Christian Horner w odpowiedzi na ostatnie wydarzenia przyznał, iż jest bardzo zadowolony z faktu, że przedstawiciele zespołów nie będą mogli już wywierać presji na sędziów. Ponadto sam zainteresowany odniósł się m.in. do kwestii wykorzystania dowodów oraz ostatnich zarzutów ze strony Mercedesa.
Szef stajni z Milton Keynes nie ukrywa swojego niezadowolenia z faktu, że Toto Wolff tuż po incydencie na linii Hamilton - Verstappen zaczął dość mocno naciskać na Michaela Masiego, co poskutkowało zaproszeniem Austriaka do pokoju sędziowskiego, aby ten mógł tam przedstawić swój punkt widzenia na temat feralnego zdarzenia.
Brytyjczyk po chwili również udał się do gabinetu stewardów w celu upewnienia się, że ich stanowisko nie zostanie w żadnym stopniu pominięte w trakcie analizy tego zdarzenia.
Relive the messages shared to FIA Race Director Michael Masi from Red Bull and Mercedes post-incident #BritishGP ???????? #F1 pic.twitter.com/56CHVqtGIE
— Formula 1 (@F1) July 19, 2021
Taki rozwój wydarzeń automatycznie odbił się dość szerokim echem w środowisku F1, bowiem dyrektor wyścigowy z ramienia FIA ostrzegł wszystkie zespoły, iż nachodzenie sędziów bez ich zgody będzie złamaniem obowiązujących zasad, powołując się w tej kwestii na punkt 12.2.1. Międzynarodowego Kodeksu Sportowego Federacji Samochodowej.
Wczoraj arbitrzy odrzucili wniosek Red Bulla o ponowne rozpatrzenie incydentu z GP Wielkiej Brytanii, aczkolwiek uwagę delegatów zwróciła kwestia niepokojących zarzutów, które zostały wymierzone w ich stronę. Horner wyjaśnił natomiast, że miało to związek z postawą Toto Wolffa względem Stewardów podczas rywalizacji na Silverstone.
- W naszym wniosku skupiliśmy się na procesie dostępu do sędziów w trakcie całego wydarzenia. Moim zdaniem FIA wyjaśniła dokładnie cały ten proces. Jest to dla nas satysfakcjonujące i jesteśmy zadowoleni z tego wyjaśnienia. To właśnie był jeden z głównych powodów - wyznał 47-latek.
- Musimy postrzegać FIA w kategorii ławy przysięgłych i rzecz jasna nikt nie chce, aby ławnicy byli poddawani takim czy innym naciskom przed podjęciem decyzji. Otrzymaliśmy zapewnienie, że do niczego takiego nie doszło i całkowicie to szanujemy.
- Myślę, że wyjaśnienie tej sprawy zapobiegnie zrealizowaniu takiego scenariusza w przyszłości.
Pryncypał drużyny spod znaku czerwonego byka zaznaczył także, że jego strona w żadnym momencie nie sugerowała, jakoby ten wypadek było zamierzonym działaniem ze strony Lewisa Hamiltona.
- Nigdzie w naszym zgłoszeniu nie wspomnieliśmy o tym, że było to celowe działanie. Oczywiście napięcie pomiędzy tymi dwoma kierowcami jest wysokie. Walczą o najwyższy cel w sporcie, a poprzedniego dnia byli bardzo blisko siebie w wyścigu sprinterskim. W niedzielę z kolei mogliśmy zaobserwować ich kolejny pojedynek, który odbywał się dosłownie na milimetry.
Two angles, one collision, many views! ????????#BritishGP ???????? #F1 pic.twitter.com/qIZ3Qp7KiD
— Formula 1 (@F1) July 20, 2021
- Uważam, że była to jedyna okazja dla Lewisa, aby wyprzedzić Maxa i on doskonale o tym wiedział. Tego dnia to jednak my mieliśmy szybszy samochód i gdyby w tym zakręcie wszystko poszło gładko, to w niedzielę cieszylibyśmy się z zupełnie innego przebiegu wyścigu. Jednakże tak się nie stało.
- Sytuacja jest, jaka jest. Otrzymaliśmy już decyzję od sędziów i teraz musimy skupić się wyłącznie na ściganiu, robiąc wszystko, co w naszej mocy, aby uzyskać jak najlepszy wynik na torze.
Horner jest również zdania, że jego team nie przekroczył optymalnej granicy pomiędzy naturalną krytyką a osobistym atakiem, odnosząc się w tym przypadku do uwag skierowanych w stronę siedmiokrotnego mistrza świata.
- To absolutnie nie jest osobisty atak na Lewisa Hamiltona. Ma on na swoim koncie siedem mistrzowskich tytułów, więc jego osiągnięcia mówią same za siebie.
- Gdyby na jego miejscu był ktoś inny, to wówczas nasze podejście nie uległoby zmianie. Uważam, że mam prawo do wyrażenia własnej opinii na temat tego incydentu, zresztą jak każda inna osoba.
- Oczywiście w tamtym momencie emocje były bardzo wysokie, bowiem nasz kierowca został zabrany do szpitala na dodatkowe badania po wypadku, który dla normalnego człowieka wiązałby się z poważnymi konsekwencjami zdrowotnymi. Dodatkowo straciliśmy cały nasz samochód w momencie, gdy jesteśmy objęci limitem budżetowym. Nie widzę więc w tej sytuacji niczego osobistego.
- Należy jednak pamiętać, że nawet siedmiokrotny mistrz świata może czasem popełniać błędy lub dokonywać błędnej oceny danej sytuacji. To jest po prostu czysty fakt. Dlatego też w żadnym momencie nie kierowałem moich słów osobiście do Lewisa i moja postawa byłaby identyczna względem każdego innego zawodnika.
Podczas piątkowego spotkania z mediami wyjaśniona została także rola Alexa Albona w całym tym śledztwie oraz to jakimi dowodami obciążającymi Hamiltona dysponował Red Bull.
- Test był zaplanowany wcześniej, bo to był promocyjny dzień filmowy. Oczywiście wykorzystywaliśmy dwuletni samochód. To sposób na utrzymanie naszego kierowcy rezerwowego w formie i w gotowości. Zaplanowaliśmy to już jakiś czas temu, a nie specjalnie pod rekonstrukcję zdarzenia.
- Podczas testu poprosiliśmy Alexa o przejechanie podobną linią, by uzupełnić symulacje, które stworzyliśmy za pomocą naszych narzędzi i naszego symulatora. Chcieliśmy zademonstrować wynik jazdy taką linią i odpowiedni punkt hamowania.
- Nie byliśmy jednak w stanie osiągnąć tej prędkości, jaką miał Lewis, jadąc tą linią. Jeśli chodzi o warunki - były dość podobne. Po prostu zebraliśmy użyteczne informacje, by jeszcze raz potwierdzić to, co widzieliśmy w naszych symulacjach.
- Po spojrzeniu na dane z incydentu i to, jak poważny był, czuliśmy, że nie wszystkie dane były dostępne dla sędziów w trakcie podejmowania decyzji. Dlatego przedstawiliśmy im te informacje.
- Oni odbyli z nami porządną konferencję, podczas której omówiliśmy dane, pozycje samochodów, ich prędkość, fakt konieczności zahamowania 23 metry wcześniej przez Lewisa w celu zmieszczenia się w zakręcie, a także argument, który pokazywał, że Max był na identycznej trajektorii co Charles Leclerc, więc gdyby Lewis pojechał tak samo, to skończyłoby się podobnie.
- Zaprezentowaliśmy te dane i czuliśmy, że to było dobre posiedzenie. Sędziowie uznali jednak, że przy obecnych przepisach to nie były nowe dowody, więc nie otworzyli sprawy. Akceptujemy to.
- W tej walce chodzi o malutkie różnice i dawanie z siebie wszystkiego. Mając takie zajście i takie uderzenie, oczywiste jest, że wykonasz pełną analizę. Dla nas ten rozdział jest już jednak zamknięty. Sędziowie dokonali oceny, a teraz my skupiamy się już na weekendzie i dalszej części mistrzostw.