Tuż przed startem GP Węgier w zespole Gunthera Steinera podjęto genialną decyzję, bez której zdobycie punktów byłoby niemożliwe. Decyzję genialną, ale nielegalną. Dlaczego?
Amerykańska ekipa podpadła za udzielenie wskazówek swoim kierowcom, którzy według artykułu 27.1 Regulaminu Sportowego, muszą prowadzić auta sami i bez jakiejkolwiek pomocy.
Na okrążeniu rozgrzewkowym inżynierowie nie mogą mówić im niczego, z małym wyjątkiem, a decyzje może podejmować tylko ten człowiek, który siedzi w kokpicie. Najlepiej opisał to Jack Aitken, rezerwowy Williamsa, rozwiewając wątpliwości.
- Kierowcy mogą mówić i pytać o to, ale zespół nie może ani odpowiedzieć, ani nawet wysłać żadnego sygnału, dającego pozytywny lub negatywny znak. Łapiecie to? Tak jak mówił Chris [Medland, dziennikarz, któremu Jack odpisał na Twitterze - przyp. red.], inżynierowie mogą informować tylko o kwestiach bezpieczeństwa. Inne komendy są niedozwolone podczas tego okrążenia.
Okazuje się jednak, że jest to nie tyle zapis regulaminu, co skutek dyrektywy technicznej, która jest w pewnym sensie tylko "uzupełnieniem" przepisów. Te dokumenty nie są publiczne, więc trudno przytoczyć ich dokładną treść.
Można opierać się jedynie na wypowiedziach osób, które mają dostęp do tych plików. Taką możliwość ma np. dyrektor wyścigu, Michael Masi.
- W 2017 roku pojawiła się dyrektywa, wyjaśniająca, jakie komunikaty można przekazywać kierowcom na okrążeniu rozgrzewkowym. Odnosi się ona do artykułu 27.1 Regulaminu Sportowego, według którego zawodnik musi prowadzić auto sam i bez żadnej pomocy. Najważniejszą kwestią jest to, że obaj zostali wezwani przez inżynierów, by zmienić opony, a to, według tej dyrektywy, nie jest dozwolone. Kierowca w tym czasie może być informowany jedynie o kwestiach bezpieczeństwa.
Oznacza to, że Magnussen i Grosjean powinni powiedzieć coś w stylu "zjeżdżamy i tyle, macie dać nam slicki". To byłoby legalne. Kevin omówił zjazd z inżynierem. Romain zasugerował takie rozwiązanie sam, jednak regulamin złamały odpowiedzi z pitwall.
Prawdopodobnie dlatego Daniił Kwiat, który zapytał o możliwość zjazdu po slicki i poprosił o potwierdzenie, nie usłyszał nic od swojego inżyniera, bo zgodnie z zasadami, po prostu nie mógł. W taki sposób AlphaTauri przegapiła szansę na punkty. Czy warto było zapłacić za nią 10 sekund? Muszą odpowiedzieć sobie sami. W fabryce Haasa zapewne nikt dzisiaj nie chodzi smutny.
Przepis, o istnieniu którego wiele osób dowiedziało się dopiero wczoraj, wywołał sporo kontrowersji. Nie ma się co dziwić, bo patrząc z perspektywy czystej rywalizacji, wyglądało to tylko na decyzję strategiczną, a nie pomoc czy wskazówkę. Taką, którą wiele ekip mogłoby podjąć od tak, bez zastanawiania się nad legalnością. Taką, którą normalnie podejmuje się w czasie wyścigu, czyli po okrążeniu rozgrzewkowym. I wreszcie - taką, którą chcą widzieć kibice, liczący na niespodzianki.
Wygląda na to, że ten zapis można obejść i jeśli nie rozpocznie się jakaś dyskusja nad umożliwieniem rozmowy o zmianie opon, nawet tylko przy zmiennych warunkach, można spodziewać się, że zespoły coś wymyślą. Niczym trudnym nie jest wcześniejsze przygotowanie się na komunikat kierowcy w stylu "zjeżdżam, chcę slicki".
Tylko czy to robi jakąkolwiek sensowną różnicę? Póki co tak, ale tylko sędziom.