Nastroje w Mercedesie nie napawają optymizmem. Lewis Hamilton i George Russell nie są w stanie nawiązać realnej walki z czołówką, a twardymi rywalami okazują się nawet samochody środka stawki.
Po pierwszej piątkowej sesji treningowej, w której wicemistrz świata i jego młodszy partner z zespołu zajęli kolejno siódme i dwunaste miejsce, zespół postanowił dokonać pewnych zmian ustawień. Te miały w jakikolwiek sposób zniwelować straty i poprawić osiągi bolidu. “Srebrne Strzały” wpadły jednak z deszczu pod rynnę, a kierowcy ukończyli popołudniową sesję poza czołową dziesiątką.
- Żadna ze zmian, jakie możemy wprowadzić w aucie, nie zrobi w tym momencie różnicy - powiedział mediom zawiedziony Hamilton. Brytyjczyk zajął w FP2 trzynastą pozycję, a strata do najszybszego na zmodyfikowanym Albert Park Charlesa Leclerca wynosiła ponad półtorej sekundy.
- Wchodzisz [w weekend wyścigowy] naprawdę optymistycznie, a potem wprowadzasz zmiany i nie wydaje się, aby cokolwiek miało się poprawić. Dokonaliśmy więc modyfikacji [ustawień] przed drugim treningiem. Pierwsza sesja była lepsza. Druga okazała się być dla nas trudniejszą. To po prostu trudny bolid - tłumaczył kierowca z numerem 44.
- Czuję się w porządku. To po prostu była trudna sesja. […] Po prostu nie możemy zrobić za wiele. Tak jest i będziemy musieli się z tym pogodzić. To frustrujące, bo próbujesz cisnąć i dogonić innych. I nawet jeśli pojedziesz solidne kółko, to masz 1,2 sekundy w plecy. To trudne - skwitował rozgoryczony siedmiokrotny mistrz świata.
W treningach można było jednak zauważyć pewną różnicę w stosunku do rund w Bahrajnie i Arabii Saudyjskiej, choć zapewne nie taką, jaką chciała zaprezentować ekipa z Brackley. W piątek na Albert Park obydwa srebrne bolidy zmagały się z największym dotychczas podskakiwaniem na prostych.
Mercedes W13 nadal jest bowiem konstrukcją bardzo podatną na morświnowanie porpoising. Podobne - lecz zdecydowanie mniejsze - kłopoty miały jednak również inne zespoły, w tym m.in. Ferrari, które jednak wydaje się mieć to zjawisko - czy też jego skutki - pod jakiegoś rodzaju kontrolą.
- Zdecydowanie źle radzimy sobie z porpoisingiem w zakręcie numer 9. To było prawdopodobnie moje najmocniejsze tego typu doświadczenie - komentował niedogodności George Russell. Brytyjczyk zakończył drugą sesję treningową na jedenastej pozycji, o dwie lokaty wyżej niż jego zespołowy kolega.
Były kierowca Williamsa dodał również, że wraz z zespołem będzie musiał poświęcić czas, aby wypracować rozwiązania problemów: - Oczywiście tracimy spory dystans do czołówki. Musimy więc dziś ciężko pracować, by zrozumieć ograniczenia.
Russell został również zapytany o to, czy jazda tak kłopotliwym bolidem nadal sprawia mu frajdę.
- Oczywiście! Jazda zawsze jest fajna, szczególnie na takim torze jak ten. Podoba Ci się to jednak bardziej, gdy wyskakujesz z bolidu i widzisz swoje nazwisko niedaleko szczytu tabeli albo na samym szczycie.
- Kiedy pojedziesz dobre okrążenie, a później spoglądasz na tabelę i jesteś jedenasty... Nie jest to miejsce, na którym chcesz być jako zespół. To wszystko sprowadza się do wyników - zakończył George.
Williamsie, może jednak nie byłeś taki zły...?