Po wyścigu F1 w Arabii Saudyjskiej szef Red Bulla poddał w wątpliwość słuszność kary, którą na samym starcie otrzymał Max Verstappen. To brak przekonania o winie stał za utrzymaniem prowadzenia przez Holendra. Christian Horner, niczym Toto Wolff w serialu Netflixa, wydrukował nawet materiał dowodowy.

Czerwone Byki wyraźnie nie zgadzają się z najbardziej kontrowersyjnym momentem wczorajszej rywalizacji w Dżuddzie, czyli oceną starcia Verstappena z Piastrim. Zdaniem zespołu Max nie uzyskał pozycji w nielegalny sposób, tylko został wypchnięty z toru i nie popełnił przewinienia.

Aby obronić ten punkt widzenia, Horner pojawił się na powyścigowym spotkaniu z materiałem dowodowym w postaci zdjęcia - ukazywało ono taką klatkę z bolidu Verstappena, na której maszyna znajdowała się ciut z przodu. Była to próba podkreślenia, że pierwszeństwo przed zakrętem nr 2 miał ktoś inny.

- Uważam, że to była bardzo surowa decyzja. Nie zdecydowaliśmy się na oddanie pozycji, ponieważ byliśmy przekonani, że Max nie zrobił nic złego. Na wierzchołku zakrętu dokładnie widać, że [Verstappen] jest przed nim. Zasady walki omawiano już wcześniej, więc to bardzo surowa kara. 

Horner wytłumaczył ponadto, dlaczego Verstappen nie oddał pozycji. Stały za tym dwa powody - brak przekonania o złamaniu przepisów oraz chęć jazdy z przodu.

- Oddanie pozycji byłoby bezpieczniejsze, ale wtedy oddalibyśmy jednocześnie prowadzenie. A naprawdę czuliśmy, że nie byliśmy winni. Pierwszy zakręt, incydent wyścigowy, dwa auta... Przednie skrzydło musi być przynajmniej na wysokości lusterka. Tu było bardzo, bardzo blisko.

- Gdybyśmy postanowili oddać pozycję, to problem polegałby na tym, że jechalibyśmy w brudnym powietrzu i bylibyśmy wtedy zagrożeni ze strony George’a Russella. Najlepszą rzeczą było przyjęcie kary, spuszczenie głowy i kontynuowanie ścigania.

- Zachęcające było nasze tempo w walce z McLarenami i innymi na mediumach. Byliśmy w dobrej dyspozycji. Musieliśmy odrobić karę, a Oscar ukończył ten sam stint 2,6 sekundy z przodu. Gdyby nie ta decyzja, to wygralibyśmy wyścig, ale przy takiej marginalnej sytuacji zawsze będą różne zdania.

Sam zainteresowany zaznaczył, że fakt, iż Verstappen otrzymał na swoje konto karę pięciu, a nie dziesięciu sekund, dobitnie świadczy o tym, że sami sędziowie mieli pewne wątpliwości.

- Myślę, że tak było. Patrząc na to [zdjęcie z onboardu], nie rozumiem, jak doszli do takiego wniosku. Obaj wjechali z taką samą prędkością. Oscar wszedł głęboko w ten zakręt, a Max nie mógł po prostu zniknąć. Być może te zasady wymagają ponownego rozpatrzenia.

- Nie wiem, co stało się z podejściem „dajcie im się ścigać”, które miało być stosowane na pierwszych okrążeniach. Chyba zwyczajnie je porzucono.

Horner poruszył też wątek odbycia kolejnych rozmów z arbitrami, ale jasno powiedział, że nieszczególnie bierze pod uwagę formalne próby podjęcia walki.

- Na wszystko trzeba patrzeć obiektywnie i pojedynczo, a ta decyzja jest marginalna. Rozmawialiśmy z sędziami po wyścigu, lecz ich zdaniem to była oczywista sprawa. Problem polega więc na tym, że jeżeli złożylibyśmy protest, to sędziowie najprawdopodobniej utrzymają swój werdykt. Poprosimy ich o obejrzenie nagrań z kamery pokładowej, które nie były wówczas dostępne. W pierwszej kolejności zajmiemy się przedstawieniem tych materiałów, aczkolwiek wydaje mi się, że [ubieganie się o prawo do rewizji] jest mało prawdopodobne.

Dopytany, czy jak za czasów Michaela Masiego nie próbował interweniować u obecnego dyrektora wyścigu, Ruiego Marquesa, przypomniał: - Teraz nie można już z nim rozmawiać.