Wszyscy przypuszczali, że Max będzie bardzo mocny w wyścigu, ale tego, co zrobił, nie spodziewał się nawet Red Bull. Christian Horner uważa, że ucierpieli zdecydowanie mniej na dyrektywie, a dodatkowo im pomaga fakt, że Max jest w zupełnie innej lidze. Tutaj jednak nie ma dzielenia skóry na niedźwiedziu i szef zapewnia, że nadal są skupieni tak samo, jak miało to miejsce w 2021 roku czy na początku tego sezonu.
- Powinienem przede wszystkim podziękować Toto za dyrektywę! - żartował po zawodach. Poproszony o skomentowanie swoich słów sprzed dwóch lat, gdy mówił, że dyrektywa osłabiająca najlepszy zespół jest potrzebna dla dobra sportu, odparł: - No przecież właśnie to stało się przed tym wyścigiem!
- A już całkiem serio, ten tor sprzyjał naszym mocnym stronom, znaleźliśmy świetny setup, a Max był w fenomenalnej formie od pierwszego okrążenia weekendu. Strategicznie postanowiliśmy wziąć karę tutaj, co i tak przerodziło się w 14., a nawet 13. pozycję startową. Max poradził sobie bardzo dobrze z przebijaniem się przez stawkę. Zrobił to zdecydowanie szybciej, niż mogliśmy się tego spodziewać. Tempo, które mieli obaj kierowcy, było wystarczające, żeby poradzić sobie z Carlosem. To była nasza największa dominacja od lat 2010-2013. Wydaje mi się zresztą, że nigdy nie wygraliśmy wyścigu z 14. pozycji startowej.
- Według naszych wyliczeń przed wyścigiem przed ostatnim pitstopem Max miał być w okolicach podium. Walka o prowadzenie już na 18. okrążeniu była czymś, czego nie spodziewaliśmy się w żadnym scenariuszu. Nie wiedzieliśmy, jak zachowają się softy po zmianie pogody, a przecież zrobiło się niemal 15 stopni cieplej niż przez resztę weekendu. Trudno więc było cokolwiek przewidzieć, ale nasza przewaga z kwalifikacji przeniosła się również na wyścig.
Gorsza forma Pereza miała swoją kontynuację w Belgii. Po słabym starcie Checo co prawda był w stanie przebić się finalnie na drugie miejsce, ale tempem wyraźnie odstawał od Verstappena. W drugiej połowie wyścigu jechał podobnie do Russella czy Leclerca, a obecny mistrz świata potrafił być nawet sekundę szybszy od niego. Jednak Horner widzi to nieco inaczej.
- Wydaje mi się, że to bardziej jest kwestia Maxa będącego w swojej własnej lidze przez cały weekend. Wiele razy był tutaj świetny, ale tym razem był bezapelacyjnie najlepszy. Wykręcił najszybsze okrążenie na pośredniej mieszance, mimo Leclerca próbującego je pobić na softach na koniec. Zakwalifikował się z najlepszym czasem, używając tylko dwóch kompletów miękkich opon i nie wyjeżdżając nawet na ostatni przejazd.
- Max zrobił kolejny krok do przodu od czasu wygrania tytułu w zeszłym roku. W pewien sposób go to uwolniło. Biorąc pod uwagę jego wiek i doświadczenie, obserwujemy właśnie kierowcę, który staje się coraz lepszy. W tym momencie tworzy jedność z samochodem i jest w niesamowitym miejscu swojej kariery.
- Jasne, że na ten moment świetnie to wygląda w tabeli, ale wszystko może się szybko zmienić. Nawet w tym roku Max po Australii tracił 46 punktów i potrafił to odrobić. Skupiamy się na pojedynczych wyścigach, a kwestia mistrzostwa rozwiąże się sama. Nie mamy zamiaru się rozluźniać, bo jak tylko to zrobisz, zaczynasz popełniać błędy. Podejdziemy do Zandvoort z takim samym skupieniem jak do wszystkich wyścigów w tym roku.
Ta runda jeszcze mocniej oddaliła Charlesa Leclerca od walki o tytuł. Po dużej ilości pecha i ogólnie słabej dyspozycji Scuderii w tym momencie Monakijczyk traci do Verstappena 98 punktów. Stracił nawet 2. pozycję w mistrzostwach na rzecz Sergio Pereza. Niepokój Ferrari jedyne rośnie, podobnie jak strata w tabeli. Dodatkowo Christian nie omieszkał wbić delikatnej szpilki liderowi włoskiej ekipy.
- W ten weekend wyglądało na to, że to Carlos był szybszym z kierowców w Ferrari. Charles miał też sporo pecha ze zrywką wpadającą w prawy przedni dolot hamulca. Wyglądało jednak na to, że Ferrari po prostu nie miało czystego tempa. Potem po pitstopie w końcówce spadł za Fernando i nawet mimo samochodu lżejszego o jakieś 30 kilogramów oraz miękkich opon nie był w stanie pobić okrążenia Maxa.
W kwestiach technicznych Red Bull bryluje od początku roku. Mattia Binotto nawet zadawał swego czasu pytania o nadmierne wydatki ekipy z Milton Keynes. Nie da się ukryć, że to właśnie oni przywieźli do tej pory najwięcej poprawek w tym sezonie. Dodatkowo zdają się one działać za każdym razem. Teraz na krótko przed tym weekendem media obiegła informacja o odchudzonym monokoku, który miał pojawić się w ten weekend, jak i zaoszczędzeniu dzięki temu pięciu kilogramów. Christian twierdzi, że były to jedynie plotki.
- Nie przywieźliśmy nowego, lekkiego chassis. W ogóle go nie mamy. Te, które posiadamy obecnie, będziemy używać jeszcze przez kilka wyścigów. Różnica w osiągach prawdopodobnie wynika z faktu, że dyrektywa techniczna uderzyła w nas mniej niż w innych. Nie zmieniliśmy niczego w kwestii zarządzania autem.
- Oczywiście musieliśmy podnieść auto ze względu na Eau Rouge, ale to musieli zrobić wszyscy. To też prawda, że nasze auto zachowuje się bardzo dobrze, gdy zawieszone wyżej, co widzieliśmy już kilkukrotnie w tym sezonie. Może na następny wyścig będzie dyrektywa obniżająca samochody?
Świetna postawa na Spa nie musi mieć jednak koniecznie przełożenia na formę w Holandii. Zeszły rok to była oczywista dominacja Red Bulla, jednak tegoroczna konstrukcja różni się specyfikacją od zeszłorocznej maszyny i jest mocna w innych aspektach. Dodatkowo będzie to dopiero drugi wyścig ze zmienionym regulaminem, a wyboisty tor może być trudniejszy w tej kwestii.
- Zandvoort powinno być dużo większym wyzwaniem w związku z nową dyrektywą. Jest tam bardzo nierówno, a układem przypomina Budapeszt. Ferrari i Mercedes mogą tam wrócić do gry. To zupełnie inne wzywanie, a dodatkowo będą tam wielkie oczekiwania wobec Maxa wracającego tam jako mistrz świata.
Horner zapewnił przy tym, że Verstappen nie będzie miał dodatkowych obowiązków medialnych, a ekipa będzie starała się tonować oczekiwania i trzymać go w "bańce" zespołowej.