Mimo dominującego 1-2 w pierwszym wyścigu sezonu 2024 Formuły 1 Red Bull nie schodzi z nagłówków z niekoniecznie sportowych powodów.

Choć weekend w Bahrajnie rozpoczął się od informacji o oddaleniu skargi na Christiana Hornera, to kolejne dni nie pozwoliły zapomnieć o tym temacie. Stało się to przede wszystkim za sprawą anonimowego maila z materiałami, które miały obciążyć Brytyjczyka.

Szef RBR cały czas ucieka od komentowania tego wątku, ale to oczywiście nie oznacza, iż nie żyje on swoim życiem. Uwaga nieustannie jest skierowana na niego również przez aspekty prywatne, np. bycie mężem Geri Halliwell, piosenkarki znanej ze Spice Girls, co w Wielkiej Brytanii ma ogromny kaliber i przyciąga zainteresowanie tabloidów.

Żona Christiana zjawiła się zresztą w padoku toru Sakhir, a para nie unikała wspólnych fotografii. Nie zabrakło również zdjęć z tajską stroną Red Bulla, posiadającą 51% udziałów, którą reprezentuje Chalerm Yoovidhya. To właśnie tam niechciany przez austriacką część firmy Horner ma mieć duże poparcie.

Te pudelkowo-polityczne kwestie stały się jednak nieco drugorzędne po sobotniej publikacji Daily Mail, gdzie ukazały się mocne wypowiedzi Josa Verstappena.

- Jest tu napięta atmosfera, podczas gdy on pozostaje na swoim stanowisku - grzmiał były kierowca F1. - Zespół jest zagrożony rozdarciem. To nie może iść dalej w tę stronę. To wybuchnie. On zgrywa ofiarę, a sam powoduje problemy. 

Ponieważ starszy Verstappen jest uznawany za jednego z wielkich przeciwników Hornera, a nawet kogoś więcej w tym zamieszaniu, to zmierzono go również z takimi zarzutami: - To nie miałoby sensu. Po co miałbym to robić, skoro Maxowi idzie tam tak dobrze? 

Daily Mail dorzuciło do tej historii rewelacje o rzekomej "dzikiej awanturze" obu panów, jaka miała odbyć się w piątek w biurze Christiana w padoku w Bahrajnie. Padają tam nawet sugestie co do tego, iż sam Horner ma być zdania, że to właśnie ojciec urzędującego mistrza stoi za ostatnią nagonką.

Zanim pojawił się artykuł z wypowiedziami Josa, na tradycyjnej sesji po wyścigu stawił się szef Red Bulla, który dostał mnóstwo pozasportowych pytań. W trakcie rozmowy konieczna była nawet interwencja rzecznika prasowego, gdy BBC próbowało wyciągnąć, czy materiały ze słynnego dysku Google są prawdziwe.

- Nie będę tego komentował - mówił Horner. - Nie będę komentował anonimowych i opartych na spekulacjach wiadomości z nieznanego źródła. Pochodzą z nieznanego źródła, więc nie będę tego komentował. Następne pytanie.

- Nie będę komentował, co może być motywem działania jakiejś osoby, która się tym zajmuje. Ja skupiam się na tym zespole, mojej rodzinie, mojej żonie i ściganiu. Mam wsparcie niesamowitej rodziny, niesamowitej żony i niesamowitego zespołu, wszystkich w nim. 

Proszony o powiedzenie, czy czuje się pewnie, jeśli chodzi o możliwość pozostania na stanowisku, odparł: - Absolutnie, absolutnie... Na sto procent. Było pełne, długie i wewnętrzne postępowanie, które przeprowadził niezależny prawnik. Skarga została odrzucona. Zawsze byłem całkowicie pewny, iż będę tutaj. Koncentruję się na sezonie i wyścigach, które są przed nami. 

Christiana zmierzono także z kwestią złego wpływu tej sytuacji na sport: - Nie mogę komentować tego, co ludzie zdecydują się napisać. Skupiam się na zespole, rodzinie i ludziach wokół mnie. Mam ich pełne wsparcie i poparcie, a dla mnie najważniejsze jest patrzenie do przodu. 

Zapytany, czy powrót do ścigania był dla niego jakimś rodzajem ulgi, Brytyjczyk w swoim stylu spróbował nieco rozładować atmosferę: - Jak wspaniale jest w końcu odpowiedzieć na pytanie, które dotyczy wyścigów... Po to tu jesteśmy. Przepraszam, że wyścig nie zapewnił lepszej rozrywki, ale to wynik pracy tego zespołu, który zbudował niesamowite auto.