Każdy wyróżniający się muzyczny frontman prędzej czy później chce opuścić zespół i stworzyć solowy projekt. Pierre Gasly już dawno osiągnął z macierzystą kapelą wszystko, co się dało, więc przedłużanie wzięcia sprawy w swoje ręce oznaczało stagnację. Gdyby ten sezon miał być albumem studyjnym, byłby jak ostatnie nagranie Arctic Monkeys - ogólnie przyzwoite, ale jak na ich standardy kompletnie bez polotu i finezji.
Klasyfikacja generalna: 14. miejsce
Punkty: 23
Najlepszy wynik: P5 (GP Azerbejdżanu)
Kwalifikacje: 12-9 vs Tsunoda
Wyścigi: 13-8 vs Tsunoda
DNF: 3
Wasza ocena: 5.25 (P13)
Nasza ocena: 5.19 (P13)
- Po prostu nie rozumiem niektórych wyborów, jakich dokonujemy [...]. Jest mnóstwo rzeczy, które musimy przeanalizować. Mój wniosek jest taki, że nie wykonujemy w tej chwili wystarczająco dobrej roboty [...]. Tu nie chodzi o samo wytykanie błędów, kiedy nie idzie. Musimy działać całościowo, jako zespół - oni dają z siebie wszystko, ja im daję z siebie wszystko. Takie błędy, jakie popełniamy teraz, nie powinny mieć miejsca. Musimy spisywać się lepiej - mówił Gasly po kwalifikacjach w Monako.
- Zespół potrzebuje resetu. Nie możemy dalej tak funkcjonować. W bolidzie próbuję robić, co tylko mogę, ale na tę chwilę po prostu nic z tego nie będzie. Desperacko potrzebujemy usprawnień w samochodzie, żeby osiągać jakiekolwiek przyzwoite wyniki.
- Prawdopodobnie mamy w tej chwili najwolniejszą konstrukcję. Naprawdę przykro oglądać, jak walczymy o ostatnie pozycje - dodawał w lipcu tego roku.
Wiecznie zblazowany i szukający problemów - takiego Pierre’a Gasly’ego zapamiętałem z tego sezonu. Powyższe komentarze stanowią tylko część gorzkich żali Francuza, które najczęściej kierował w stronę AlphaTauri. Mam wrażenie, że ani razu w tym sezonie nie widziałem uśmiechu na jego twarzy. Rzadko kiedy emanował pozytywną energią. Biło od niego rozgoryczenie spowodowane tym, w jakim miejscu znalazła się jego kariera.
Nie jestem żadnym autorytetem, aby podważać zasadność słów Pierre’a. Moim zdaniem w części z nich miał zupełną rację, a innym razem umyślnie hiperbolizował. Odnoszę wrażenie, że Gasly obrósł w piórka, koloryzowaniem wypowiedzi eksponował ego i zaczął zachowywać się, jakby był większy od własnego zespołu. Chociaż zwykle mówił o błędach w pierwszej osobie liczby mnogiej, to wydźwięk bywał inny - ja robię robotę, oni mi ją utrudniają.
Powiedzmy sobie szczerze, Gasly nie jest potrzebny AlphaTauri, dopóki jest to rozwojówka Red Bulla. Ich celem nie są zwycięstwa, tylko szkolenie młodych kierowców. Choć nawet w innych środowiskach nie ma ludzi niezastąpionych, to i tacy oczywiście się zdarzali. Michael Schumacher w pewnym momencie mógł być większy od Ferrari. Max Verstappen może być większy od Red Bulla, ale nie kierowca, który z tego Red Bulla został bezceremonialnie wyrzucony.
Pierre posiada wielki talent, ale wciąż nie dorasta poziomem, aby siedzieć przy jednym stole z mistrzami, a i coraz trudniej ustawiać go w szeregu z innymi młodymi gniewnymi. W końcu Francuz wyścigowo wychowywał się jeszcze w czasach GP2, gdzie zresztą zdobył tytuł po zaciętej walce z wyplutym przez Formułę 1 Giovinazzim. Niebawem rozpocznie swój szósty pełny sezon w wyścigowej elicie - dla porównania Robert Kubica przed feralnym rajdowym wypadkiem przejechał od początku do końca zaledwie cztery kampanie.
I to nie jest tak, że jeden gorszy sezon Gasly’ego przekreślił dorobek jego kariery i krytykowanie go jest teraz modne. Nie, nie chcę popadać ze skrajności w skrajność, bo rok temu najchętniej sprawdziłbym go w Mercedesie lub Red Bullu - a jakbym go nie lubił, to w Ferrari. Odkąd, mówiąc kolokwialnie, dostał strzała od Helmuta Marko, jego wyniki były wprost fenomenalne. To nie jego wina, że znalazł się w złym miejscu o niewłaściwym czasie i wszystkie dogodne fotele zostały już zabetonowane na lata. Ale skoro sytuacja jest, jaka jest, to powinien skupić się na tym, aby zadziwiać świat dokładnie tak, jak zwykł to robić.
Tylko zamiast tego w 2022 roku otrzymaliśmy wyprutego z entuzjazmu Pierre’a, który ani razu nie wzniósł swojego zespołu ponad granice przeciętności. Były dobre wyniki w kwalifikacjach w Baku czy Singapurze, ale punkty przywozi się w niedzielę, a Gasly tylko raz zanotował wynik ponadprzeciętny, którym było piąte miejsce w Azerbejdżanie.
Złośliwy powie jednak, że gdyby nie awarie obu Ferrari, to skończyłby siódmy - nie chodzi mi o umniejszanie świetnego rezultatu, ale fakt, że za ten jeden występ Gasly otrzymał prawie połowę wszystkich swoich punktów i niemalże tyle, ile dzieliło go od Yukiego Tsunody, który mógł wtedy równie dobrze zapunktować, lecz na koniec został poszkodowany w wyniku awarii DRS.
Francuz wciąż ma to coś, co wyróżnia go z tłumu przeciętniaków. Zwykło się mówić, że tory uliczne są torami kierowców. Nieprzypadkowo właśnie tam spisuje się wyjątkowo dobrze. Najbardziej z tego sezonu utkwił mi manewr wyprzedzania na Danielu Ricciardo na wyjściu z zakrętu Tabac podczas mokrego Grand Prix Monako. Skorzystał z przewagi przejściówek nad deszczówkami, ale to jest akurat nieważne, bo taki atak, w takim miejscu, na takim torze, w takich warunkach - Boże, dla tego momentu warto było oglądać wyścig będący odpowiedzią na “Śmierć w Wenecji”.
Nie uważam, aby Pierre był niewolnikiem zbyt wysokich oczekiwań. Widząc, jak zawodzi tegoroczna konstrukcja AlphaTauri, absurdem byłoby stawianie za cel seryjne zdobywanie podiów czy finisze w czołowej piątce. Jego zespół chyba najbardziej obok Mercedesa ucierpiał na rewolucji w przepisach. Z pretendującego do miana “best of the rest” zaliczyli zjazd do poziomu zmierzającej donikąd Alfy Romeo. Zatem czy zbieranie pojedynczych punktów co parę rund to satysfakcjonujący wynik?
Zważając na zasoby, z jakich korzystał, nie wygląda to źle. Jednak najlepszym wykładnikiem są rezultaty zespołowego partnera. Tsunoda jeszcze nie był Fiatem Ducato w tylnym lusterku bolidu Gasly’ego, ale na przestrzeni sezonu na takiego rokował. To wyglądało tak, jakby ten biedny i wyśmiewany jednak Latifi został w Formule 1, żeby w przyszłym roku co wyścig kąsać Alexa Albona. Brzmi to absurdalnie, ale prawdziwie, za to niedowiarków odsyłam do podsumowania sezonu Yukiego Tsunody, gdzie porównałem tempo duetu AlphaTauri na przestrzeni obu sezonów.
Alain Prost powiedział kiedyś: „Nie możesz mieć najlepszego zespołu za każdym razem. To zawsze kompromis”. Gasly widocznie był zmęczony wiecznym kompromisem. Widać u niego ogromną pewność siebie. Być może wyszedł z założenia, że wyrobił sobie na tyle dużą renomę, że niezależnie od rezultatów na dłuższą metę i tak będzie na szczycie listy kontaktów każdego dostępnego składu. Skoro solidny bezpodiumowiec Nico Hülkenberg po trzech latach bez regularnego ścigania otrzymał fotel w Haasie, to wszystko jest możliwe.
Strasznie czepiam się Francuza. Zapewne brzmię jak malkontent, ale nie widziałem tego błysku, przebojowości i pasji. Jestem rozczarowany tym, że nie kontynuował bezlitościwej passy obijania Yukiego Tsunody. Jestem zniesmaczony brakiem profesjonalizmu, kiedy na koniec sezonu robił wszystko, co mógł, żeby zdobyć wymaganą liczbę punktów karnych do przymusowego odsunięcia na jeden wyścig.
Przypominał pracownika na wypowiedzeniu, chociaż trzeba wspomnieć, że jeszcze w czerwcu podpisał przedłużenie obowiązującej umowy i związał się z AlphaTauri na sezon 2023, stając się tym samym emerytowanym juniorem - swego rodzaju Pawłem Brożkiem Formuły 1. W tamtym momencie nie istniała inna opcja, więc wybór podjął na zasadzie: „nie chcem, ale muszem”.
Nie mogę nadać mu łatki typowego polskiego ucznia - czytaj: „zdolny, ale leniwy”. Już po samej sylwetce widać, w jak świetnej jest formie. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy ktokolwiek inny jest tak „docięty” jak Francuz i widząc go mam skojarzenia z najlepszą wersją Michaela Schumachera. Winy tymczasowej mizerności szukałbym w poziomie motywacji i przygotowania mentalnego. Trudno się dziwić, bo w AlphaTauri zrobił więcej, niż powinien, za to samochód, który rokrocznie przyspieszał, teraz znowu wylądował w okolicach końca stawki, bez perspektyw na lepsze wyniki. Musi uważać, bo teraz czeka go dużo większe wyzwanie. Esteban Ocon nie jest byle kim i wykorzysta każdy objaw słabości rywala.
Pierre Gasly powinien postawić skrzynkę dobrego szampana Fernando Alonso i jeszcze lepszego soku jabłkowego Oscarowi Piastriemu - jemu akurat lepiej zostawić szampana na pierwsze podium, bo jeszcze sodówa uderzy mu do głowy. Bez nich nie otrzymałby szansy życia i otwarcia nowego, zupełnie czystego rozdziału w nudnawej ostatnio karierze.
Transfer do zespołu mającego mistrzowskie ambicje - przynajmniej według założeń kolejnej pięciolatki Renault - to coś, czego Gasly bardzo potrzebował. Nowy bodziec, który powinien przywrócić mu radość ze ścigania w Formule 1. Nigdy już nie dowiemy się, co by było gdyby, ale bałem się, że jeszcze jeden sezon w AlphaTauri mógłby odbić się czkawką i zaszufladkowaniem w gorszej części stawki zgodnie z polską mądrością, że z kim przystajesz, takim się stajesz.
Otmar Szafnauer jest zachwycony nowym nabytkiem. Uważa, że zespół wyszedł na dobre na tych wszystkich zawirowaniach kontraktowych i został z najlepszym dostępnym kierowcą. Oczywiście jest to w pewnym sensie gra pod publiczkę, aby przywrócić wiarygodność pogrążającej się w otchłani błędnych decyzji stajni z Enstone.
Bardzo chciałbym, żeby Alpine ogarnęło swój wadliwy sprzęt oraz rozgardiasz organizacyjny, a następnie stało się definicją profesjonalizmu oraz niezawodności. Na poziomie czysto sportowym pokazali, że na sprzyjających torach mogą być konkurencyjni nawet na tle Mercedesa. Mają asa w rękawie w postaci bycia zespołem producenckim. Posiadanie własnej jednostki napędowej może być przekleństwem - awaryjność trapiła ich przez cały niedawno zakończony sezon - ale jest jednocześnie kluczem do sukcesów. W 2022 roku pierwsze cztery miejsca klasyfikacji konstruktorów należały do zespołów korzystających z własnych silników.
Chłodno patrząc, nie liczyłbym na aktywne mieszanie się Alpine w walce o najwyższe laury, co najwyżej utrzymanie aktualnej formy i upatrywanie szansy na pojedyncze podium. Zbyt dużo chaosu wkradło się w struktury organizacyjne, żeby ot tak wskoczyć na poziom ścisłej czołówki. Jednak jest to świetna alternatywa dla 26-latka. W końcu, o ile nie wydarzy się żaden przewrót, wróci do świata żywych i konkurencyjnych.
Otrzyma bardzo wymagającego i niedocenianego rywala. Esteban Ocon jest doskonale zaznajomiony ze środowiskiem, które dla Gasly’ego będzie zupełnie nowe. Alpine-Ocon to świetnie naoliwiony mechanizm. Są dla siebie stworzeni. Dla nich to solidny, regularny oraz lojalny pracownik. Dla niego to najlepszy zespół, do którego mógł trafić. To nie przypadek, że związali się tak długim kontraktem.
Długo mówiło się o konflikcie na linii Ocon-Gasly, sięgającym czasów juniorskich. Niegdyś faktycznie wrogo na siebie patrzyli, teraz zapewniają, że dawne niesnaski są melodią przeszłości i wspólnie będą napędzać zespół. Z początku sezonu z pewnością tak będzie, ale nie jestem przekonany, czy konflikt nie zacznie eskalować pod koniec, np. przy możliwej bezpośredniej walce o wyższe miejsce w klasyfikacji generalnej. Powtórka z jesiennych ekscesów Fernando Alonso i Estebana Ocona? Niewykluczone, bo ani jeden, ani drugi nie lubi odpuszczać i Szafnauer będzie musiał wymyślić dobry powód, aby nie rozpętać wojny francusko-francuskiej.
Dawno temu zaufałem Danielowi Ricciardo. Przechodził do McLarena jako kierowca będący na fali. Wtedy dałbym sobie rękę uciąć, że będzie wspaniałym liderem i ikoną tego zespołu. I wiecie co? Na pewno wiecie. Co jeżeli Gasly przejmie pałeczkę po Danielu i nie odnajdzie się w Alpine, a konstrukcja ta nie przypadnie mu do gustu? Powtórka z rozrywki? Muszę przyznać, że po historii Australijczyka już nic mnie nie zaskoczy.
Przewidywanie, jak będzie wyglądać forma wyścigowa Pierre’a w nowym środowisku, przypomina wróżenie z fusów. Jest zbyt dużo składowych, które zdecydują o końcowym sukcesie lub porażce. W głębi serca życzę mu jak najlepiej - zasługuje na drugą szansę po tym, jak podniósł się po degradacji w Red Bullu. Gasly jest kilka wiosen starszy od tamtej przygody u boku Maxa Verstappena. Jest bardziej doświadczony oraz świadomy, a także pokazał, jak należy wyciągać wnioski. Ale czy teraz będzie inaczej?
Puentując tekst muzycznym nawiązaniem ze wstępu, boję się, że Pierre Gasly jest kimś w rodzaju Jacka White'a. Wybitnie uzdolnionym i wszechstronnym muzykiem, który w każdym projekcie jest w stanie odnaleźć się w nowej roli, ale po Seven Nation Army w postaci Grand Prix Włoch 2020 nie jest w stanie wejść do absolutnej czołówki mainstreamu. I choć gawiedź o nim pamięta, to niekoniecznie wciąż za nim podąża.