Rzadko zdarza się, aby już na etapie Q1 pożegnać i jednego Mercedesa, i jednego Red Bulla. Dokładnie tak stało się w kwalifikacjach F1 do GP Australii. Andrea Kimi Antonelli i Liam Lawson wytłumaczyli, co przeszkodziło im w osiągnięciu dobrych wyników.

Dwaj niedoświadczeni kierowcy, którzy zasiadają w czołowych bolidach F1, nie mogą zaliczyć dzisiejszej czasówki do udanych. Obaj mieli swoje problemy w trakcie sobotniej rywalizacji, ale bardziej pokrzywdzony przez los może czuć się Antonelli.

Już w Q1 w jego bolidzie doszło do uszkodzenia tzw. bibu, czyli przedniej części podłogi. Stało się to po wyjeździe na tarkę, a sam zainteresowany przeczuwa, że nie pomylił się na tyle, aby ponieść takie konsekwencje.

- To było niefortunne - tłumaczył Włoch. - Wyjechałem tylko trochę za szeroko, nie na tyle, aby ucierpiał mój czas okrążenia. Samochód uderzył w tarkę mocniej, niż myślałem, a po tym pojawiły się uszkodzenia. Gdyby nie to, sprawy potoczyłyby się inaczej, z pewnością.

- Pojechałem taką samą linią jak w treningu, szczerze mówiąc. Po prostu na tarce było sporo żwiru. Gdy po nim przejechałem, to wystąpiły te uszkodzenia. Traciłem sporo czasu na prostych, bo podłoga ocierała o asfalt. Do tego doszła utrata docisku, bo podłoga nie była dobrze ustawiona - częściowo przez to zahaczanie o nawierzchnię. To na pewno miało znaczenie. 

- Auto miało tempo. Jest ciasno i wszyscy są blisko siebie, więc taki wynik to rozczarowanie. Mogliśmy powalczyć o lepszą pozycję. Jutro natomiast będzie padało i wiele może się zdarzyć. Na szczęście lubię deszcz. Ten tor jest dość trudny, ale możemy zdziałać tu coś dobrego, bo bolid dawał niezłe odczucia. Tylko te uszkodzenia tak zmieniły nasze położenie.

Jeszcze niżej, na P18, zakwalifikował się Liam Lawson. W jego przypadku problemy były inne i zdarzyły się w treningu. Tam doszło do usterki, którą Red Bull opisał jako "awaria jednostki napędowej lub czegoś związanego z nią po stronie powietrza". Zespół poradził sobie z tym i Nowozelandczyk normalnie mógł walczyć na torze.

Oczywiście nie był idealnie przygotowany do rywalizacji, ale nie chciał robić z tego żadnych wymówek, skoro sam zepsuł kilka rzeczy.

- Zakładaliśmy, że początek czasówki będzie trudny, już nawet pierwsze okrążenia - mówił Lawson. - Planowaliśmy budować tempo wraz z rozwojem sesji. Ale ten wyjazd poza tor na drugim kółku popsuł nasze plany. Ostatnie okrążenie było dobre, dopóki nie popełniłem błędu w trzecim sektorze. Jasne, utrata trzeciego treningu nie pomaga, ale nie powinienem wypadać z toru w kwalifikacjach.

- Przed zakrętem nr 9 odrobiłem pół sekundy. Ale w sekcji 9-10 już mną rzuciło. Opony chyba zaczynały się wtedy poddawać. Walczymy z tym w ten weekend i nie mogliśmy tego przećwiczyć w treningu. Nie jeździłem też za wiele z dużym obciążeniem paliwem. 

Mimo tak słabego wyniku 23-latek widzi pewne plusy w tym, jak zaprezentował się Max Verstappen.

- Dziś zrobiliśmy duży krok, czy też Max powiedział tak po porannym treningu. Ja oczywiście nie zaliczyłem wtedy okrążeń i to utrudniło mi życie. Natomiast to nie tak, że samochód jest wyjątkowo trudniejszy w prowadzeniu i dlatego popełniłem błędy. To trudny tor, a do tego doszedł brak nabitych kilometrów. I teraz wyglądam głupio, wyczekując deszczu. Ale chciałbym, żeby popadało, bo z tej pozycji trudno będzie się przebić i wyprzedzać.