Ostatnia tura przedsezonowych testów F1 przed startem kampanii 2026 może odbyć się w zupełnie nowej lokalizacji. Mowa w tym przypadku o Australii i obiekcie o charakterystyce ulicznej, Albert Park.  

Przyszłoroczny cykl mistrzostw świata będzie sporym wyzwaniem dla wszystkich zespołów. Do serii wejdą nowe jednostki napędowe, które mają charakteryzować się 50-procentową elektryfikacją i użytkowaniem w pełni zrównoważonego paliwa. Wielkie zmiany mają objąć również konstrukcje samych bolidów, które doczekają się m.in. wdrożenia tzw. aktywnej aerodynamiki. 

Z uwagi na skalę rewolucji F1 naturalnie planuje, aby rozszerzyć harmonogram testów do trzech wydarzeń. Sprawi to, że drużyny będą mogły lepiej zaznajomić się z nowymi silnikami i potencjalnymi problemami z awaryjnością. Pierwsze jazdy przypadłyby na 26-30 stycznia w Barcelonie, która tym samym powróciłaby do goszczenia nowych konstrukcji, jak miało to miejsce jeszcze kilka lat temu. W następnym etapie ekipy mają przenieść się do Bahrajnu, aby tam w terminie 12-14 lutego odbyć kolejne testowe zajęcia.  

W normalnych okolicznościach finałowe i zarazem trzecie przygotowania ugościłby także Bahrajn. Problemem w tym przypadku jest jednak Ramadan, który w przyszłym roku potrwa od 17 lutego do 19 marca. To wykluczy jazdę w krajach Bliskiego Wschodu, w których dominującą religią jest islam. Tym samym w kręgach F1 rozważane mają być różne opcję w zakresie nowej lokalizacji.

Ciekawą informację w tym temacie przekazał Joe Saward, który na swoim blogu ujawnił, że gotowość do zorganizowania ostatnich testów wyraziło australijskie Melbourne. Choć na pierwszy rzut oka takie rozwiązanie wydaje się lekko szalone, to należy wziąć pod uwagę, że sezon 2026, tak samo jak tegoroczna kampania, najprawdopodobniej rozpocznie się właśnie na obiekcie w Parku Alberta. Tym samym zespoły mogłyby odbyć stosowne zajęcia na lokalnej pętli na tydzień przed startem mistrzostw.

W tej historii warto pamiętać, iż personel wraz z kierowcami zawsze melduje się w tej części świata nieco wcześniej, aby odpowiednio zaaklimatyzować się do różnicy czasu. Terminowo sprawa układałaby się więc całkiem dobrze dla wszystkich zainteresowanych stron. 

W praktyce takie rozwiązanie byłoby bardzo korzystne dla organizatorów, którzy za sprawą dwóch dużych wydarzeń mogliby uzyskać większy zwrot finansowy z inwestycji. Gorzej mogą odebrać to mieszkańcy, którzy musieliby zmierzyć się z dłuższymi i wcześniej zaczętymi pracami przy miejscowym torze wyścigowym. Ten wykorzystuje w końcu przestrzeń miejską i niektóre ulice.