Tekst: Arkadiusz Nauka, Grzegorz Jazienicki

Jak ujawnił AMuS, FIA sprawdza systemy ERS producentów silników Formuły 1, podejrzewając niektórych o wykorzystywanie szarych stref w tych elementach.

Dziennik Auto Motor und Sport podał informację, że producenci silników w Formule 1 muszą do końca tego tygodnia ujawnić FIA dane o tym, jak zaprojektowane są ich systemy ERS. FIA, w przypadku jakichkolwiek niejasności, ma przeprowadzić "fizyczną kontrolę".

Chodzi głównie o obwody pomocnicze systemu odzysku energii. Producenci muszą przekazać FIA rysunki 3D CAD wszystkich obwodów pomocniczych, które nie należą do obwodu wysokiego napięcia.

Jak poinformowali Niemcy, Federacja może podejrzewać niektórych producentów silników o oszustwa i omijanie przepisów, do czego odniosła się już w nowej dyrektywie technicznej 036-20 z 4 sierpnia 2020 roku, zwracając uwagę właśnie na wspomniane obwody pomocnicze.

Ciągle o krok za producentami

Nie jest to nowa sytuacja w Formule 1. Przez całą erę hybrydową mówi się o lukach w Regulaminie Technicznym i próbach blokowania ich. Dotyczyły one już spalania oleju, wykorzystywania energii elektrycznej czy przepływu paliwa.

Ostatnią poważniejszą aferą, związaną z silnikami, była ta zeszłoroczna, która doprowadziła do ugody z Ferrari. Włosi, którzy co jakiś czas robili postępy, usprawniając swoją jednostkę, doszli do niezwykłego poziomu w 2019 roku, który wzbudził podejrzenia. Chociaż nie udowodniono im winy, musieli znacznie ograniczyć moc swoich silników.

Jesienią 2019 roku FIA opublikowała serię dyrektyw technicznych, które były wycelowane właśnie w Ferrari. Zespoły, które podejrzewają rywali o naginanie zasad, mogą zapytać Federację o konkretne rozwiązanie. Jeśli zostanie ono uznane za legalne, odpowiedź otrzymuje tylko ta ekipa, która pytała. Jeśli jest nielegalne - informacja trafia do wszystkich zespołów, często w postaci niepublicznej dyrektywy technicznej.

W poprzednim sezonie rywale Ferrari ochoczo korzystali właśnie z tej furtki, bombardując Federację pytaniami tego typu. Niejasne jest jednak, w jaki sposób udało im się osiągnąć swój cel, niwelując przewagę silników z Maranello. Włoskie media w lipcu podejrzewały, że pomóc mógł w tym były pracownik Ferrari.

W tej chwili nie wiadomo, czy obecne działania są związane z zapytaniem jakiegoś zespołu, są następstwem ugody, która miała doprowadzić do dalszego monitorowania legalności jednostek, czy też wynikają z własnych domysłów Federacji.

Skutek afery z Ferrari?

Jasne jest jednak, że FIA jest bardziej czujna od czasu zeszłorocznego zamieszania i - jak wynika z listu sprzed GP Hiszpanii 2020, w którym opisano plany zablokowania trybów kwalifikacyjnych - może wątpić, że wszystkie pojazdy działają zgodnie z przepisami przez cały czas trwania rywalizacji.

Zespołom przypomniano ostatnio, argumentując zakazanie party mode, że zadeklarowanie tego jest obowiązkiem każdego uczestnika, a każdy środek lub system wymyślony do celowej zmiany pomiarów elektrycznych, jest uważany za poważne naruszenie przepisów.

AMuS jednocześnie zasugerował, że właśnie w taki sposób, oszukując czujnik, Ferrari mogło wstrzykiwać więcej paliwa. Ten trop, uznany za najbardziej prawdopodobny, jest zgodny z jednym z zeszłorocznych domysłów i dodaniem drugiego, dodatkowego czujnika na sezon 2020.

Podejrzenia FIA, według doniesień, mają dotyczyć innego rozwiązania, które jest jednak oparte na podobnym schemacie i daje praktycznie taki sam efekt w systemie odzyskiwania energii.

Kolejna dyrektywa techniczna może pojawić się jeszcze w tym tygodniu i zacząć obowiązywać już od GP Belgii. Powinna ona zakazywać używania wielu trybów silnika, jednak sposób, w jaki zostanie to wyegzekwowane, jest nadal nieznany. To ograniczenie zostało pierwotnie zinterpretowane przez media i uczestników jako próba uderzenia w przewagę Mercedesa, jednak obecnie nie jest jasne, kto konkretnie znalazł się na celowniku. Stopień powiązania obu spraw ze sobą pozostaje także w sferze domysłów.