Alex Albon podzielił się ciekawą teorią na temat problemów kierowców z akademii Red Bulla, którzy wchodzą do F1 i doświadczają szybkiego awansu. W tym sezonie ekipa Christiana Hornera zdegradowała już Liama Lawsona, ale Yuki Tsunoda nie okazał się być nowym Maxem Verstappenem.
Obsada drugiego fotela w ekipie Czerwonych Byków to problem, który ciągnie się od dawna. Ofiarą tego stanowiska pracy w ostatnich latach padło już kilku młodych kierowców z rodzimej akademii, którzy finalnie nie zdali egzaminu i mocno odstawali na tle czterokrotnego mistrza.
W tym gronie znalazł się m.in. Alex Albon, który po GP Węgier 2019 zastąpił słabo spisującego się Pierre’a Gasly’ego. Choć miał niezłe początki, to następnie stracił miejsce po sezonie 2020 na rzecz Sergio Pereza. Taj po tej przygodzie zmuszony był zrobić sobie roczną przerwę od F1 i skupił się na wyścigach DTM, a w międzyczasie znalazł się na radarze odbudowującego się Williamsa, z którym współpracuje do dnia dzisiejszego.
W obliczu aktualnych problemów Yukiego Tsunody to właśnie Alexa poproszono zabranie głosu w tej sprawie. Wysnuł on bardzo ciekawą teorię, która diagnozuje, dlaczego po przeskoku z VCARB do RBR można napotkać ścianę.
- Samochód Red Bulla balansuje na ostrzu noża - powiedział Albon. - Myślę, że tylko Max może go odpowiednio prowadzić. Oczywiście mogę oprzeć się na swoich wrażeniach, bo wtedy zmagałem się z tym bolidem. Przy doświadczeniu, które mam teraz, myślę, że byłbym już w stanie poradzić sobie lepiej, lecz taka specyfika auta nie jest czymś naturalnym dla większości kierowców. Dobitnie widać to właśnie w ostatnim czasie.
- To zadanie jest o tyle trudne, że - odkąd pamiętam - według mojej interpretacji bolid [juniorskiego zespołu Red Bulla] zachowywał się bardzo naturalnie. Wspominałem o tym w 2019 roku. [Ówczesne] Toro Rosso było bardzo dobrze wyważone, stabilne i dawało dużo pewności siebie. Wydaje mi się, że konstrukcje tej ekipy od zawsze takie były, bo pakowano do nich debiutantów.
- Celem tego zespołu jest budowanie młodych kierowców, a Red Bull to ekstremalny poziom. Tym samym przy przesiadce przechodzisz z samochodu, który jest bardzo wyrozumiały, do takiego, który w najmniejszym detalu sprawia sporo problemów. Konieczne jest więc wyraźne dostosowanie się do zupełnie innej maszyny.
Albon pokusił się nawet o stwierdzenie, że debiut w tej erze F1, stał się jeszcze większym wyzwaniem. Odpowiadać mają za to dwa czynniki - kapryśne konstrukcje i coraz wyższy poziom konkurencji.
- Obecne samochody są trudniejsze w prowadzeniu niż poprzednia generacja. Wtedy też mieliśmy mnóstwo docisku, ale prześwit był większy, plus były to bardziej miękkie auta. To sprawiało, że wybaczały więcej, stawały się bardziej przyjazne dla debiutantów. Teraz jest to dużo bardziej ekstremalne, a opony są wrażliwsze. Wydaje mi się, że moje początki były łatwiejsze. Auto Toro Rosso prowadziło się naprawdę przyjemnie.
- Duża część tego wszystkiego to rozumienie bolidów, opon, inżynierii czy swojego stylu. To są takie rzeczy, które jako młody zawodnik dopiero odkrywasz.
- Do tego dochodzi poziom stawki. Nie chcę mówić, że jesteśmy najlepsi w historii, ale uważam, że jest tu wielu dobrych zawodników. Doszliśmy do etapu, gdzie trzeba spisywać się cały czas. Presja nie znika nigdy, a poza tym jest również szum wokół tego kierowcy, który jest tym drugim. Młodzi nie mają więc łatwo.
- Z drugiej strony taka jest F1. Nikt nie daje czasu. Zawsze było tu takie podejście, że albo utrzymasz się na wodzie, albo utoniesz. Najlepsi przetrwają i taka jest natura tego sportu.