Dwóch kierowców otrzymało punkty karne po dzisiejszym wyścigu F1 na Węgrzech. Charles Leclerc wykonał niebezpieczną obronę przed Georgem Russellem, a Pierre Gasly doprowadził do kolizji z Carlosem Sainzem. Za walkę Maxa Verstappena z Lewisem Hamiltonem nie przyznano zupełnie niczego.
Sprawa Monakijczyka jest bardzo interesująca, gdyż kara została mu wlepiona za incydent, w którym nie doszło do kontaktu. Kierowca Ferrari wykonał jednak jeden z najbardziej irytujących manewrów dla rywali, czyli podwójny ruch w strefie hamowania. To coś, co podpada pod przepis o zakazie gwałtownych ruchów czy szarpanego tempa.
Russell dwukrotnie denerwował się na niego z tego powodu, a za drugim razem do kolizji nie brakło dużo. Sędziowie naturalnie zainteresowali się więc jazdą Leclerca i jeszcze w trakcie rywalizacji doliczyli mu 5 sekund.
Po wszystkim okazało się, że dołożono do tego pojedynczy punkt karny, pierwszy w okresie 12 miesięcy. Jak wynika z komunikatu arbitrów, zastosowano tu łagodniejsze podejście, gdyż oba bolidy nie dotknęły się.
- Sędziowie wzięli pod uwagę, że samochód nr 63 skutecznie wyegzekwował manewr wyprzedzania, przy którym nie doszło do kontaktu. W związku z tym nałożono mniejszą sankcję, niż można byłoby to zrobić w innych okolicznościach - czytamy w dokumentacji.
Przypadek Sainza i Gasly'ego był dla komisji prosty w ocenie. Francuz został uznany za w pełni winnego doprowadzenia do kolizji w zakręcie nr 2, gdzie próbował bronić się po wewnętrznej, lecz pojechał zbyt szeroko i trafił w Williamsa.
Podczas wyścigu reprezentant Alpine dostał za to 10 sekund kary, a gdy opublikowano dokumentację, to dowiedzieliśmy się, że dorzucono mu 2 punkty karne. To również pierwsze oczka w okresie 12 miesięcy, podobnie jak u Leclerca.
Max Verstappen i Lewis Hamilton nie ponieśli natomiast żadnych konsekwencji swojej walki. Zajście trafiło do sędziów, bo istniało tam podejrzenie małego kontaktu i wypchnięcia Brytyjczyka z toru, a ujęcia dostępne w trakcie GP Węgier były dość niefortunne i nie dawały jasnego obrazu. W podjęciu decyzji pomogły rozmowy już na chłodno.
- Verstappen przyznał, że napędził się za zakrętem nr 3 na świeżych oponach i chciał wykorzystać to do ataku po wewnętrznej zakrętu nr 4. Dodał też, że miał pełną kontrolę nad pojazdem i mógł trzymać się bardziej po wewnętrznej, aby zostawić Hamiltonowi miejsce na wyjściu. Ponieważ jednak Hamilton wyjechał poza tor, to Verstappen wykorzystał całą przestrzeń - czytamy w uzasadnieniu.
- Przedstawiciel Ferrari potwierdził, że między samochodami nie doszło do kontaktu, a to Hamilton postanowił nie starać się o pozostanie pomiędzy białymi liniami. Biorąc to pod uwagę, sędziowie uznali, że skoro nie było kontaktu, a incydent nie kwalifikuje się pod wypchnięcie z trasy pomimo ambitnej natury manewru, to żadne dodatkowe działania nie będą podejmowane.
Co ciekawe, Lewis Hamilton nie był obecny na spotkaniu z komisją, gdyż zrezygnował z prawa do przedstawienia swojej wersji wydarzeń.