Wraz z ogłoszeniem zwolnienia Christiana Hornera z Red Bulla w środowisku F1 pojawiło się wiele ciekawych doniesień o przyczynach takiego stanu rzeczy. Co istotne, sprawa nie rozbija się tylko o wyniki sportowe czy Maxa Verstappena, ale ma dość szerokie rozgałęzienie. Przedstawiamy zbiór najważniejszych informacji i plotek z ostatnich 24 godzin.
Środowa bomba, którą jest rozstanie Hornera z Czerwonymi Bykami, doprowadziła do tego, że w branżowych mediach wylała się fala artykułów na temat tego, co naprawdę zaszło. Standardowo w takich sytuacjach panuje chaos informacyjny i nie wszystko jest pewne.
Tym razem jest to jednak coś wyjątkowego. Istnieje wiele wersji wydarzeń, niektóre pogłoski wykluczają się wzajemnie, a inne ładnie uzupełniają - choć nie wiadomo, czy tylko pozornie, czy naprawdę sensownie.
Kulisy odejścia i powody są więc szerokie, a za pewnik można brać tylko to, że przyczyna nie jest jedna i w zasadzie mówimy tu o nagromadzeniu się przeróżnych problemów, które skończyły się wczorajszym trzęsieniem ziemi.
Szybka akcja
Zwolnienie Hornera to oczywiście szok. Choć w teorii było możliwe, to doszło do niego nagle, bez uprzedzenia. Złośliwi powiedzą, że Christiana pożegnano z chichotem losu, jak drugich kierowców - w środku sezonu - ale z perspektywy działania światka F1 lepszym zestawieniem jest tu przejście Lewisa Hamiltona do Ferrari, gdzie nagle okazało się, że żyjemy w innej wyścigowej rzeczywistości.
Te sytuacje są nieporównywalne ze względu na to, że Hamilton nie był o włos od wylotu 1,5 roku wcześniej, ale zbliża je to, jaki miały timing - jednego wieczora zapadły decyzje, a następnego poranka wyścigowy światek już huczał.
Horner dowiedział się o zwolnieniu we wtorkowy wieczór. Postanowiono nie robić z tego sekretu - zresztą przy takim kalibrze byłoby to niemożliwe. To dlatego w środę o godzinie 11 czasu polskiego pojawiły się raporty tzw. insiderów, a w tym czasie Christian rozmawiał z przedstawicielami fabryki i powiedział im, że odchodzi, dziękując przy tym za współpracę.
Jak wynika z doniesień Sky, przemowa była pełna emocji, a u szefa miała pojawić się łezka albo dwie. Ponieważ wyciekł już fragment nagrania z tego przemówienia, to jasne jest, że Hornerowi wieszał się głos, a pracownicy głośno klaskali. Całość zakończyła się dużą owacją, kilkuminutową, aczkolwiek Sky twierdzi, że personel nie przyjął tego posunięcia „góry" ze szczególnym optymizmem. Oczywiście Red Bull był podzielonym zespołem - choć możliwe, że bardziej na poziomie menedżerskim - ale taka postawa nie musi szokować, gdyż to w końcu Horner był jednym z tych, którzy budowali tę ekipę.
- Wśród tych ludzi, z którymi zdołaliśmy porozmawiać, widoczne jest wspólne poczucie rozczarowania i smutku - przekazał David Croft.
Sama decyzja zarządu Red Bulla również miała zapaść stosunkowo niedawno. Co ciekawe, Christian zdążył powiedzieć Martinowi Brundle, że nie przekazano mu żadnego powodu. Po prostu dowiedział się, że zostanie zwolniony z wykonywania obowiązków, a kwestie kontraktowe trzeba będzie jeszcze uzgodnić. Formalnie Horner ma umowę do 2030 roku, więc zapewne nie wyjdzie na tym źle. Być może pasowałoby tu rzucić perezowym żartem, który twierdził ostatnio, że w RBR spędził cztery lata, ale fakturę wystawił jak za sześć.
Dlaczego Horner wylądował na bezrobociu?
Dużo bardziej interesujące od timingu są za to potencjalne przyczyny, które układają się o tyle wyjątkowo, że najprostsze łączenie kropek wcale nie musi być zgodne z prawdą. Nie ma jednej i jasnej odpowiedzi, dzięki której klarowne byłoby to, dlaczego topór poszedł w ruch teraz, a nie pół roku temu czy nawet za pół roku. BBC pisało wczoraj, że nawet zespołowe źródła nie za bardzo chcą o tym rozmawiać i nie wszystko jest obecnie pewne.
Jasne jest za to, że postawa Hornera wisiała na włosku już na początku 2024 roku, tylko - no właśnie - jest to czas przeszły. Sprawa, która mocno wpłynęła na jego postrzeganie i reputację, formalnie została zamknięta i rozstrzygnięta na jego korzyść, przynajmniej w samej firmie. Wtedy uratowało go i dochodzenie niezależnego prawnika, i interwencja tajskiej części Red Bulla.
Utrzymanie się po czymś takim sprawiło, że trudno było wyobrazić sobie coś, co go powali. Christian miał ogrom władzy, deklarował lojalność wobec Red Bulla, odrzucał oferty np. ze strony Ferrari i czuł się pewnie. W ostatnim czasie nie było poważniejszych sygnałów co do tego, że może dojść do zmiany. W tym aspekcie ta przyszła więc nieoczekiwanie, choć to jasne, że wspomniany topór czasem orbitował wokół karku Hornera.
Poza tym od pewnego czasu nic już nie było takie same. W zasadzie od śmierci Dietricha Mateschitza Red Bull przestał być harmonijny. Gdy w sezonie 2023 Verstappen odnosił kolejne triumfy, to w padoku spokojnie można było usłyszeć, że może i wszyscy uśmiechają się do kamer, ale walczą za kulisami. Horner próbował zwiększać swoją władzę, chcąc pozbyć się m.in. Helmuta Marko, a do tego popadł w konflikt z Josem Verstappenem.
Kulminacja nastąpiła właśnie na początku 2024 roku, gdy Verstappenowie stanęli po jednej stronie, Max opowiedział się za Helmutem, Jos wytoczył najcięższe działa w mediach, a do tego świat skupiał się na zawartości pewnego dysku w chmurze. To dużo - do tego stopnia, że pewne tematy ciągle wracały, a wszyscy przypominali, jak źle było kilkanaście miesięcy temu. Można więc powiedzieć, że choć tamte wydarzenia nie powaliły Hornera, to na pewno położyły grunt pod to, by kiedyś to zrobić.
Jos Verstappen, Christian Horner i Max Verstappen - bo w byczej rodzinie najlepiej wychodzi się na zdjęciach (fot. Red Bull).
Nie ma ognia bez dymu
Wygląda jednak na to, że zadecydować musiały jakieś kwestie bieżące, ewentualnie przyszłościowe - i tutaj zagraniczne raporty wypadają w miarę spójnie, choć podają wiele powodów i nie mają jednego, który byłby najważniejszy.
Media są raczej zgodne co do tego, że podstawową przyczyną były wyniki zespołu, który od połowy zeszłego roku nie jest w stanie nawiązać realnej walki o najwyższe cele. Nie inaczej sytuacja wygląda w tym sezonie, w którym RBR jest dopiero czwartą siłą, a Max Verstappen znajduje się raczej poza walką o tytuł, choć zdarzało mu się podgryzać McLareny. Jeszcze gorsza wydaje się być rywalizacja w klasyfikacji konstruktorów, która de facto nie istnieje, bo trudno rywalizować jednym samochodem, gdy inni punktują dwoma.
Zdaniem Auto Motor und Sport zarząd energetycznego koncernu miał mieć spore zastrzeżenia do działań Hornera, które doprowadziły do takiej sytuacji. Chodzi tu m.in. o fakt nierozwiązania problemu najtrudniejszego zawodu świata, czyli drugiego kierowcy, który zakończył się kosztownym wykupieniem kontraktu Pereza po sezonie 2024. W 2025 roku tę sprawę rozegrano w stylu wręcz komediowym, awansując Liama Lawsona, aby po dwóch wyścigach zamienić go z Yukim Tsunodą i... ciągle być w tym samym miejscu.
Dochodzi do tego słynne już rozpadanie się zespołu, czyli utrata kluczowych pracowników. Ci odchodzili z różnych powodów, ale liczy się to, że odchodzili. Zmiana barw w wykonaniu Roba Marshalla, o czym często się zapomina, to decyzja z początku 2023 roku, aczkolwiek była to duża strata, a McLaren - obecnie najlepszy zespół - trafił z tym transferem w odpowiedni moment. Adrian Newey miał przestać czuć, że jego praca jest doceniana, a „afera whatsappowa” po prostu go zdegustowała. Z kolei Jonathan Wheatley był zwyczajnie gotowy do podjęcia się stanowiska szefa, a dostał możliwość poprowadzenia fabrycznego Audi.
Gdzieniegdzie słychać też, iż dla obozu Verstappenów problematyczne jest nie tyle to, że z ekipy odeszli ludzie, ale fakt, że ci, którzy w niej pozostali, niekoniecznie są w stanie poradzić sobie z problemami. Palec tu i tam wędruje przede wszystkim w stronę dyrektora technicznego, Pierre'a Wache.
Zbyt dużo władzy w jednych rękach
Dochodzi do tego aspekt władzy, który w pewnym sensie zamyka koło, bo w końcu po śmierci Mateschitza mówiono o tzw. konflikcie o władzę, nazywanym po angielsku jako power struggle. W wielu miejscach można już przeczytać, że problematyczne stało się to, jak mocna zrobiła się pozycja Hornera. Ten miał nie chcieć zrezygnować z zasiadania na wielu fotelach w ekipie, co nie podobało się wszystkim.
Wiadomo, że Christian był CEO i szefem zespołu (podobnie jak teraz Laurent Mekies), a do tego zarządzał działem silnikowym. Poza tym miał również swoich ludzi w innych departamentach, dzięki czemu mógł mieć wpływ na marketing czy komunikację. Nie bez powodu Red Bull wraz z nim pożegnał także dwóch ludzi odpowiedzialnych za te obszary.
Ten wątek bardzo ciekawie opisał serwis The Race, wskazując, że macki Hornera potrafiły sięgać nawet do Racing Bulls - i mieć wpływ na to, w co przemieniono dawne AlphaTauri.
- Najlepsza teoria, jaka pokazała się do tej pory, dotyczy decyzji związanej z kontrolowaniem działań Red Bulla w F1. Niektórzy mieli być potencjalnie niezadowoleni z tego, ile władzy miał Horner.
- Sugerowano, że niektórzy w strukturach Red Bulla zaczęli robić się zazdrośni i obawiali się, że zespół stanie się wkrótce czymś w stylu „Horner Racing", a nie „Red Bull Racing".
- W 2023 roku Horner był tym, który powiedział Oliverowi Mintzlaffowi, że ma dwie opcje na cieniujący zespół AlphaTauri - albo może go sprzedać, albo dać mu go ułożyć. Mintzlaff wybrał bramkę nr 2, a Horner odegrał ważną rolę w restrukturyzacji tej organizacji. Ściągnął Mekiesa na fotel szefa, wstawił Petera Bayera na pozycję CEO i pomógł zakontraktować Visę oraz Cash App.
Później Red Bull zechciał podnieść poziom swojej kontroli nad stajnią z Faenzy, więc dał więcej władzy tamtemu szefostwu. Kolejnym krokiem miało być zmniejszenie roli Hornera w Red Bullu, na przykład zrobienie z niego jedynie szefa - ale ten nie zgadzał się, bo uważał, że w F1 skuteczny jest model z jednym sternikiem.
Przytaczana jest nawet sprawa nieudanych rozmów z Porsche w kontekście sezonu 2026. Łatwo przypomnieć sobie wypowiedzi Hornera, który wielokrotnie podkreślał, że Niemcy mogliby mieć zbyt dużo wpływu na działania prawdziwego i niezależnego zespołu wyścigowego.
Słynne spotkanie z mediami ze Spa z 2022 roku z perspektywy czasu wygląda jak szczyt pewności siebie Hornera, który twierdził, że zwyczajnie nie potrzebuje takiego partnera. Pewnym paradoksem jest więc to, że Brytyjczyk w sezonie 2026 będzie miał tyle samo wpływu na Red Bulla co Porsche, gdyż sam przestał być potrzebny.
Adrian Newey, Max Verstappen i Christian Horner. Zdjęcie-symbol, a w zasadzie symbol rosnącej potęgi Red Bulla, który w 2022 roku rozpoczynał dominację i czuł, że nie potrzebuje pomocy nikogo. Dziś Newey jest w Astonie, Verstappen w sumie to lubi Mercedesa i chyba będzie umiał zagadać, a Horner został właśnie zwolniony (fot. Red Bull).
Ultimatum Verstappena?
Podobny wydźwięk - czyli bycie już niepotrzebnym - płynie za to z raportu BBC, które napisało, że Byki przestały mieć powody, aby trzymać Christiana. Tamten tekst mocno podkreśla czynnik Maxa Verstappena i podaje plotkę, jaka miała krażyć w środę. Zdaniem Andrew Bensona ta dotyczyła rzekomego ultimatum, postawionego zespołowi przez Verstappenów. Miała to być krótka piłka - albo kierowca, albo szef.
To tylko plotka, pogłoska, aczkolwiek dobrze łączy się z tym, co i tak wiadomo - że pomiędzy Hornerem a Verstappenami (a na pewno Josem) nie było wybitnie dobrze. Z drugiej strony nie brakuje tu nieco wykluczających się doniesień o tym, że obóz Maxa miał jednak nie ingerować w działania zarządu i nie opowiadał się za zwolnieniem szefa. Tak twierdzi Erik van Haren, który miał dowiedzieć się, że naciski Verstappenów to po prostu bzdura. W tym kierunku idzie też The Race, pisząc o braku sugestii co do zaangażowania zawodnika, gdyż jego obchodzi tylko posiadanie najszybszego bolidu.
Bliżej wersji, która zakłada ingerencję w zarząd, jest ESPN, które ujawniło wczoraj, że w trakcie ostatnich dwóch weekendów wyścigowych miało dojść do szeregu wewnętrznych spotkań w Red Bullu, a jedno z nich odbyło się pomiędzy Oliverem Mintzlaffem a Maxem Verstappenem.
W tym wszystkim panuje pewien chaos, bo to jasne, że pewne rzeczy nigdy nie zostaną przyznane wprost, przez co niełatwo ocenić, co jest prawdziwe. Verstappenom nie musi zależeć, aby ich naciski były szeroko omawiane, choć przecież dokładnie taką rolę odegrały pewne wypowiedzi Josa z zeszłego roku.
Mercedes, czyli możliwość czy przynęta?
Dochodzi do tego niedawno podgrzewany wątek transferu do Mercedesa, który doczekał się już paru interpretacji. Jedna z nich mówi, że właśnie to miało zachęcić zarząd Red Bulla do podjęcia odważnych decyzji i - niezależnie od tego, czy ultimatum naprawdę istniało - postawienia na kierowcę, a nie szefa. Brzmi to jak gierka, która miałaby pokazać, że ucieczka jest realna. A teraz?
AMuS wspominał wczoraj, że ryzyko utraty Holendra powinno zostać przynajmniej tymczasowo zażegnane, ale już u Erika van Harena można przeczytać coś innego. Holenderski dziennikarz sądzi, że uznawanie odejścia Hornera za gwarancję pozostania Verstappena w zespole to kolejna bzdura. Przyszłość Maxa ma się rozjaśnić latem, w okolicach przerwy wakacyjnej lub po niej.
W pewnym sensie przyszłość kierowcy może stać się najlepszą odpowiedzią. Jeśli mimo tylu sygnałów, niejednoznacznych wypowiedzi, mocnego i wyraźnego rozglądania się w inne strony czy zachowań ojca Max zostanie i na sezon 2026, i kolejne, to wszystko będzie jasne, choć tu do gry ciągle może wejść konkurencyjność silnika Red Bulla. Jeśli jednak odejdzie, szczególnie po tym sezonie, to prawdopodobna stanie się wersja o braku związku.
Jedno będzie pewne, niezależnie od tego, co zrobi Verstappen - zwolnienie Hornera jest wielowątkowe. Mnóstwo przeszkód nałożyło się na siebie i doprowadziło do tego, że jego pozycją zachwiano tak mocno. Kogoś, kto odniósł tyle sukcesów i utrzymał się tak długo, nie wyrzuca się ot tak.