Tekst: Bruno Wilk

Jonathan Wheatley, były dyrektor sportowy Red Bulla, a obecnie szef Saubera, nie zgodził się z decyzją swojego byłego zespołu ws. incydentu z udziałem Maxa Verstappena i Oscara Piastriego podczas Grand Prix Arabii Saudyjskiej 2025. Zdaniem Wheatleya Red Bull powinien był zareagować inaczej. Gdyby nadal był częścią tej ekipy F1, to doradziłby oddanie pozycji. 

Wheatley to postać doskonale znana w padoku. Z Formułą 1 związany jest od 1991 roku, a swoją karierę rozpoczynał jako mechanik w Benettonie. Następnie piął się po szczeblach zespołu z Enstone, również po jego przemianie w Renault. Do Red Bulla dołączył w 2006 roku i jako dyrektor sportowy odegrał kluczową rolę w sukcesach zespołu. Był filarem i człowiekiem orkiestrą, a odpowiadał m.in. za pit stopy, w których Red Bull przez lata ustanawiał rekordy.

Słynął także z regularnego ratowania Maxa Verstappena na sędziowskim dywaniku. To on chodził na posiedzenia oraz kontaktował się z kontrolą wyścigu. Jego umiejętność interpretacji i wykorzystywania przepisów stanowiła ogromny atut Red Bulla, ale od 1 kwietnia 2025 Wheatley pełni funkcję szefa Saubera, który przygotowuje się do przekształcenia w fabryczną ekipę Audi.

GP Arabii Saudyjskiej 2025 było dopiero trzecim wyścigiem Jonathana w roli szefa. Jednocześnie była to pierwsza runda, podczas której bronił innych barw i nie mógł już wyciągnąć Verstappena z opresji. Naturalnie więc na skutek tak dużych kontrowersji, jakie wywołał incydent z Piastrim, Brytyjczyka poproszono o komentarz. Gdyby nadal pracował w RBR, to on byłby odpowiedzialny za rozmowy z oficjelami i decyzję co do oddania pozycji.

- Doskonale pamiętam, co sobie pomyślałem! Zrobiłbym to inaczej lub przynajmniej zalecił inne postępowanie - powiedział Wheatley dla The Race. - To była odwrotna, ale bardzo podobna sytuacja do zakrętu nr 12 w Teksasie w zeszłym roku. Uważam, że wyciągnięto z tego pewne wnioski.

Szef Saubera przywołał tu słynne starcie, podczas którego Verstappen sprytnie skupił się na wygraniu wyścigu do wierzchołka. Walczący z nim Norris czuł się ewidentnie wypchnięty z toru i nie oddał miejsca pomimo przejechania poboczem, za co spotkała go kontrowersyjna kara.

- Nigdy nie widziałem dwóch identycznych przypadków, a każdy ma swój kontekst - kontynuował Wheatley. - To bardzo dynamiczne sytuacje. Trzeba brać pod uwagę opony, napędzenie się za innym kierowcą czy nawet DRS. To bardzo dynamiczne zjawisko, a potem, przy tych wszystkich gierkach kierowców, trzeba jeszcze wybrać punkt hamowania.

- Bywały przecież takie chwile, gdy mówiłem kierowcom, z którymi pracowałem: „Mogłeś dać mu dodatkowe dwa centymetry i sędziowie mieliby wtedy łatwiejsze zadanie".

- Ostatecznie to oni muszą zdecydować, czy zostawiłeś miejsce. Uwielbiam ten element w tym sporcie i sądzę, że FIA oraz kierowcy pracowali bardzo ciężko nad tymi zasadami ścigania, które mamy obecnie. 

- Gdyby był tam żwir, to podejście byłoby inne. To normalna, ludzka sprawa. Jeśli jest okazja na wyjechanie poza tor i załatwienie tego później... no przecież już to widzieliśmy. Nie chcę być mądry po szkodzie, ale nigdy nie przyszło mi na myśl, że ten zakręt [w Arabii] potrzebuje żwiru. Ale zakręt nr 12 w Austin? Zawsze myślałem, że trzeba to jakoś rozwiązać.