Lando Norris podzielił się swoją interpretacją starcia z Maxem Verstappenem z końcówki wyścigu F1 w Austin. Jego zdaniem sędziowie podeszli do tej sprawy zupełnie od złej strony.

Od GP USA minęło zaledwie kilka dni, a Formuła 1 już pojawiła się w Meksyku. Naturalnie więc podczas dnia dla mediów padły pytania o ciągle gorący temat kontrowersyjnego sędziowania. Wątek ten nieustannie rozgrzewa padok, ponieważ ostatnie decyzje były nie tylko nieprzewidywalne, ale czasem zwyczajnie nie jasne, nawet dla samych uczestników.

Największą burzę wywołało ukaranie Lando Norrisa za wyprzedzanie Maxa Verstappena poza torem. Analizując zajście, arbitrzy powołali się na niepubliczne wytyczne, które w przypadku ataku po zewnętrznej nakazują bycie przed rywalem na wysokości wierzchołka, aby mieć "prawo" do danego zakrętu. 

Rozmawiając z mediami w czwartek, Brytyjczyk przedstawił tę sprawę zupełnie inaczej. W jego opinii w zakręcie nr 12 doszło do ataku od wewnętrznej, a on sam tylko się bronił.

- Walka George'a z Valtterim w pewnym sensie była bardzo podobna do naszej - tłumaczył Norris, powołując się na incydent, po którym ukarano Russella za wywiezienie Bottasa.

- Byłem kompletnie przed Maxem. Miałem więcej niż długość bolidu przed nim. To nie ja byłem atakującym samochodem. On był. To on zaatakował za ostro i wyjechał poza tor. Ja natomiast tylko utrzymałem swoją pozycję.

- On był przede mną na wysokości wierzchołka tylko dlatego, że wyjechał poza tor. Nie byłby w tym położeniu, gdyby zahamował w odpowiednim miejscu i pozostał na torze. To najbardziej oczywisty punkt. 

- Na pewno będziemy o tym dyskutować, bo to główny temat od zeszłego weekendu. Nie tylko dla nas, ale dla wszystkich. Wielu kierowców nie zgadza się z tym. Zespoły też się nie zgadzają. A z drugiej strony jesteśmy już w Meksyku i na tym muszę się skupić.

- Choć nadal nie zgadzam się z decyzją, to pracą sędziów jest egzekwowanie zasad. Jeżeli regulamin mówi, że taki jest przepis, to trzeba ten przepis zastosować. Sądzę jednak, że to, co wydarzyło się w zeszły weekend, nie było zgodne z wytycznymi. 

Zapytany o to, czy nadszedł czas na zamianę tak dokładnych wytycznych na zdrowy rozsądek, wicelider mistrzostw zwrócił uwagę na aspekt wyczucia w ocenianiu ścigania.

- Nie wydaje mi się, że zdrowy rozsądek to odpowiednie określenie. Bardzo trudno jest sędziować, bo każdy przypadek jest inny. Żaden nie jest taki sam. Moim zdaniem trzeba znać zamiary kierowców. Trzeba rozumieć ich procesy myślowe. Takie coś da się zrobić jedynie z ludźmi, którzy byli kierowcami i rozumieją wyścigi, bo sami kiedyś znaleźli się w tym położeniu. Okej, może są i tacy ludzie, którzy nie jeździli, a i tak rozumieją. Ale to skomplikowane.