Meksyk i Mercedes od lat nie mogą znaleźć wspólnego języka. Tor braci Rodríguez stawia wyzwania całej stawce, ale to Srebrne Strzały mają wyjątkowo poważny problem z dostosowaniem się do meksykańskiego klimatu i lokalne jedzenie piecze je nawet potrójnie. Dlaczego tak się dzieje?
Las días de la muerte para Mercedes
???? Er, hello... #MexicoGP ???????? #F1 pic.twitter.com/DYokY6Jg7w
— Formula 1 (@F1) October 27, 2017
Choć same Dni Zmarłych są raczej wesołą zabawą, w charakterystyczny i niecodzienny sposób oddając cześć osobom, które już odeszły, a także wprowadzając element specyficznego karnawału do wyścigu, formułowy zespół Mercedesa może mieć mieszane uczucia wobec rundy w Meksyku.
Pomimo znacznych sukcesów - choćby przypieczętowania tytułów mistrza świata w 2017 i 2018 roku - stajnia z Brackley za każdym razem ma szczególne problemy z przystosowaniem się do specyficznych warunków.
Wyjątkowość toru braci Rodríguez leży w jego wysokości nad poziomem morza, która wynosi ponad 2200 metrów, najwięcej w kalendarzu.
Wraz ze wzrostem wysokości spada gęstość powietrza, co w Meksyku sięga nawet 25%. Oznacza to, że w każdym litrze powietrza znajduje się o jedną czwartą mniej tlenu do spalania. Znacząco ogranicza to maksymalną ilość paliwa, jaka może zostać wstrzyknięta do cylindra, co w rezultacie zmniejsza moc jednostki napędowej.
Formuła 1 kontruje to poprzez podkręcenie turbo - choć tutaj trzeba pamiętać o limicie 125000 RPM dla połączonego z tym MGU-H. Silniki Hondy cechują się nieco mniejszym turbo niż jednostki Mercedesa, co naprowadza na przypuszczenie, że są one bardziej wydajne.
Przy normalnej gęstości powietrza różnice te się zacierają, ale Meksyk nie jest normalny. Przy kompresorach ograniczanych przez prędkość kątową wszystko rozbija się o wydajność - i tu punkt na konto przypisać może sobie Honda.
Dodatkowo mniejsze turbo ma mniejszą bezwładność, co pozwala rozkręcić je szybciej, wcześniej gwarantując boost, co w sekcjach przyspieszania-hamowania (a takich w Meksyku jest kilka) również premiuje japońską markę.
Dynamiki przeróżne
W Meksyku Mercedesowi może zrobić się gorąco - i to dosłownie. Mniej gęste powietrze oznacza mniej cząsteczek, które są w stanie odebrać ciepło z bolidu.
Właśnie dlatego teamy bardziej niż zwykle skupiają się na chłodzeniu, co zauważyć można po ogromnych sidepodach czy dodatkowych wlotach nad głową kierowcy.
Mercedes od lat był słabszą częścią stawki, jeżeli o chłodzenie chodzi - co udowodniły chociażby GP Austrii 2019 lub postawa Bottasa na Monzy w 2020 - także tor braci Rodríguez i termodynamika kolejny raz nie ułatwią zadania Srebrnym Strzałom.
Jest to obszar tym bardziej krytyczny w obliczu problemów z niezawodnością jednostek z Brixworth, że przegrzewanie się silnika na pewno nie pomoże.
Ale nie tylko jednostki będą przechodziły trudne momenty - po czterech literach dostaną także hamulce i opony. Choć te pierwsze ratuje nieco długich prostych, w sektorze trzecim może dojść do przegrzewania się ogumienia, zwłaszcza że obecnych jest kilka stref mocnego hamowania oraz szybkich esek.
Na GP Miasta Meksyk zespoły z pewnością przygotują specjalne tarcze hamulcowe, wyposażone w jeszcze więcej chłodzących kanałów niż zazwyczaj - w 2018 Ferrari miało ich aż 1400 w każdym z dysków!
Również aerodynamiczny koncept Mercedesa zazwyczaj ma problem z wpisaniem się w meksykańskie wymagania.
Niska gęstość powietrza znacznie odbija się na poziomach generowanego docisku - mówiąc w uproszczeniu, mniej cząsteczek naciska na skrzydła, więc tworzą one mniejszą siłę.
Wydajność aerodynamiczna obecnie czarnych bolidów, wynikająca z długiej sylwetki z niskim tyłem, w tym wypadku przegrywa z koncepcją Red Bulla, która wyraźnie stawia na docisk.
Szacunki mówią, że przy poziomach skrzydeł z Monako zespoły w Meksyku osiągają wartości downforce z Monzy, co może zaboleć Mercedesa zwłaszcza w szybkim drugim sektorze. W trzecim natomiast na korzyść Byków może działać przyczepność mechaniczna, w której RB16B także jest lepszy od W12.
Czarny koń?
Znane powiedzenie może trafić w dziesiątkę w tym przypadku. Nie kto inny, jak nasze ukochane Ferrari (Forza!), może wyskoczyć i stać się poważnym pretendentem do podium, a może i zwycięstwa.
Patrząc na trwający sezon, czerwonym maszynom szczególnie pasowały tory uliczne, na których wymagany jest wysoki docisk i znakomita postawa w wolnych zakrętach - a świadczą o tym pole position z Monako i Baku.
Ferrari w tym roku już i tak jeździ z wysokimi skrzydłami, a do tego prawdopodobnie może ustawić je najostrzej w całej stawce, co da mu przewagę. Na pewno pomoże też nowa jednostka napędowa, która wspaniale zarządza energią, dostarczając ją dłużej, a także dając lepsze wyjścia z zakrętów.
#AMuS No PU goes into charging mode later at the end of the straight than the Ferrari PU. The electric power lasts longer. PU also pushes harder when accelerating out of the straight. According to the calculations of the other manufacturers, the improvement is in the tenths range
— tami. (@Vetteleclerc) October 21, 2021
Długie proste, jak i tylko dwie lub trzy strefy ciężkiego hamowania, na pewno wystawią MGU-K na próbę. Bolidy będą mieć problemy z oszczędzaniem energii i zarządzaniem stanem baterii, co przy nowej technologii i większej sprawności elementów hybrydowych za plecami Karolków może dać im realną szansę na walkę o najwyższy stopień podium.
Czy czeka nas powrót walki na trzy fronty? Stawka tego Grand Prix dla losów mistrzostw jest ogromna, a wmieszać się w nią może dodatkowy gracz. Gdzie dwóch się bije... Zobaczymy. A gdyby jeszcze świeży silnik Renault w bolidzie Alpine boskiego Fernando nagle ożył? Będzie ciekawie!