Deszczowa farsa tym razem się nie dokonała. Max Verstappen wygrywa mocno skrócony wyścig na Suzuce i zostaje mistrzem świata, drugi Charles Leclerc finiszuje... trzeci po karze, na czym zyskuje Sergio Perez. Jednak pozostaje mocny niesmak po kolejnym opóźnionym przez ulewę wyścigu i punktowym cyrku po zakończeniu.
Deszcz pojawił się jeszcze przed startem wyścigu i jasne było, że nikt tutaj nie wystartuje na slickach. Cała stawka zdecydowała się na opony przejściowe. Dodatkowo Pierre Gasly został ukarany startem z pitlane za zmiany ustawień skrzydła pod zasadami ParcFer.me. Na szczęście dla widowiska Eduardo Freitas zdecydował się na stojący start.
Tam Max Verstappen poradził sobie zdecydowanie gorzej niż Charles Leclerc, jednak bardzo opóźnił hamowanie i utrzymał prowadzenie, atakując po zewnętrznej. Sebastian Vettel w gigantycznej chmurze deszczu próbował znaleźć drogę w pierwszym zakręcie, ale zderzył się z Fernando Alonso i obrócił. Cała świetna praca poszła na marne.
Chwilę później błąd popełnił Carlos Sainz, który zaliczył spina i wylądował w bandzie. Fragmenty reklam z uderzenia trafiły w Gasly'ego. Dalej w stawce błąd popełnił też Zhou Guanyu i spadł na ostatnie miejsce. Alex Albon został uderzony przez innego kierowcę i zakończył swój udział w wyścigu.
Deszcze zaczął padać mocniej, widoczność była bardzo słaba, a część kierowców narzekała na zły wybór opon. Dyrekcja wyścigu najpierw wypuściła samochód bezpieczeństwa, a chwilę później zdecydowała się na czerwoną flagę.
Po dwóch godzinach deszczu, skandalu z dźwigiem na torze i czekaniu na poprawę warunków FIA zdecydowała się na wznowienie rywalizacji za samochodem bezpieczeństwa. Kierowcy szybko mówili, że warunki wyglądają zdecydowanie lepiej. Jednak z tyłu stawki opinia była zdecydowanie inna.
Po kilku okrążeniach za Berndem Maylanderem Eduardo Freitas postanowił o próbie wznowienia wyścigu na około 40 minut do końca regulaminowego czasu. Udało się bez kraks, obrotów i innych problemów. Zaraz po wznowieniu Latifi z Vettelem zdecydowali się na zjazd po opony przejściowe. Chwilę później to samo zrobili Norris i Bottas.
Szybko okazało się, że przejściówki są zdecydowanie szybsze. Verstappen i Leclerc zjechali do boksu na 36 minut do końca. Za nimi to samo uczyniła praktycznie cała stawka poza Alonso, Ricciardo, Schumacherem i Zhou.
Fernando i Daniel szybko zdecydowali, że nie ma sensu czekać dłużej i zjechali do pitlane. Max odzyskał prowadzenie w wyścigu na 33 minuty do końca, wyprzedzając czekającego na samochód bezpieczeństwa Schumachera.
Po zjeździe Micka stawka ustawiła nam się w następujący sposób: VER LEC PER OCO HAM VET ALO LAT NOR TSU RUS STR RIC MAG BOT GAS ZHO MSC
Na 22 minuty do końca Russell wyrzucił Tsunodę z punktów świetnym manewrem wyprzedzania. Niewiele później poradził sobie także z Lando Norrisem. Hamilton gonił Ocona i wyglądało na to, że oba Mercedesy ustawione są na deszczowe warunki.
Niecałe 15 minut do końca w boksie pojawił się Zhou. Wyglądało na to, że degradacja przejściówek jest większa, niż można było się spodziewać. Fantastyczną walkę zapewniali nam Ocon z Hamiltonem. Brytyjczyk próbował atakować po zewnętrznej 130R, ale Francuz świetnie ustawiał się na torze.
Kilku kierowców zdecydowało się na zjazd po nowe przejściówki i zdecydowanie przyśpieszyli. Na ten sam manewr na niecałe 8 minut do końca zdecydował się Fernando Alonso.
Perez zbliżył się do Leclerca na poniżej sekundę. Jednak podobnie jak w przypadku Hamiltona brakowało prędkości na prostej. Piękną walkę nam panowie fundowali, ale nie byli w stanie wykończyć swoich manewrów.
Pojedynki na torze trwały do końca. Leclerc popełnił błąd i ściął ostatnią szykanę. Potem wypychał z toru Sergio Pereza, dzięki czemu utrzymał drugie miejsce. Oznaczało to karę dla Monakijczyka.
Max Verstappen we własnej lidze wygrał Grand Prix Japonii i z jakiegoś powodu uznano go mistrzem świata. Czemu? O tym później.
Ładowanie danych