Lando Norris twierdzi, że ma za sobą najlepsze kwalifikacje w sezonie, ale nie dlatego, że wypracował wielką przewagę nad konkurencją. Kierowca McLarena w sezonie F1 2025 miał spore problemy z łączeniem prędkości z powtarzalnością, ale w Austrii jak na razie po kłopotach nie ma śladu. Pojawiły się za to rzeczy, które dodały mu pewności.
Brytyjczyk skradł dziś nagłówki z uwagi na ogromny zapas, jaki miał nad rywalami w czasówce, i to jeszcze na bardzo krótkim torze. Ta runda była dla niego ważna nie tylko ze względu na chęć odbudowania się po kiepskim zakończeniu GP Kanady - wiązała się również z testem poprawek. Ten był o tyle istotny, że część z nich miała okiełznać tegoroczne problemy Norrisa.
Lando od początku sezonu skarżył się na to, że model MCL39 nie dawał mu odpowiednich odczuć na przedniej osi. Kierowca nie miał pewności co do tego, jak zachowa się bolid, a najlepszym dowodem na to była zwiększona liczba błędów, szczególnie w kwalifikacjach.
Tym razem nic takiego nie miało miejsca, a Norris złożył wszystko w niemalże idealny sposób. Po treningach był faworytem do zdobycia pole position, a zrobił to w bardzo pewnym stylu. Co prawda sam zainteresowany ma świadomość, że nadal ma do przejechania mnóstwo wyścigów, ale poprawa wyczucia, która nałożyła się na świetny wynik, to dla niego budujący czynnik.
- Ogólnie były to moje najlepsze kwalifikacje w tym roku, jeśli chodzi o to, w jaki sposób poskładałem każde okrążenie - mówił Norris. - I tak popełniłem kilka błędów tu czy tam, ale żaden nie kosztował mnie kółka. To może była jedna dziesiąta, może nawet pół.
- Jeśli chodzi o składanie okrążeń, to w Q3, gdy miało to największe znaczenie, złożyłem najlepsze w tym roku. Chyba nawet było lepsze niż w Monako, szczerze mówiąc. Może nie tak ekscytujące, ale na pewno lepsze niż tam.
- Część z tego bierze się ze zmian, które pozwoliły mi wyciągnąć więcej z bolidu. Czy to poprawki, czy nie - zawsze trudno powiedzieć, ale to na pewno było najpewniejsze i najbardziej komfortowe wyciąganie czasu okrążenia z bolidu.
- To pokazuje, że gdy mam dobre odczucia, to mogę mieć właśnie taki dzień. Przy dopasowanym do mnie wyczuciu, którego się domagałem, choć nie przychodziło to tak łatwo, nadal jestem w stanie mieć takie dni. To pokrzepiające, co jest całkiem miłe. Natomiast liczy się powtarzalność. To tylko jeden weekend, a muszę zaliczyć jeszcze ze 12 czy 13.
Gdy dopytano go, czy progres bierze się z pracy nad słabościami, czy ze skutecznej pracy inżynierów, Norris udzielił kolejnej dość długiej odpowiedzi. Choć nie umiał wybrać jednej rzeczy, to mocniej wskazał na to, że czasem sam zawodził.
- To wynika trochę z tego, a trochę z tamtego. Trudno określić to procentowo. Mówiłem jednak na początku weekendu, że momentami oczekiwałem więcej od siebie. Niezależnie od tego, jaki samochód dostaję, i tak oczekuję, że zrobię dobrą robotę w każdym bolidzie, i przy problemach z wyczuciem, i bez nich. Choć to jasne, że gdy walczysz z najlepszymi, to chcesz, by wszystko dawało jak najlepsze odczucia.
- W ten weekend czułem, że w tym obszarze zaszła poprawa, lecz to może być zależne także od toru. Były już takie obiekty, gdzie czułem się bardziej komfortowo. Tu zespół gra mniejszą rolę, a często chodzi o mnie. Przecież w Kanadzie byłem szybki przez większość czasu, ale popełniłem błędy i kilka razy dokonałem nieprawidłowej oceny. Nie złożyłem kółek wtedy, gdy należało. Tempo było, ale to ja nie wykonałem dobrej roboty, i to nie z powodu braku wyczucia.
- Nigdy nie będę więc winił bolidu i nie powiem, że winię cokolwiek. Przyczyn jest wiele. Najbardziej pokrzepia mnie zaś to, że gdy mam takie wyczucie, jakiego potrzebuję, to wtedy robię dobrą robotę. To najlepsze, co wzięło się z tego wszystkiego.