Deszczowe otwarcie sezonu F1 2025 zgotowało Lewisowi Hamiltonowi prawdziwy chrzest bojowy w Ferrari. To był sprawdzian umiejętności dostosowania się do specyficznej rzeczywistości, która panuje w tej ekipie.

Niedzielne popołudnie w Melbourne nie rozpieszczało kierowców warunkami atmosferycznymi. Mokry tor i przechodzące fale opadów sprawiły, że wielu zawodników miało poważne problemy i nie ustrzegło się licznych błędów.

Taka pogoda nie sprzyjała nie tylko mniej doświadczonym kierowcom. Dla siedmiokrotnego mistrza świata ściganie się na tak zdradliwym torze i w ciągle nieznanym samochodzie z pewnością nie było idealnym scenariuszem. Lewis już wczoraj mówił, że adaptacja nie idzie łatwo. Teraz przekonał się, że braków jest dużo.

- Zaliczyłem dziś kurs przyspieszony i mogę być tylko wdzięczny, że udało mi się trzymać z dala od ścian - powiedział Hamilton. - Znalazłem się na głębokiej wodzie, zdecydowanie. Po prostu wszystko jest dla mnie nowe.

- Kiedy pierwszy raz prowadziłem ten bolid w deszczu, to okazało się, że on zachowuje się zupełnie inaczej niż kiedykolwiek wcześniej. Do tego dochodzą ustawienia jednostki napędowej, funkcje układu kierowniczego i wszystkie inne rzucane [przez radio] rzeczy, którymi trzeba cały czas żonglować.

Jednym z najbardziej popularnych tematów żartów i memów, jakie pojawiały się w zimowej przerwie, była kwestia legendarnej już strategii oraz komunikacji radiowej, które uprzykrzą Hamiltonowi życie w stajni z Maranello. Nie trzeba było długo czekać, aż żarty te staną się ponurą rzeczywistością, dowodzącą tego, że Scuderia stworzyła chyba własną, unikatową szkołę przewidywania pogody oraz korespondencji na linii kierowca-inżynier.

- W ostatniej fazie wyścigu powiedzieli mi, że czeka nas jedynie krótki deszcz, więc pomyślałem, że uda mi się to wytrzymać - opowiadał Lewis. - Reszta toru przesychała, więc chciałem czekać tak długo, jak tylko byłem w stanie utrzymać samochód na torze. Niestety nie przekazali mi, że nadciągają większe opady. Wkrótce tak się oczywiście stało. Zwyczajnie zabrakło odpowiednich informacji, a poza tym po prostu nie czułem się dziś pewnie.

Lewis wielokrotnie wymieniał dziś dość bezpośrednie uwagi ze swoim inżynierem, choć wydźwięk radia to zapewne kwestia komunikatów w emocjach. Riccardo Adami nie zna się z nim tak dobrze jak słynny Bono, więc pewne docieranie jest oczywiście potrzebne. Pomimo tego, że sytuacja wyglądała jednak trochę komicznie, to kierowca po wyścigu stanął w obronie inżyniera.

- Myślę, że Riccardo wykonał bardzo dobrą robotę. Uczymy się siebie nawzajem, kawałek po kawałku. Później przeanalizujemy wszystkie moje komentarze, te z drugiej strony też. Natomiast tak ogólnie patrząc, nie lubię dostawać zbyt dużo informacji podczas wyścigu, chyba że ich akurat potrzebuję i o nie poproszę.

Brytyjczyk podsumował również formę Ferrari na torze w Melbourne. Jego zdaniem otwarcie sezonu nie pokazało pełni możliwości, jakie skrywają w sobie bolidy z numerami 16 i 44.

- Prowadziłem przez sekundę! Nie wiem za to, czy chociaż zbliżyliśmy się do tempa McLarena. Jestem pewny, że w samym samochodzie drzemie jeszcze sporo osiągów, lecz nie wykorzystaliśmy w pełni tego weekendu.