Podczas weekendu na Silverstone Ferrari postanowiło wrócić do starej specyfikacji swojego bolidu F1. Ma to na celu wyeliminowanie dobijania, które doskwiera zespołowi od GP Hiszpanii.

Choć to nie sezon 2022, to uporczywe zjawisko ciągle potrafi napsuć ekipom trochę krwi. Zdarza się to coraz rzadziej, ale nie jest niemożliwe, o czym przekonała się niedawno włoska stajnia. Jej poprawki, które wdrożono w Hiszpanii i to nawet nieco szybciej, niż zakładano, okazały się niewypałem, ponieważ doprowadziły do niechcianego zachowania bolidu.

Narzekania kierowców wystąpiły już na Circuit de Barcelona-Catalunya, a następnie były tematem na Red Bull Ringu. Na Silverstone, które jest znane z dużych prędkości i bardzo szybkich zakrętów, pojawił się więc nieprzyjemny dylemat - Ferrari mogło albo jeździć z większym dobijaniem, albo z pakietem, który zapewnia mniej docisku.

W treningach kierowcy podzielili się zestawami - do wersji z Imoli jako pierwszy wrócił Sainz, a później dołączył do niego Leclerc. Charles nie ukrywał po czasówce, że takie posunięcie miało swoją cenę.

- Nauczyliśmy się dużo poprzez rozdzielenie specyfikacji, ale to wiąże się z brakiem optymalizacji weekendu pod kątem osiągów - tłumaczył Monakijczyk. - Do Q3 zabrakło nam jednej dziesiątej, a przecież dopiero w Q1 pierwszy raz jechałem z tymi częściami na suchym torze. To pomoże nam w dłuższej perspektywie, ale dziś musieliśmy ponieść tego pewne konsekwencje. 

- Było zwyczajnie odrobinę lepiej [pod kątem dobijania] i to główny powód powrotu do starego pakietu. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale prawdą jest, że od Monako straciliśmy trochę osiągów. Przyglądamy się temu i również dlatego przeprowadzamy te testy. Doszliśmy do wniosku, że w ten weekend najlepiej jest to tak uczynić właśnie ze względu na dobijanie. Podejmiemy odpowiednie decyzje już wkrótce, ale to, co zrobiliśmy w piątek, było bardzo pomocne. 

- W niedzielę pomóc może nam wszystko. Najgorsze, co może się stać, to normalny wyścig z taką samą strategią u wszystkich.

Ciekawie do sprawy podszedł też Sainz, który zdradził, że dobijanie nie jest czymś, czego model SF-24 nie doświadczał w żadnym stopniu na wcześniejszym etapie zmagań.

- Od początku roku mamy trochę dobijania, więc to taka wrodzona wada - dodał Hiszpan. - Nowy pakiet był wyraźnie gorszy od starego na tym torze. 

- Wynik nie jest zaskoczeniem, patrząc na nasze problemy w szybkich sekcjach. Silverstone to król szybkich zakrętów, więc to musiał być trudny weekend. Ten zabieg nie dał nam więcej osiągów, ale pozwolił na nieco bardziej powtarzalne zachowanie w takich miejscach, bo ten pakiet ma ciut mniej dobijania. Musimy sprawić, aby bolid był możliwie jak najbardziej przewidywalny. To nie tak, że idziemy do przodu czy do tyłu, tylko pracujemy nad przewidywalnością. 

- W zeszłym roku udowodniliśmy, że rozwijamy się bardzo dobrze przez cały sezon. Pokazała to również zima, gdy zbudowaliśmy lepszy i równiejszy samochód. Jednakże ostatni krok nie był taki, jakiego oczekiwaliśmy. 

Kwalifikacje do GP Wielkiej Brytanii potwierdzają słowa kierowców. Czerwone maszyny dały się wyprzedzić swojemu klientowi, Haasowi, w którym Nico Hulkenberg wywalczył świetne szóste pole startowe. Sainzowi przypadło za to P7, a Leclerc odpadł na etapie Q2 i wystartuje z 11. pozycji.