Po zakończeniu GP Monako Mattia Binotto wyjawił, że Ferrari nie sprawdziło lewej strony samochodu Charlesa Leclerca, ponieważ nie była ona uszkodzona.

Włoski zespół w sobotę obejrzał skrzynię biegów i samochód Monakijczyka, a w niedzielę rano podjął decyzję o tym, iż nie wymieni żadnych elementów, które zrzuciłyby go z pole position.

Gdy jednak 23-latek wyjechał na pierwsze okrążenie zapoznawcze, jego maszyna odmówiła posłuszeństwa. Kierowca początkowo zgłosił, że zepsuła się skrzynia biegów, jednak szybko okazało się, że zawiodła lewa półoś i udział w wyścigu stał się wykluczony.

Charles Leclerc, Ferrari

- Musimy w pełni zrozumieć, co się stało. Usterka wystąpiła na wale napędowym, po jego lewej stronie. To nie był problem ze skrzynią biegów - ona została sprawdzona wczoraj wieczorem i odbudowana. Dziś wyglądało na to, że nadaje się do wyścigu. To, co się stało, miało miejsce po drugiej stronie, czyli nie tam, gdzie doszło do uszkodzeń. To może być kompletnie niepowiązane z nimi, więc musimy to zrozumieć - mówił szef Ferrari na antenie Sky.

Całe zajście spotkało się ze złym odbiorem, ponieważ Mattia Binotto w sobotę deklarował, że zespół nie będzie podejmował żadnego ryzyka ze skrzynią, a przed wyścigiem wyglądało na to, że stalo się inaczej.

- Tak jak mówiłem, to nie był problem ze skrzynią, więc nie ryzykowaliśmy nią. Byliśmy pewni, że była w porządku. Dlatego musimy wyjaśnić to, co się stało.

- Nie sprawdzaliśmy tej strony, bo nie była uszkodzona - dodał, pytany o to, czy na pewno nie przyglądano się lewej stronie.

Carlos Sainz, Ferrari

Runda w Monako miała jednak kilka pozytywów dla Scuderii. Bolid SF21 okazał się być jednym z dwóch najszybszych na tym obiekcie i bez problemów miałby szansę na zwycięstwo. Carlos Sainz, który ich uniknął, nie licząc anulowania dobrego kółka w Q3 z powodu czerwonej flagi, dojechał do mety na P2.

- Jest wiele pozytywów po tym weekendzie. Carlos ma pierwsze podium z nami, a Charles celebrował to z zespołem, co pokazuje ducha ekipy. Pokazaliśmy, że jesteśmy zjednoczeni i chcemy położyć dobre fundamenty na przyszłość. Na pewno jest jednak jakieś rozczarowanie, bo mogliśmy walczyć z Maxem.