Podczas czwartkowych aktywności medialnych przed Grand Prix Monako 2025 kierowcy podzielili się swoimi odczuciami po przedpremierowej projekcji filmu o nazwie F1, w którym pierwszoplanową rolę odegrał Brad Pitt, a zdjęcia kręcone były przy okazji wielu weekendów wyścigowych w poprzednich sezonach.

W ramach wprowadzenia do wyścigowego klimatu reprezentanci obecnej stawki wraz z szefostwem ekip zostali zaproszeni na prywatny pokaz długo przygotowywanej produkcji w reżyserii Josepha Kosinskiego. Na miejscu z przyczyn prywatnych zabrakło dwóch osobistości, a mianowicie Lance’a Strolla oraz Maxa Verstappena. Kanadyjczyk stwierdził dziś, że robił wtedy jakieś "rzeczy", a Holender zajęty był upalaniem domowego symulatora wyścigowego jako Franz Hermann. 

Po zapoznaniu się z filmem wśród zawodników panowała zgodność co do wysokiej jakości tego dzieła, ale pojawiły się też interesujące i drobne przytyki. Ciekawie opisał to zwłaszcza Carlos Sainz, który podczas seansu dopatrzył się kilku bliźniaczych aspektów do Netflixowej produkcji o nazwie Drive to Survive. To coś, co może budzić obawy najbardziej zaangażowanych fanów, lecz opinie były pozytywne.

- Naprawdę mi się podobało - powiedział Hiszpan. - Myślę, że my, jako eksperci od F1, zobaczyliśmy w tym filmie trochę takich elementów, jakie czasami widzimy w Drive to Survive. Można więc powiedzieć, że film ma nieco hollywoodzkiego charakteru. Jestem przekonany, że przyciągnie to wielu nowych odbiorców i będzie to dobry podkład dla ludzi, którzy nic nie wiedzą o Formule 1. 

- Każdy zagorzały fan i dziennikarz zobaczy natomiast coś, co może być trochę zbyt amerykańskie lub trochę zbyt hollywoodzkie. Ale szczerze mówiąc, podobał mi się cały film. Były rzeczy, które naprawdę mnie zaskoczyły. Wykonano więc świetną robotę, tworząc ten hollywoodzki film. 

W zbliżonym tonie wypowiedział się także Esteban Ocon, który przy okazji zwrócił uwagę na rolę, jaką w całym przedsięwzięciu odegrał siedmiokrotny mistrz świata.

- To było bardzo wciągające - przyznał Francuz. - Sceny ze ścigania były fantastyczne. To było coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem. Były też takie rzeczy, które nie miały za wiele sensu z naszej perspektywy, jako kierowców F1.  

- Naprawdę widać, gdzie Lewis Hamilton dołożył swoją cegiełkę, aby całość produkcji wyglądała jak najbardziej realistycznie. Oczywiście widoczne były pewne rzeczy, które musiały być zrobione w nieco hollywoodzkim stylu, ale to zrozumiałe posunięcie. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to aby bardziej skupiono się na wyścigach, a mniej uwagi poświęcono wypadkom. Ale ogólnie rzecz biorąc, nadal jest to zdecydowanie najlepszy film wyścigowy wszech czasów. Jestem przekonany, że odniesie wielki sukces na całym świecie. 

- Warte podkreślenia jest to, że nie ma tam czegoś takiego jak 20 biegów w bolidzie czy dziwnych przeskoków w akcji, co jest standardem w innych tego typu filmach. Wiele rzeczy ma tu sens, jak chociażby tryb zużycia baterii, który został wyszczególniony w Silverstone na ostatnim zakręcie - podkreślił.

- To typowa hollywoodzka produkcja, więc należy patrzeć na to z należytym dystansem - dodał Nico Hulkenberg. - Ten film jest jednak nową i ciekawą perspektywą na ten sport. Zagrało w nim kilku dobrych aktorów, a Brad Pitt jest teraz moim wzorem do naśladowania. Za jego sprawą moim nowym celem jest jazda w Formule 1 w wieku 61 lat. 

Liam Lawson postawił się z kolei na miejscu pilotów myśliwców, którzy także mogliby dopatrywać się pewnych nieprawidłowości przy oglądaniu filmu Top Gun, tworzonego także przez Kosinskiego.

- Zawsze widoczne będą pewne uchybienia, ale finalnie mówimy tu o filmie - powiedział Nowozelandczyk. - Myślę, że podobne odczucia mają piloci myśliwców, gdy oglądają Top Guna. Jestem zdania, że film został znakomicie wykonany i myślę, że podobne zdanie będą mieć wszyscy oglądający. Ta produkcja ma naprawdę spory potencjał, by stać się jednym z najlepszych filmów tego roku.

W podobne tony uderzył Oscar Piastri, podkreślając, że pewne uchybienia zobaczą tylko ci, którzy siedzą w tym światku naprawdę długo.

- Był całkiem dobry - ocenił Australijczyk. - Nie mogę za wiele powiedzieć, ale to oczywiście film z Hollywood, więc zawiera elementy, które nie wydarzyłyby się w życiu. Imponujące i satysfakcjonujące było dla mnie CGI [komputerowe efekty specjalne]. W wielu obszarach były przekonujące, a są i takie rzeczy, których stopnia prawdziwości nie będziesz w stanie odróżnić, o ile nie śledzisz F1 na 100%.

- Myślę, że wszyscy, którzy są jakoś zaangażowani w Formułę 1, będą przynajmniej trochę zadowoleni z dokładnego odwzorowania detali. To było miłe. Jest tu element Hollywood, ale moja recenzja jest dobra.

Ogólnoświatowa premiera tego filmu zaplanowana jest na 27 czerwca. W pierwszej kolejności materiał trafi do kin, a w późniejszym czasie zapewne pojawi się na platformie streamingowej Apple TV.