Lando Norris jest zdania, że incydent z Mazepinem podczas Q1 kosztował go parę pozycji w ostatecznym segmencie kwalifikacji.

Dzisiejsza sesja kwalifikacyjna zaskakiwała i rozczarowywała, a w szczególności tak mieszane uczucia pojawiały się po brytyjskiej stronie garażu McLarena. Lando Norris, który kolejny raz frunął w czasówce, w ostatnim sektorze trafił na tłok i został przyblokowany przez Nikitę Mazepina. Sprawiło to, że fenomenalne okrążenie poszło na marne i dla pewności awansu do Q2 Brytyjczyk musiał wykonać jeszcze jeden przejazd na miękkiej oponie.

Tym sposobem po drugim przejeździe znalazł się na szczycie tabeli z czasem 1:17.821. Jednakże długofalowo patrząc, ten czas nie miał zbyt dużego znaczenia, ale dodatkowy zużyty komplet gum, oznaczonych czerwonym paskiem, już tak. Sprawiło to, że Norris, który radzi sobie w tym sezonie rewelacyjnie w soboty, był zmuszony do skorzystania w Q3, ostatecznej sesji decydującej o pozycjach na starcie, wyłącznie z jednego, a nie dwóch kompletów softów.

Lando Norris, McLaren

To właśnie doprowadziło do tego, że w pojedynku kwalifikacyjnym w McLarenie mamy obecnie wynik 3-1, a Lando do jutrzejszego wyścigu o Grand Prix Hiszpanii, w którym pozycja startowa jest kluczowa, wystartuje dopiero z dziewiątego pola. Najgorsza jest jednak świadomość, że samego kierowcę jak i pomarańczowy bolid było stać na o wiele więcej.

- Czuję, że to [incydent z Mazepinem] kosztowało nas dzisiejsze kwalifikacje. Samochód był dobry. Nie wydaje mi się, żebym zrobił coś źle. Po prostu miałem przed sobą kolesia, który mnie wstrzymał, co oznaczało potrzebę wykorzystania drugiego kompletu opon – wyjaśnił kierowca ekipy z Woking.

- Kiedy różnice wynoszą tysięczne, setne, dziesiąte itd., chcesz mieć możliwość poprawy i nie możesz zrobić żadnych błędów. Kiedy zdarza się coś takiego, a masz jedynie jeden zestaw opon, na którym możesz naprawdę cisnąć, to zdecydowanie kosztuje to wiele. Myślę, że mogliśmy być na piątym, szóstym miejscu, ale tak się nie stało.

LN4 odniósł się także do samego Q3, w którym, jak przyznał, on i zespół mogli być o wiele wyżej. Niestety wszystko chciało jemu, ale nie tylko, przeszkodzić w osiągnięciu lepszego rezultatu. Najpierw problemem okazał się żwir w zakręcie trzynastym, którego obecność na torze była zasługą Sergio Pereza i jego piruetu na pierwszym pomiarowym kółku.

Później do gry wkroczył sprawiającym kierowcom trudności pod koniec sesji nasilający się wschodni wiatr. Podobnie jak w Portugalii zdecydowanie przeszkadzał on w poprawianiu czasów i poskutkował tym, że nawet świeże ogumienie nie pozwoliło 21-latkowi z Bristol na więcej niż wyprzedzenie Fernando Alonso na P10.

- W zakręcie 13 było trochę żwiru. Ktoś powiedział, że Perez się tam obrócił czy coś w tym stylu. Zdaje się, że byłem pierwszym, który przez to przejechał. Trochę pech, bo przez odpadki na torze straciłem kilka dziesiątych sekundy. Nikt chyba nie poprawił się na drugim okrążeniu. Nie wiem, czy było bardziej wietrznie, czy cokolwiek innego. Z perspektywy czasu lepiej było założyć nowe opony na pierwszy przejazd w Q3, a nie na drugi. Nigdy nie wiadomo. Mieliśmy zwyczajnie pecha i jedynym tego powodem był tłok w Q1 na ostatnim zakręcie – podsumował Norris.