Koniec sezonu F1 2025 przyniósł zaskakujące doniesienia o niepewnej przyszłości Helmuta Marko oraz potencjalnym przesunięciu Gianpiero Lambiase wewnątrz Red Bulla. To dwie kluczowe osoby dla Maxa Verstappena.
Choć Helmut Marko posiada jeszcze ważny kontrakt z Red Bullem, to w trakcie przerwy zimowej ma odbyć rozmowy na temat swoich dalszych kroków w Formule 1. O takich planach po wyścigu doniosło wiele mediów, którym sam Austriak powiedział, że coś się święci. Oczywiście tonował nastroje i wypowiedział się delikatnie, ale wydźwięk artykułów nie jest taki, aby można było to pominąć.
- Przyszłość nie jest niepewna. Odbędę rozmowy i zobaczymy, co będę robił dalej. To bardzo kompleksowa sprawa. Prześpię się z tym i zobaczymy - mówił Marko.
Ciekawego komentarza udzielił też szef, Laurent Mekies. W takich sytuacjach czasem ważne jest to, co nie zostanie powiedziane, a w tym przypadku zabrakło wskazania, że nic się nie zmieni.
- Helmut oferował niesamowite wsparcie, gdy odwracaliśmy losy tego roku. Wraz z zarządem miał sporo trudnych decyzji do podjęcia w tym roku. A poza tym? F1 nigdy nie stoi w miejscu. Zawsze trzeba dostosowywać swoje organizacje. Dotyczy to działu technicznego i sportowego. To całkowicie normalne, że oceniamy, jak możemy poprawić się przez cały czas.
- Nie mówię tego tylko w odniesieniu do Helmuta, ale ogólnie. Jesteśmy w takim środowisku, w którym zawsze rzucany sobie wyzwania i patrzymy na najmniejsze kroki, niezależnie od tego, jak małe są. Mogę tylko dziękować Helmutowi za rolę, którą pełnił w trudnej sytuacji w środkowej fazie sezonu - stwierdził Francuz.
Wszystko to sprawia, że nad przyszłością 82-latka można się zastanawiać. Nie jest to natomiast oczywiste, bowiem Marko ma duże powiązania z austriacką częścią Red Bulla, a z niedawnej wewnętrznej wojny wyszedł zwycięsko, pozostając w ekipie. Choć jest już zaawansowany wiekowo, to od czasu zwolnienia Christiana Hornera nie mówiło się nic o jakichś zawirowaniach wokół niego. Niektórzy przypuszczali, że da sobie jeszcze trochę czasu, np. do kolejnego tytułu czy potencjalnego odejścia Maxa Verstappena, z którym jest mocno związany.
Nie wiadomo do końca, czemu więc nagle przy Marko miałby się pojawić znak zapytania. Niektóre teorie mówią o kolejnych porządkach pod batutą Austriaków czy Mekiesa. Inna, przedstawiona przez The Race, sugeruje, że częściowo mogą stać za tym wypowiedzi na temat Kimiego Antonellego z Kataru, które przyczyniły się do fali hejtu. Takie sytuacje są wizerunkową katastrofą dla marek, a akurat tej postaci do udzielenia mocnej wypowiedzi nie trzeba dwa razy zachęcać. Problem polega na tym, że ma to swoją cenę, doskonale widoczną gdy tylko otworzy się media społecznościowe.
Dużo emocji u inżyniera Verstappena
Zanim w ogóle Marko zdołał udzielić swojej wypowiedzi po GP Abu Zabi, kamery zdążyły złapać Gianpiero Lambiase, który siedział na pitwall i wyglądał tak, jakby przeżywał dużo emocji. Ponieważ Verstappen nie przegrał tytułu w dramatycznym stylu, zaczęto podejrzewać, że chodzi o coś innego.
Inżynier Maxa miał trudny rok z problemami osobistymi, przez które opuścił wyścigi w Austrii oraz Belgii. Wtedy zastępował go Simon Rennie, znany ze współpracy z Danielem Ricciardo w RBR czy Robertem Kubicą w Renault.
W przypadku Lambiase może chodzić nie tyle o rozstanie, co objęcie innej roli, choć zdaniem Autosportu nadal na torze. Najpierw zaś Red Bull musiałby znaleźć Verstappenowi nowego inżyniera, a to nie jest proste z wielu powodów. Jednym z nich jest sama dostępność - w końcu Simon Rennie, jak wielu ludzi w F1, po zakończeniu współpracy z Ricciardo chciał spędzać więcej czasu w fabryce, ograniczając podróże. Następnie przez kilka miesięcy pomagał Alexowi Albonowi, ale od dawna nie jest już regularnym inżynierem wyścigowym.
Drugi element to charakter Holendra. To właśnie jego dopasowanie z Lambiase sprawiło, że jest on tak dobry - słynny GP potrafi uderzyć pięścią w stół, gdy Max tego potrzebuje, a sam kierowca ceni sobie kogoś, kto przy nim nie pęka. Gdyby więc faktycznie doszło do rozbicia tego duetu, dla obu stron byłaby to gigantyczna rzecz. Panowie mają świetne relacje - Max na wczorajszej konferencji nazwał GP przyjacielem - i najprawdopodobniej nie wyobrażają sobie funkcjonowania w innych warunkach.
- Źródła w zespole podkreśliły, że żadna decyzja nie zapadła, a w obecnej sytuacji niekoniecznie mądre może okazać się podejmowanie szybkich decyzji w tym trudnym okresie - napisał Autosport.
Nie wiadomo zresztą, czy w ogóle dojdzie tu do jakiegoś przesunięcia. Gdy o wątek GP zapytano Erika van Harena, który w Red Bullu i u Verstappenów ma świetne kontakty, ten napisał, że nic o sprawie GP nie słyszał. Za informacje Autosportu odpowiadał za to inny Holender, również odwiedzający praktycznie wszystkie wyścigi. Niewykluczone, że w najbliższych dniach dowiemy się więcej.

