Carlos Sainz dostał sporą grzywnę za spóźnienie na hymn Japonii, który odegrano przed dzisiejszym wyścigiem F1. Sprawa jest o tyle ciekawa, że sędziowie użyli tu kontrowersyjnych wytycznych, a sam zawodnik miał małe usprawiedliwienie w postaci nagłego problemu zdrowotnego.

Formuła 1 zawsze bacznie przygląda się temu, aby kierowcy nie spóźniali się na hymn kraju, który organizuje wyścig. Jeżeli ktoś zaliczy taką wpadkę, to jest karany ze względu na nieokazanie szacunku. To standardowa procedura, ale w tym przypadku zaistniały pewne okoliczności łagodzące.

Sainz spóźnił się, ponieważ tuż przed hymnem poczuł coś nieprzyjemnego w brzuchu. To sprawiło, że pojawił się na prostej startowej z opóźnieniem.

Problem medyczny został zweryfikowany przez lekarza, który potwierdził, że faktycznie coś takiego miało miejsce. Kierowca otrzymał nawet lekarstwo od doktora. 

To jednak nie uchroniło go przed karą. Sędziowie skorzystali tu z nowych wytycznych, o których była mowa przy okazji przeklinania. Poza najgłośniejszym wątkiem obejmuje on również procedury, w tym różne ceremonie. 

W związku z tym na Sainza można było nałożyć dużą grzywnę w wysokości 60 tysięcy euro. Bazową sumą jest 15 tysięcy, ale dla Formuły 1 stosowany jest specjalny mnożnik, razy 4.

Finalnie postąpiono trochę łagodniej, właśnie ze względu na wystąpienie problemu. Kwotę zmniejszono do 20 tysięcy, zawieszając jej połowę na okres 12 miesięcy.

Arbitrzy podkreślili, że jest to taka sama kara jak podczas GP Kanady 2024, kiedy spóźnienie zaliczył Yuki Tsunoda. Zapomnieli dodać, że wtedy ukarany został zespół, a błąd nie miał żadnej wymówki - ekipa po prostu się zagapiła i za późno przekazała Japończykowi odpowiednie informacje.