Lando Norris został ukarany za spowodowanie kolizji z Oscarem Piastrim we wczorajszym wyścigu F1. Nie ma to jednak żadnego znaczenia, bo kara jest po prostu nieodczuwalna, aczkolwiek Brytyjczyk może mówić o szczęściu.

Wicelider mistrzostw pod koniec rundy w Montrealu zaliczył sporą wpadkę i w walce ze swoim zespołowym kolegą wjechał w przestrzeń, której po prostu nie było. Nie tylko dotknął przy tym drugiego McLarena, ale też wpadł na ścianę, czym zakończył swój wyścig. 

Był to oczywisty błąd kierowcy, który pod kątem ocenienia winy nie wymagał wielkiej analizy, ale ponieważ doszło do kontaktu, to sprawą formalnie zajęli się sędziowie. Choć Lando w teorii ukarał się sam, to arbitrzy cały czas mieli możliwość przyznania mu kary już po wyścigu, a poza tym musieli przejrzeć incydent pod kątem np. punktów karnych.

W sytuacjach, w których odpada jedynie sam winowajca, dodatkowe sankcje są raczej rzadkie, aczkolwiek w tym przypadku Norrisowi nie odpuszczono konsekwencji, nawet jeśli te są tak niewielkie. Sędziowie wlepili mu karę czasową o wartości 5 sekund (bez żadnych punktów), która jest zupełnie nieodczuwalna. Lando może więc mówić o szczęściu, natomiast nie tylko z tego powodu.

Przed cofnięciem na starcie kolejnego wyścigu uratowało go to, że odpadł z rywalizacji bardzo późno. Co prawda nie zobaczył mety, ale w świetle przepisów był sklasyfikowany. To dlatego karę wyegzekwowano jeszcze w GP Kanady.

- Kierowca samochodu nr 4 przyznał, iż myślał, że będzie miał miejsce, lecz zbyt późno zorientował się, że tak się nie stanie. Następnie zderzył się z samochodem nr 81. Chociaż auto Norrisa odniosło uszkodzenia i zostało wycofane z wyścigu (będąc jednocześnie sklasyfikowane), to bolid Piastriego nie ucierpiał - czytamy w uzasadnieniu.

- Sędziowie stwierdzili, że jedynie kierowca samochodu nr 4 ponosił odpowiedzialność za kolizję. Ponieważ kontakt nie przyniósł natychmiastowych i oczywistych sportowych konsekwencji, postanowiliśmy nałożyć karę czasową o wartości 5 sekund.