George Russell nie był jedynym zawodnikiem, który podczas czwartej rundy tegorocznego sezonu F1 otworzył system DRS w nieodpowiednim momencie. Podobnej przygody doświadczył także Charles Leclerc i miał sporo szczęścia, iż uniknął bardzo poważnych konsekwencji. 

Jednym z ciekawszych wątków z niedzielnego Grand Prix Bahrajnu były problemy z elektroniką w bolidzie George'a Russella. Doprowadziły one do przypadkowej aktywacji systemu DRS w momencie, gdy nie powinno do tego dojść, ponieważ kierowca z przodu miał ponad sekundę przewagi. Był to dość złożony problem, bowiem Russell w obliczu wielu awarii użył zapasowego przycisku do radia, który akurat był też dodatkowym aktywatorem tylnego skrzydła.

Choć sprawa naturalnie trafiła przed oblicze sędziów, bo było to złamanie przepisów sportowych, to finalnie zawodnik uniknął jakichkolwiek konsekwencji. Analiza zajścia wykazała, że Brytyjczyk bardzo szybko zwrócił uzyskaną przewagę. 

Jak się okazuje, nie była to jedyna tego typu sytuacja na torze Sakhir, choć sędziowie po prostu jej nie wyłapali. Na etapie 48. okrążenia doszło do nieuprawnionego otwarcia DRSu u Charlesa Leclerca, który wówczas uwikłany był w obronę pozycji przed Lando Norrisem. Powód pozostaje nieznany, ale może być dość istotny, gdyż było to coś dużo gorszego niż samodzielne otwarcie DRSu na prostej, którego dopuścił się Russell.

W przypadku Monakijczyka możemy mówić o czymś nawet niebezpiecznym. Jego klapa podniosła się pomiędzy zakrętami numer 11 i 12, a w zasadzie tuż przed wjazdem w zakręt nr 12. Leclerc miał sporo szczęścia, że nie stało się to sekundę później, gdy na dobre rozpoczął skręcanie. Dłuższe otwarcie tylnego płata - który dosłownie otworzył się i zamknął, w mgnieniu oka - mogłoby łatwo doprowadzić do utraty panowania nad autem.

"Dwunastka" to szybki łuk, pokonywany pełnym gazem i de facto niebędący pełnoprawnym zakrętem dla bolidów F1, lecz nie oznacza to, że można pozwolić tam sobie na jazdę z otwartym skrzydłem. Jedzie się tam z dużą prędkością - na tyle dużą, że bolidy potrafią być tam wrażliwe na efekt dobijania, co w trakcie minionego weekendu zgłaszał m.in. Esteban Ocon.

Ponieważ FIA nie prowadziła żadnego dochodzenia, nie wiadomo, czy był to jakiś błąd lub niezamierzony ruch Leclerca. W tamtym momencie system DRS działał już manualnie, przez co sami zawodnicy byli odpowiedzialni za to, aby korzystać z niego zgodnie z zasadami.

Kierowca Ferrari nie wiedział o tym na 48. okrążeniu. Dowiedział się ciut później, gdy zgłosił problem swojemu inżynierowi. Komunikat nie jest najczystszy i został wypowiedziany dość skrótowo, aczkolwiek jasno wynika z niego, że Leclerc zauważył jakąś zmianę.

- Co się do cholery stało? Dlaczego mam dostępny DRS przez cały czas?! - krzyknął przez radio kilkanaście sekund po otwarciu systemu w sekcji 11-12.

- Norris pół sekundy z tyłu. Nie używaj go [DRSu] - odparł Bryan Bozzi.

- Są problemy z transponderami. Możesz używać DRSu tylko wtedy, gdy ci o tym powiem - dodał inżynier po chwili.

O tym, ile znaczy igranie z aktywną aerodynamiką, przekonał się ostatnio Jack Doohan, który na Suzuce zdecydował się pokonać pierwszy zakręt z DRSem i zakończył tę próbę potężnym wypadkiem. Siła uderzenia była na tyle duża, że skutki odczuł nie tylko bolid, ale także sam zawodnik, który po GP Japonii miał problemy z opuszczeniem swojego kokpitu.

Ze względu na prawa autorskie nie możemy pokazać, co dokładnie stało się z Leclerciem, ale zajście znalazło się w ogólnym przekazie. Wystarczy uważnie obejrzeć 48. okrążenie, aby zauważyć "mignięcie" DRSu w bolidzie Ferrari. Na F1TV ta sytuacja jest dostępna w okolicach 1:29:40. Przełączając się na onboard samochodu nr 16, widoczne będzie nagranie z tylnej kamery, wycelowanej idealnie na tylne skrzydło.