Mohammed Ben Sulayem zmienił narrację ws. rozszerzenia stawki w Formule 1. Człowiek, który był jednym z głównych sojuszników Andrettiego, postanowił najwyraźniej dać za wygraną, a przynajmniej znacznie odpuścić.
Jednym z głównych tematów w środowisku najwyższej kategorii wyścigowej na świecie od dwóch lat jest wątek Andrettiego, który po uzyskaniu zielonego światła ze strony Federacji stara się dołączyć do obecnej stawki. Jak powszechnie wiadomo, taka koncepcja jest poważnie blokowana przez drugą stronę.
Mowa w tym przypadku o posiadaczu praw komercyjnych, Liberty Media, a także istniejących zespołach F1. Ta grupa nie chce się zgodzić na poszerzenie obecnego gridu, a jej stanowisko jest argumentowane m.in. kwestiami finansowymi oraz wątpliwym statusem sportowym świeżego projektu.
Mocnym orędownikiem dodania nowego zespołu był Mohammed Ben Sulayem, który stał za otwarciem całego procesu oraz wielokrotnie zaznaczał, że F1 potrzebuje nowych graczy. Teraz natomiast sam zainteresowany postanowił nieco zmienić swoją dotychczasową narrację.
Jego najnowszy komentarz brzmi jak kopia tego, co przez długi czas twierdzili szefowie innych stajni. Teraz Sulayem również podpisuje się pod tym, iż Andretti powinien kupić jakąś ekipę, zamiast wytrwale naciskać i dążyć do dołączenia do mistrzostw świata jako jedenasty podmiot.
- Nie mam wątpliwości, że FOM i Liberty Media chętnie widzieliby nowe zespoły, o ile byłyby one powiązane z producentami samochodów drogowych - powiedział Emiratczyk dla Reutersa. - Radziłbym, aby Andretti kupił jedną z istniejących drużyn, a nie przychodził w roli 11. teamu. Mam wrażenie, że niektóre składy potrzebują mocnego odświeżenia.
- Co jest lepsze? Mieć 11 zespołów, a może mieć 10, które są bardzo silne? Nadal uważam, że powinniśmy mieć więcej drużyn, ale nie byle jakich. Muszą to być odpowiednie podmioty. Nie chodzi o ilość, ale o jakość.
- Nie chce rzucać tutaj dokładnych nazw, ale są w obecnej stawce takie ekipy, które zmagają się z wieloma trudnościami, takimi jak m.in. osiągi oraz zarządzanie. W tym wszystkim chodzi wyłącznie o to, aby do mistrzostw dołączył odpowiedni gracz. Tym samym nie możemy stracić takiej szansy, gdy gigant pokroju General Motors chce dołączyć do F1 z własnym silnikiem.
- W tym aspekcie należy zwrócić uwagę na pewne korzyści. Organizujemy obecnie trzy wyścigi Stanach Zjednoczonych. Mamy tam oczywiście ogromną bazę fanów, ale niestety bez typowego amerykańskiego zespołu. Bardzo się cieszę, że od 2026 roku Ford dołączy do Red Bulla, ale proszę sobie wyobrazić sytuację, w której na polach startowych znajduje się podmiot kierowany przez General Motors, a dodatkowo zatrudnia rodzimych kierowców wyścigowych.
Nie jest tajemnicą, że jeśli któreś ekipy mogłyby w ogóle trafić pod młotek, to byłyby to Alpine oraz Haas. Zdaniem Andrew Bensona z BBC żaden z tych zespołów nie jest jednak zainteresowany takim kierunkiem.
Być może zmiana narracji Sulayema jest powiązana z pokojem, który FIA - jak sama twierdzi - zawarła niedawno z Formułą 1. Obie strony nie przepadają za sobą, odkąd Jean Todt przestał dowodzić organem zarządzającym.