wyciąga się możliwie jak najwięcej z bolidu.
- Próbujemy rozwijać auto, by zająć się tym problemem już ostatecznie, bo z perspektywy kierowców nie jest to najlepsze w kontekście jazdy, atakowania zakrętów, szczególnie gdy dzieje się to w trakcie hamowania. Jesteśmy świadomi i wiemy, że mamy możliwość poradzenia sobie. Czemu inni mają większe problemy od nas? Nie wiem, czy to prawda i czy zależy to od porpoisingu.