„Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym”, jak śpiewał Grzegorz Markowski. Teoretycznie, gdyby Kimi Raikkonen przestrzegał tej zasady, mógłby zakończyć swoją karierę w grudniu 2007 roku albo przynajmniej po sezonie 2009, czyli tak, jak miało być pierwotnie. Jak wyglądałby wtedy obraz Fina? Co dała mu miniona dekada i wreszcie jak wyglądał jego ostatni sezon w Formule 1?
Klasyfikacja generalna: 16. miejsce
Punkty: 10
Najlepszy wynik: P8 (Rosja, Meksyk)
Kwalifikacje: 7-13 vs Giovinazzi
Wyścigi: 10-10 vs Giovinazzi
DNF: 2 razy (+2 opuszczone GP)
Nasza ocena: 4.90 (P16)
Nie będziemy zwracali uwagi na żadne rekordy w liczbie przejechanych wyścigów, lat startów czy inne tym podobne. Spróbujemy zrobić to jak Kimi, czyli oficjalnie się tym nie przejmować.
Czy jestem kompetentny do tego, żeby podjąć się osądu ostatniego sezonu tego wybitnego kierowcy? Nie wiem, jednak czytałem jego biografię, a to już w jakikolwiek sposób przygotowało mnie do tego, żeby chociaż trochę wczuć się w rolę recenzenta. Wydam opinię, która prawdopodobnie nie będzie niepopularna. Prawdopodobnie to jest ten tekst, z którego nie dowiesz się zbyt wiele.
Czy to samo w sobie nie jest już paradoksem - jaki kierowca wydaje swoją biografię, nadal jeżdżąc w topowej serii wyścigowej na świecie? Kimi. Książka opublikowana została w 2018 roku, czyli w trakcie ostatniego dobrego sezonu Raikkonena w Formule 1. Właśnie wtedy zdobył on rekordowe 251 punktów, 12 razy stając na podium i wygrywając wyścig w USA.
Mistrz z 2007 roku oraz Kari Hotakainen przygotowywali ten tytuł przynajmniej rok wcześniej i chyba właśnie to już daje do myślenia. Iceman doskonale wiedział, że jego kariera w królowej sportów motorowych zmierza ku końcowi. Tu wcale nie chodziło o wyniki. Chodziło o głód, którego Fin już nie odczuwał.
Wykorzystam pewną analogię, a w tym celu poświątecznym sernikiem wykaszlę z siebie śmiałą teorię: najlepszym autorem tekstów w Polsce jest Bartosz Pokrzywiński, ale problem polega na tym, że nie wie o tym nikt poza Bartoszem Pokrzywińskim.
W przypadku urodzonego w Espoo kierowcy jest kompletnie odwrotnie. Jednym z najszybszych kierowców na świecie i kilkukrotnym mistrzem świata mógłby być Kimi Raikkonen. Problem polega na tym, że nie wie o tym tylko Kimi Raikkonen.
Mam takie wrażenie, że Fin sam cenił siebie niżej, niż ktokolwiek inny cenił jego. Kimiemu się po prostu nie chciało, nie obchodziło go to. Był ostatnim kierowcą F1, który nie był sportowcem, tylko zwyczajnym szybkim zawodnikiem. Kiedy rozłożymy sobie to wszystko na czynniki pierwsze, na myśl przychodzi Juan-Pablo Montoya.
Mieli zupełnie inny styl jazdy oraz inne podejście. Przez pewien czas nawet jeździli razem w McLarenie i może wtedy pewne elementy osobowości przeniknęły przez dwie krnąbrne głowy. Możliwe. Nadal jednak nie zmienia to faktu, że Raikkonen musiał czuć wewnętrznie, że najlepsze lata miał już za sobą i jeszcze w trakcie kampanii 2018 zupełnie na nic nie liczył.
Sezon 2021 nie był najgorszy
Po Ferrari pojawiła się Alfa Romeo i powrót do macierzy (Sauber), a przez pandemię z dwóch lat zrobiły się trzy. Właśnie ten trzeci rok, ostatni, całkowicie na odczepnego, mamy teraz ocenić. Gdy kilka dni temu pisałem o Antonio Giovinazzim, nie sposób było porównywać go do Kimiego. W tym sezonie znowu zdobył więcej punktów od kolegi z zespołu, chociaż nie startował w dwóch wyścigach - 10 do 3 dla Fina.
Kiedy jednak weźmiemy pod uwagę prawdopodobnie absolutnie symboliczny poziom motywacji Raikkonena, kolejny raz pokazuje to, jak słaby był w 2021 Antonio albo jak piekielnie wielki talent i absolutnie zero ciężkiej pracy były atrybutami Kimiego. Zresztą jak tu mówić o wielkim poświęceniu, gdy ktoś jeszcze przed rozpoczęciem mistrzostw był w stanie włożyć do koperty kartkę z informacją o tym, że za kilka miesięcy da sobie spokój?
Sezon rozpoczął się jednak od kilku występów, w których Fin otarł się o punkty. Aż do wyścigu w Monako Tonio był wiecznie za Raikkonenem. Później pojawiła się pierwsza zdobycz Włocha, w Azerbejdżanie punktował Kimi i od tego czasu zdaje się, że to Antonio wiódł prym w zespole.
Coraz lepiej kwalifikował się i to on był w ofensywie, bo przecież właśnie jemu zależało na tym. żeby coś udowodnić i wywalczyć sobie kontrakt na 2022. Kierowca z Espoo wyraźnie odpuścił i teraz to on częściej kończył za plecami zespołowego kolegi. Potem były Węgry, kolejne oczko na koncie, aż wreszcie przyszło nieszczęście.
Raikkonen - nie licząc późnej absencji Mazepina - był w tym sezonie jedynym, który musiał pauzować z powodu koronawirusa. Tak jak Hamilton w 2020 roku w Abu Zabi nadal wracał do siebie, tak Kimi, który chorobę przeszedł bezobjawowo, w pierwszej rundzie po powrocie wywalczył 8. miejsce. Swój wyczyn z Rosji powtórzył jeszcze w Meksyku i tym samym przypieczętował przewagę punktową nad Giovinazzim, zdobywając 16. miejsce w klasyfikacji generalnej.
To kolejny paradoks tej postaci - czasem mogło się odnieść wrażenie, że kiedy mu się tak bardzo nie chce, to zapomina o tym, że mu się nie chce, przez co nagle przez moment mu się zachciewa, do tego dochodzi odrobina szczęścia i proszę!
Starając się na wszystko spojrzeć obiektywnie, przez całe 3 lata Kimi nie dawał Antonio żadnych szans w jednym aspekcie, który jest kluczowy w Formule 1 - Fin miał po prostu dużo lepsze tempo wyścigowe. Można odnieść wrażenie, że częściej to on korzystał na strategii, do niego częściej uśmiechało się szczęście, to on zyskiwał więcej miejsc na pierwszym okrążeniu i wreszcie unikał przy tym większych problemów.
To taka wieża z Yengi, którą wielu nazywa "racecraft", a ja rozumiem ją jako kompletny pakiet cech i umiejętności pozwalający odnaleźć się w weekendzie wyścigowym oraz wywieźć dobry rezultat. Raikkonen to wszystko miał i nawet jeśli brakowało tempa w kwalifikacjach (brak chęci do ryzyka?), to nadal większość tego, co wypracował Giovinazzi w sobotę, Kimi odrabiał na kilku pierwszych zakrętach w niedzielę.
Sezon 2021 w jego wykonaniu był lepszy od sezonu 2020, a chyba nikt nie ośmieli się stwierdzić, że Alfa Romeo prezentowała się lepiej. Co więcej, nawet Williams miał swoje momenty w tym roku. Nadal jednak nie zmienia to niczego.
Wyobraźmy sobie, że bohater tego artykułu kończy karierę w 2009 roku, czyli po swoim trzecim sezonie w Ferrari. Nie będę nic sugerował, ale jak byśmy go wtedy wspominali? To teraz kolejna teoria - Kimi kończy karierę po sezonie 2018, nie przenosi się do Hinwil, bo ma blisko do domu, tylko po prostu dochodzi do wniosku, że pora na emeryturę od F1. Jak wtedy zapamiętalibyśmy kierowcę, który 12 razy stał na podium w ostatnim roku startów?
Hyvää lomaa, Kimi
No i teraz przychodzi smutna refleksja. Jak zapamiętany zostanie Kimi po trzech latach w Alfie? Sezon 2019 nie był taki zły - regularne punkty, a nawet wola walki i kilka ciekawych momentów w pierwszej połowie. Później było już tylko gorzej. Fin stał się legendą królowej sportów motorowych już kilka lat temu i nic nie wskazuje na to, żeby miało się to zmienić.
Nadal jednak wydaje mi się, że jego potencjał i możliwości były zdecydowanie większe od tego, co chciało mu się nam prezentować. Nie mam natomiast zamiaru, żeby to zabrzmiało, jakbym miał do niego żal, chociaż pewnie trochę tak jest.
Dlatego na koniec zostawiam was z taką myślą, że Raikkonen - pomijając kwestię niezawodności McLarena sto lat temu - prawdopodobnie mógł osiągnąć więcej, gdyby był w tym na 100% przez cały czas, gdyby naprawdę dawał z siebie wszystko. Z drugiej strony wtedy nie byłby Kimim.
Pamiętajmy jednak, że pewnych aspektów życia po prostu nie mamy prawa oceniać, m.in. rodziny czy prywatnych priorytetów. Przy okazji świąt na swoim instagramowym profilu Fin umieścił fotkę z drona, przedstawiającą całą familię Raikkonenów, która leży na plaży. Udanego odpoczynku i wszystkiego co najlepsze. Myślę, że pozostaniesz zapamiętany jako facet, który nawet wtedy, kiedy mu się nie chciało, był szybszy od swoich rywali.
Kimi Matias Raikkonen, niesamowicie utalentowany kierowca Formuły 1, który został Kimim.