Fred Vasseur zamienił się w Mattię Binotto i po absurdalnym wyścigu Ferrari przyznał, że w zakresie poleceń zespołowych jego ludzie wykonali dobrą robotę. Nieco inny punkt widzenia w tym temacie mieli jego kierowcy F1, Charles Leclerc oraz Lewis Hamilton.

Jednym z ciekawszych, a zarazem najbardziej prześmiewczych momentów minionego już GP Miami była kolejna odsłona strategicznych szachów w Ferrari. Głównym aktem okazały się w tym przypadku wewnętrzne zalecenia, a dokładnie ciągnące się zamiany pozycji między Brytyjczykiem a Monakijczykiem.

Podczas debat na temat działań komunikacja w Scuderii jak zwykle stała na najniższym poziomie. Szczególnie dobrze zobrazowały to wypowiedzi kierowców - nerwy oraz kreatywna krytyka Hamiltona, a także próby uspokojenia chaosu po stronie Leclerca. 

Naturalnie więc po występie, który odbił się szerokim echem, Fred Vasseur musiał złożyć wyjaśnienia co do postawy swojej ekipy. Nie ma niczego dziwnego w tym, że Francuz wziął zespół w obronę, aczkolwiek zrobił to w stylu przypominającym słynne wypowiedzi, jakich w sezonie 2022 udzielał Mattia Binotto. Włoch regularnie sięgał wtedy po absurdalne teksty, kompletnie ignorując błędy i mając wytłumaczenie na wszystko. Niektóre z tamtych komentarzy, jak brak powodów, aby nie wygrać kolejnych 10 wyścigów z rzędu, stały się klasykiem F1.

- Mogę całkowicie zrozumieć frustrację kierowców - opowiadał Vasseur. - To mistrzowie, którzy chcą wygrywać. Nigdy nie jest łatwo. Nie widziałem, aby inny zespół zrobił dziś coś takiego. Dlatego wzięliśmy na siebie odpowiedzialność, aby tak postąpić. Ścigamy się przede wszystkim dla Ferrari i szczerze mówiąc, uważam, że jako zespół zrobiliśmy dobrą robotę. 

Pytany o przyczyny długiej zamiany miejsc, odparł: - To nie trwało aż tak długo, gdyż zajęło to około półtora okrążenia, czy coś w tym stylu. Kiedy mamy dwa samochody obok siebie, i to na różnej strategii, to pierwszą rzeczą jest zrozumienie, czy jadąc z tylu, z systemem DRS, nie jesteś szybszy. Zajęło nam to jedno okrążenie, co w praktyce przełożyło się na około 90 sekund, po których poprosiliśmy o dokonanie zamiany.

- Szczerze mówiąc, można teraz użyć argumentacji, że mogliśmy to zrobić bezpośrednio, ale nie wiedzieliśmy, czy to efekt DRS, czy też nie. Myślę, że podjęliśmy trudną decyzję, ponieważ nigdy nie jest łatwo poprosić takich zawodników jak Charles i Lewis o oddanie pozycji. Ale zrobiliśmy to, a oni dokonali tego na torze. Jakoś tego nie widzę, aby inne zespoły tak robiły.

- Taka jest polityka naszego zespołu. Jeżeli już dochodzi do takich sytuacji i prosimy o zamianę, to tylko dlatego, że uważamy, iż drugi bolid jest szybszy od pierwszego na danym etapie wyścigu. Staramy się dogonić zawodnika, który jest przed nami, a jeśli to się nie uda, przywracamy pierwotny układ. Tak też było w tym przypadku, gdy jasne stało się, że Lewis nie dopadnie Antonellego. 

Szef Ferrari ponownie zwrócił uwagę na rolę, jaką odgrywa moment puszczania rozmów w transmisjach, ale tym razem nie zapowiedział, że przejdzie się ze skargą do przedstawicieli F1.

- Jeżeli chodzi o przekazy radiowe, to należy zrozumieć, że FOM publikuje je z opóźnieniem. Oznacza to, że czasami pytamy o coś kierowców i jest to publikowane pół okrążenia później w przekazie na żywo. Prowadzimy mnóstwo takich rozmów i czasami nie jest łatwo poprosić o zrobienie czegoś przed np. zakrętem numer 11 lub 18. Szczerze mówiąc, myślę, że zrobiliśmy to, co musieliśmy. Ale zawsze można mówić, że lepiej byłoby to załatwić pół okrążenia wcześniej lub pół okrążenia później.