George Russell i Max Verstappen ponownie wymienili uprzejmości w mediach. W dzisiejszym wyścigu F1 panowie zaliczyli kontrowersyjny kontakt, który zdaniem jednego był brudnym i celowym zagraniem, a w opinii tego drugiego kwalifikował się na… otarcie łez, co jest oczywistą kpiną.
Niedzielne zmagania przyniosły wiele emocji. Choć Red Bull postawił na odważną strategię, to wydawało się, że czołowa trójka ułoży się identycznie jak w kwalifikacjach. Awaria Antonellego oraz zjazd czołówki po świeże miękkie opony postawiły Verstappena w niekorzystnej sytuacji. Holender najpierw stracił pozycję na rzecz Leclerca, domagając się przy tym kary, która finalnie nie nadeszła.
Następnie z lepszego ogumienia postanowił skorzystać Russell, który przy pierwszej próbie uderzył w Verstappena, wypychając go poza tor. Wówczas Red Bull popełnił kolejny błąd, nakazując Maxowi oddanie pozycji Brytyjczykowi. Przepuszczając rywala, panujący mistrz dopuścił się nieczystego zagrania, co doprowadziło do kolizji.
Verstappen otrzymał za ten incydent 10 sekund kary, a po wyścigu dopisano mu 3 punkty karne. W rezultacie ma ich już 11, a 12 oznacza zawieszenie na jedną rundę. Jego konto zostanie odciążone 30 czerwca, lecz wcześniej odbędą się jeszcze zawody w Kanadzie i Austrii.
Max i George starli się już wcześniej, a głośno zrobiło się o nich po aferze w Katarze, kiedy to Verstappen był wściekły na Russella za próbę wymuszenia kary u sędziów. Wówczas padło wiele ostrych słów, choć zachowanie obu kierowców było skrajnie różne.
Tym razem sytuacja wyglądała podobnie. Russell sięgnął po te same argumenty co rok wcześniej, odwołując się m.in. do młodzieży, która obserwuje niewłaściwe postępowanie tak utytułowanego zawodnika. Zarzuty były poważne.
- Czułem, że to zdecydowanie było celowe - ocenił George. - To coś, co widziałem wielokrotnie w simracingu i na platformie iRacing. Nigdy jednak nie widziałem tego w wyścigu F1. To coś nowego i wielka szkoda, bo Max to jeden z najlepszych kierowców na świecie, ale takie manewry są totalnie niepotrzebne i go zawodzą.
- Szkoda ze względu na te wszystkie dzieci, które aspirują do bycia kierowcami F1. Jak mówiłem, nie wiem, co mu się wydawało. Ostatecznie nie sprawi to, że nie zasnę w nocy, bo ja także na tym skorzystałem. Natomiast nie można celowo wjeżdżać w kogoś.
- Ryzykujemy własnym życiem. Mamy szczęście, że te auta są tak bezpieczne jak teraz. Ale nie powinniśmy brać tego za pewnik. Jak mówiłem, to od sędziów zależy ocena, czy zrobił to celowo, czy nie. Jeśli stwierdzą, że tak, to powinni postawić sobie trudne pytanie.
Verstappenowi krótko przedstawiono stanowisko rywala, który powoływał się na dzieci marzące o karierze kierowcy F1. Spotkało się to z wymowną odpowiedzią i wyraźną kpiną.
- Tak? Okej, to następnym razem przyniosę mu chusteczki - odparł Max.
Następnie zapytano go o słowa Nico Rosberga, który podczas transmisji w Sky Sports stwierdził, że incydent kwalifikuje się do pokazania czarnej flagi.
- To jego opinia. Każdy może mieć swoją. Moim zdaniem to była po prostu błędna ocena.
Reprezentant Red Bulla nie wyraził żalu z powodu swojego zachowania i podkreślił, że w ogóle nie myśli o obronie tytułu, choć dzisiejsza kolizja sporo go kosztowała.
- W życiu nie powinno się żałować zbyt wielu rzeczy. Żyje się tylko raz. Szczerze mówiąc, nie wiem, co tam się stało.
- Nigdy nie mówiłem, że walczę o mistrzostwo, to przede wszystkim. Natomiast każdy wyścig był trudny. Gdy oni [McLaren] zrobią wszystko dobrze, to są nie do pokonania. Rzadko zdarza się, że nie zrobią.
Swoje trzy grosze dorzucił także Christian Horner, sugerując, że Rosberg przesadził ze swoją oceną.
- Nico ma tendencję do przesadnego tworzenia sensacji podczas komentowania - skwitował Brytyjczyk.