Stajnia z Maranello skomentowała swoje ruchy strategiczne w końcówce GP Francji, które postawiły ją w złym świetle, obwiniając realizatora transmisji za taki obrót wydarzeń.

Runda na torze Paul Ricard będzie kojarzona przede wszystkim z poczynaniami Ferrari, które na finiszu niedzielnych zmagań postanowiło zaprosić Carlosa Sainza na dodatkowy pit stop. 

W środowisku Formuły 1 podważano nie tylko samą decyzję strategów Scuderii o ściągnięciu Hiszpana do mechaników, ale też moment zakomunikowania tego swojemu kierowcy. Z przekazu telewizyjnego wynikało bowiem, że wezwanie do alei nastąpiło w trakcie jego zaciętej walki z Sergio Perezem, której stawką była trzecia pozycja.

Sytuacja ta wyglądała dość absurdalnie, gdyż na podstawie transmisji można było odnieść wrażenie, że Włosi popisali się nikłym zorientowaniem w aktualnej sytuacji na torze. Sam zawodnik stanął w obronie decyzji taktycznych ekipy, czyniąc podobnie do swojego szefa.

Kilka dni po wydarzeniach w Le Castellet głos w tej sprawie zabrał także dyrektor Ferrari ds. strategii. Odnosząc się do kwestii polecenia wydanego Sainzowi, wyjaśnił on, że w rzeczywistości sytuacja na łączach radiowych była spokojniejsza i została wyolbrzymiona przez realizatora transmisji.

Zdaniem przedstawiciela drużyny z Maranello komunikat inżyniera wyścigowego Carlosa z prośbą o zjechanie po nowe opony został wyemitowany z pewnym opóźnieniem. Miało to wpływ na postrzeganie zachowania podopiecznych Mattii Binotto, które wyglądało wówczas na kompletnie niezrozumiałe.

Sposób, w jaki produkcja telewizyjna przekazuje widzom różne informacje, ma opóźnienie - wyznał Inaki Rueda. - W przypadku tej sytuacji można było zobaczyć, że Perez i Carlos walczyli ze sobą na 41. okrążeniu. Rozmawialiśmy z Carlosem [przez radio] i jednocześnie widzieliśmy, że nie może on wyprzedzić Pereza na prostej, zatem wezwaliśmy go do alei, gdy znajdował się w zakręcie nr 10.

- Oczywiście Carlos rywalizował wówczas z Perezem. Myślał, że uda mu się go wyprzedzić na następnym okrążeniu, więc powiedział przez radio "Proszę, nie. Nie na tym okrążeniu!". W telewizji to wezwanie [Sainza do alei] pojawiło się w zakręcie nr 15, czyli zaraz po wjeździe do pit lane. Było to bezsensowne, ponieważ nie wydajemy komunikatów tak późno, że kierowcy nie są w stanie zareagować - dodał.

Rueda skomentował również pokrótce motyw decyzji o dodatkowym pit stopie Sainza w końcówce wyścigu, tłumacząc, że takie zagranie strategiczne było konieczne z uwagi na stopień zużycia ogumienia w samochodzie z numerem 55 oraz brak pewności co do jego osiągów na ostatnich okrążeniach.

Ta kara zmieniła całkowicie nasze podejście do ostatniego przejazdu - stwierdził, nawiązując do 5-sekundowej sankcji, jaką sędziowie przyznali zawodnikowi z Madrytu za niebezpieczne wypuszczenie go ze stanowiska serwisowego. W rzeczywistości nie był to błąd samego zespołu, ponieważ to Carlos wyjechał zbyt wcześnie, ignorując czerwone światło na sygnalizatorze.

Chociaż Carlosowi udało się uporać z Russellem i Perezem, to nigdy nie był w stanie zbudować 5-sekundowej przewagi, co uchroniłoby go przed koniecznością zjazdu po pośrednie opony pod koniec wyścigu. 

- Mając to na uwadze, postanowiliśmy wezwać Carlosa, upewniając się, że zdoła przebić się przez stawkę i zdobyć dodatkowy punkt za najszybsze okrążenie wyścigu - skwitował hiszpański inżynier.