Po zakończeniu wyścigu o Grand Prix Austrii kilku kierowców nie przebierało w słowach, odnosząc się do kłopotliwej kwestii, która w miniony weekend rozgrzewała światek Formuły 1 do czerwoności.
Od początku bieżącego sezonu nowi dyrektorzy wyścigu, czyli Niels Wittich oraz Eduardo Freitas, wykazują się surowym podejściem do nadzorowania limitów toru. Były one jednym z palących tematów podczas zmagań na Red Bull Ringu.
Zgodnie z nowymi przepisami limity są wyznaczane przez białe linie, a każdorazowe złamanie tych ustaleń jest uznawane za naruszenie. Po otrzymaniu trzech sygnałów ostrzegawczych zawodnicy muszą mieć się na baczności, ponieważ kolejny wyjazd poza tor skutkuje karą czasową.
W trakcie niedzielnych zawodów w Austrii sędziowie byli wyjątkowo skrupulatni w przestrzeganiu odgórnych zaleceń. Świadczy o tym fakt, że na przestrzeni 71-okrążeniowego wyścigu skasowano aż 43 czasy pojedynczych kółek, a kilku kierowców otrzymało 5-sekundowe sankcje.
Tegoroczne wytyczne miały przezwyciężyć problemy z niekonsekwentnym egzekwowaniem tych zasad. Było to niechlubną normą w ubiegłym sezonie, gdy Michael Masi często zmieniał reguły gry w jej trakcie, stosując odmienne podejście do różnych zakrętów, w których zawodnicy mieli trudności z utrzymaniem się w granicach toru.
Chociaż niemal wszyscy domagali się uproszczenia reguł związanych z kontrolowaniem limitów toru, rozwój wydarzeń w Austrii nie przypadł do gustu niektórym zawodnikom, którzy w późniejszych rozmowach z mediami nie szczędzili cierpkich słów pod adresem oficjeli z ramienia FIA.
Jednym z naczelnych krytyków rygorystycznego podejścia sędziów do kontrolowania limitów toru w Spielbergu był Max Verstappen, który udzielił dość rozbudowanej odpowiedzi na pytanie, czy podziela zdanie George'a Russella na temat braku spójności w sędziowaniu, wynikającego z rotacji dyrektorów wyścigu oraz arbitrów.
- Uważam, że w całym zamieszaniu powinno chodzić o współpracę z kierowcami, a nie jedynie o utrzymywanie własnego stanowiska i bycie upartym - odparł na konferencji prasowej, nawiązując do zachowania przedstawicieli organu zarządzającego. - Chcemy, aby było lepiej dla wszystkich. To nie jest tak, że walczymy tylko o własne interesy.
- Prowadzimy dobre rozmowy w gronie kierowców i koniec końców zgadzamy się w większości rzeczy, o których dyskutujemy, chociaż oczywiście każdy ma swoje zdanie w pewnych sprawach. Uważam jednak, że debata na temat limitów toru w ten weekend była żartem. Mam na myśli nie tylko F1, ale też incydenty z serii juniorskich.
Urzędujący mistrz świata podkreślił również, na czym polegają kłopoty ze zmieszczeniem się w limitach. Jest to szczególnie trudne na Red Bull Ringu, który w kilku zakrętach przysparza sporo problemów z utrzymaniem się na optymalnej linii jazdy.
- Łatwo jest powiedzieć z zewnątrz, abyśmy po prostu trzymali się białych linii. Brzmi to bardzo łatwo, ale w rzeczywistości nie jest to proste. Kiedy pokonujesz szybki zakręt - a niektóre z nich są ślepe - i przy okazji zmagasz się z podsterownością oraz zużywającymi się oponami, łatwo jest przekroczyć białą linię.
- Czy zyskujesz wówczas trochę czasu? Może tak, a może nie... Ale szczerze mówiąc, to tylko dwa lub trzy zakręty, które można przejechać odrobinę szerzej. Moim zdaniem nie powinniśmy skupiać się na przyznawaniu kar w sytuacji, gdy kierowca przekroczy limity o milimetr.
- Lepszym wyjściem byłoby postawienie ścian lub wykorzystanie żwiru. Naturalna granica w zakręcie nr 6 jest świetna, bo mamy tam pułapkę żwirową, która może cię ukarać, jeśli wyjedziesz za szeroko - dodał, wspominając o możliwym sposobie rozwiązania sporu.
- Musimy przyjrzeć się tej kwestii i sprawdzić, czy możemy to poprawić również w kontekście pracy sędziów oraz ludzi zajmujących się sprawdzaniem limitów toru. Mam na myśli to, że kontrolowanie tego typu rzeczy jest niemal niemożliwe, ponieważ potrzebowalibyśmy jednej osoby na każdy samochód, która byłaby zajęta nadzorowaniem tych zasad.
- Przynajmniej na tym torze w niektórych miejscach zostajesz naturalnie ukarany, gdy wyjedziesz szeroko lub dotkniesz żwiru. Mimo wszystko tego typu rzeczy nie wyglądają dobrze dla sportu. A limity toru to tylko jedna kwestia, bo inna sprawa dotyczy oceniania incydentów wyścigowych. Na pewno spróbujemy wykonać lepszą robotę.
Jednym z kierowców, którzy w niedzielnym wyścigu dostali 5-sekundową karę za zbyt wiele naruszeń, był Lando Norris. Reprezentant McLarena zgodził się ze słowami lidera klasyfikacji generalnej, zwracając uwagę na to, że dostrzeżenie białych linii z perspektywy kokpitu jest niemożliwe w niektórych miejscach austriackiego toru.
- Wytyczne są identyczne dla wszystkich, jeśli mam myśleć o tym w bardziej ogólny sposób. Dwa ostatnie zakręty są pod tym względem denerwujące, bo wyjeżdżamy tam szeroko i zyskujemy przewagę, ale jednocześnie trudno jest nam ocenić, z jaką prędkością powinniśmy się do nich składać.
- Wyjechałem za szeroko tylko raz w zakręcie nr 1, gdzie zblokowałem przednie koła i uderzyłem w wysoki krawężnik, przez co straciłem sekundę na dojeździe do trójki. I dostałem za to komunikat o naruszeniu limitów toru, ale zostałem przecież wystarczająco ukarany, gdy straciłem impet.
- To trochę głupie. Co prawda przepisy są takie same dla każdego, a my chcieliśmy spójności w egzekwowaniu ich, ale to po prostu frustrujące, gdy znajdujesz się za kierownicą. Jako kierowcy zawsze chcemy czegoś innego i lepszego.
Swoimi spostrzeżeniami podzielił się także Mick Schumacher, który przyznał, że respektowanie limitów toru na Red Bull Ringu było dużym problemem za czasów jego startów w Formule 2, wspominając o konieczności omówienia tej kwestii.
- Wygląda to trochę głupio, gdy dostajesz 5-sekundową karę za wyjechanie o jeden centymetr za szeroko. W większości przypadków, gdy jedziesz szerzej, nie zyskujesz niczego na jednym okrążeniu.
- Jest to temat, który będziemy musieli przedyskutować i przeanalizować w celu sprawdzenia, czy możemy poprawić sytuację na następny wyścig. Uważam, że na Paul Ricard będzie to wyjątkowo duży problem.