Christian Horner nie zapomniał o docenieniu mechaników Red Bulla, którzy uratowali wyścig Maxa Verstappena, wykonując błyskawiczne naprawy.

Po tym jak Holender rozbił się, jadąc na pola startowe, wydawało się, że potrzebny był mu cud, by w ogóle ruszyć do rywalizacji.

Jego zespół podołał wyzwaniu i przygotował maszynę w ekspresowym tempie. Zawodnik odpłacił się swoim kolegom z teamu, wjeżdżając na metę jako 2.

Jak wyjawił szef Red Bulla, jego ludzie pracowali na pełnych obrotach i ledwo się wyrobili.

- Mechanicy zrobili niesamowitą robotę. Coś, co zazwyczaj zajmuje 90 minut, zrobili w jakieś 20 minut i zakończyli prace 25 sekund przed czasem. Należy im się uznanie, bo bez nich ten wynik nie byłby możliwy. Max zawdzięcza im ten rezultat. Naprawa auta w 20 minut na polach startowych jest niesamowita. Widać było, że pot ciekł im po czołach. Wykonali fantastyczną pracę, szczególnie patrząc na ilość zmian specyfikacji, którą mieliśmy w ten weekend, a także złamanie przerwy w nocy w piątek.

Brytyjczyk, chociaż nie odbierał nikomu zasług, nie ukrywał też, że w pewnym sensie uderzenie w barierę było szczęśliwe. Naruszone zostały te części, które dało się szybko naprawić.

- Od razu widzieliśmy, że uszkodzeniu uległ drążek kierowniczy i popychacz. Ważnym pytaniem było, czy wypadek załatwił też wahacz. Gdyby tak było, od razu odpadlibyśmy z gry. Pojechaliśmy więc na prostą i zrobiliśmy co w naszej mocy, by naprawić auto.