Valtteri Bottas po tym weekendzie może czuć spory niedosyt. Fiński kierowca Mercedesa po sobotnich kwalifikacjach był głównym kandydatem do zepsucia krwi Lewisowi Hamiltonowi, jednak przez własne błędy nawet na chwilę nie zbliżył się do swego kolegi z zespołu.
Były zawodnik Williamsa przede wszystkim źle wystartował do wyścigu. Bottas za wcześnie zareagował na starcie i gdyby nie to, że udało mu się zatrzymać samochód jeszcze na polu startowym, sędziowie musieliby wlepić mu karę przejazdu przez aleję serwisową.
Na domiar złego, Valtteri spadł na odległą, szóstą pozycję i zamiast walczyć z Hamiltonem, musiał się zmagać z kierowcami Ferrari czy Racing Point.
- Szczerze to był zły wyścig dla mnie. Gdy startujesz drugi, oczywiście mierzysz w wygraną w wyścigu, a przegrałem go na starcie. Światełka na wyświetlaczu zniknęły i zareagowałem na nie, zamiast na te ustawione na gridzie. W wyniku tego pojawił mi się anti-stall i musiałem powtórzyć całą procedurę startu. Przegrałem wyścig na starcie, straciłem tam dużo miejsc i musiałem je odrabiać przez cały czas - mówił po wyścigu zawiedziony Bottas.
W pewnym momencie wyścigu wydawało się, że Fin wciąż ma szanse na wywalczenie drugiej lokaty i dubletu dla Mercedesa. Jednak po dogonieniu Maxa Verstappena na 20 okrążeń przed końcem, przez pewien czas nie mógł się uporać z Holendrem.
Wówczas stajnia z Brackley, podobnie jak przed rokiem w sytuacji Hamilton - Verstappen, podjęła ryzykowną decyzję o ściągnięciu Bottasa do alei serwisowej. Valtteri nie zdołał powtórzyć wyczynu Lewisa i upolować Holendra, ale nie miał pretensji do strategów.
- Myślę, że warto było tak zagrać. Czułem znaczną różnicę w żywotności opon i prowadzeniu się samochodu. Niestety ostatecznie nie udało się zdobyć dubletu.
W wyniku wygranej Hamiltona, Bottas spadł na drugie miejsce w generalce. Za dwa tygodnie Valtteri będzie miał kolejną okazję do zgarnięcia zwycięstwa i próby odebrania pozycji lidera swojemu zespołowemu koledze.